Wiosenne porządkowanie portfela inwestycyjnego w tym roku jest o tyle niewdzięcznym zadaniem, że większość inwestorów poniosła straty wynikające z załamania rynków finansowych. Jednak bez względu na to, czy do tegorocznego PIT-u doliczymy podatek od zysków kapitałowych, warto sprawdzić, czy nasza strategia pasuje do dynamicznie zmieniających się realiów rynkowych.
W Open Finance opisujemy możliwości inwestycyjne pod kątem trzech klasycznych profilów inwestora – bezpiecznego, umiarkowanego i agresywnego.
Inwestor szukający bezpieczeństwa: ryzyko? nie ma takiego słowa
Bezpieczeństwo osiąga w ostatnich tygodniach wysoką cenę. Gotówka jest królową – słyszymy zewsząd. Jak więc bezpiecznie pomnożyć gotówkę przy jak najniższym ryzyku inwestycyjnym?
Niestety nawet najbezpieczniejsze formy inwestowania niosą ze sobą choćby tylko cień, ale jednak, ryzyka. Nie ma inwestycji wolnych od ryzyka. W końcu nawet pieniądze trzymane w najbezpieczniejszym sejfie świata tracą na wartości ze względu na inflację.
Można zatem wybierać pomiędzy najbardziej bezpiecznymi formami inwestowania, mając świadomość, że 100-proc. bezpieczeństwo środków nie istnieje. Za najbezpieczniejszą formę inwestycji uchodzą obligacje skarbowe, a to z powodu, że są one gwarantowane całym majątkiem skarbu państwa. Zatem jest to inwestycja bezpieczna tak długo, jak długo państwo nie ogłosi niewypłacalności, co zdarza się niezmiernie rzadko (niemniej – zdarza się; żeby nie szukać daleko – postąpiła tak Rosja w 1998 r.). Również wybór obligacji detalicznych niesie ze sobą pewne ryzyko. Wiąże się ono ze wzrostem inflacji, co w pewnych specyficznych sytuacjach może oznaczać, że otrzymane odsetki (pomniejszone o podatek od zysków kapitałowych) ledwie pokryją utratę wartości pieniądza w czasie. Jeśli np. oprocentowanie obligacji wynosi 5 proc., a inflacja wyniosła 4,6 proc., to okaże się, że nasz zysk netto (po odliczeniu podatku) wyniósł 4,05 proc. wobec czego realnie inwestycja przyniosła stratę, mimo że nominalnie osiągnęliśmy zysk.
Wyjściem z tej sytuacji jest zakup obligacji, których oprocentowanie uzależnione jest od inflacji. Np. inflacja plus 2,5 pkt proc. marży. Mamy wówczas pewność, że zysk z obligacji przekroczy inflację i ostatecznie pieniądze nie stracą na wartości. Na duże zyski z bezpiecznych inwestycji nie można liczyć, ale bezpieczeństwo jest dla niektórych inwestorów nie do przecenienia. W USA doszło już do tego, że niektóre papiery skarbowe (bony) oferują ujemną rentowność (czyli otrzymujemy mniej niż zainwestowaliśmy, a to ze względu na fakt, że inwestorzy tak wysoko cenią gwarancję otrzymania środków z powrotem). W Polsce dalecy jesteśmy od tej sytuacji i obligacje wciąż przynoszą dochód nie tylko nominalny, ale także realny (czyli po uwzględnieniu wpływu inflacji).
Drugą kategorią bezpiecznych inwestycji są lokaty bankowe. Lokata jest niczym innym niż pożyczką udzieloną bankowi. W obecnych warunkach banki rywalizują o kapitał i oferują nieraz oprocentowanie wyższe od obligacji skarbowych. Ale coś za coś. Choć prawdopodobieństwo upadku banku jest bardzo niewielkie, to jednak większe niż upadłości państwa. W razie upadłości banku, klienci i tak mogą liczyć na zwrot swoich depozytów. Jeśli ich wartość nie przekracza 50 tys. euro (lub równowartości) otrzymają z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego lokatę w pełnej wysokości wpłaconych środków.
Kolejnym rodzajem inwestycji o wysokim poziomie bezpieczeństwa są fundusze inwestycyjne. Oczywiście nie kojarzą się one dzisiaj z bezpieczeństwem, ale nie chodzi o każdy fundusz inwestycyjny, lecz o fundusze rynku pieniężnego lub fundusze obligacji. Niektórzy sądzą, że fundusze są bezpieczniejsze nawet niż banki, ponieważ w razie upadłości Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, zebrane w funduszach środki nie wchodzą w skład masy upadłościowej, lecz są wypłacane w całości (bez limitów kwotowych) uczestnikom funduszy, lub są po prostu przejmowane w zarządzanie przez inne Towarzystwo (ale tylko w zarządzanie – co oznacza, że środki można nadal swobodnie wypłacać).
Teoretycznie inwestycje te są bardzo pewne. Fundusze rynku pieniężnego inwestują pieniądze klientów w krótkoterminowe papiery skarbowe (np. bony lub obligacje o krótkim terminie wykupu), a nawet w lokaty bankowe. Fundusze obligacji wybierają papiery skarbowe o dłuższym terminie wykupu, co powinno przynosić nieco wyższe stopy zwrotu w porównaniu do funduszy rynku pieniężnego. Niestety ostatnia praktyka nadwyręża nieco zaufanie do tego rodzaju funduszy, ponieważ kilka z nich inwestowało także w dłużne papiery komercyjne (np. obligacje i weksle emitowane przez przedsiębiorstwa lub banki). Upadłość podmiotów komercyjnych, lub po prostu utrata ich wiarygodności finansowej, oznacza spadek cen obligacji i w konsekwencji ryzyko poniesienia strat przez uczestników funduszu. Dlatego szukając bezpiecznych ofert należy wybierać te fundusze, które nie wychylają się z inwestycjami poza papiery skarbowe i to polskie papiery skarbowe. Co prawda zakup obligacji np. niemieckiego rządu może być posunięciem jeszcze bezpieczniejszym, ale niesie ze sobą także ryzyko kursowe, na które inwestor o bezpiecznym profilu nie powinien sobie pozwalać.
Nabycie obligacji skarbowych nie wiąże się z żadnymi kosztami, natomiast koszt może pojawić się przy wcześniejszym umorzeniu obligacji, bowiem papierów 10-letnich nie trzeba trzymać przez 10 lat. Można zlecić ich wykup w dowolnym niemalże momencie – wiąże się to z kosztem 1 zł od obligacji o nominale 100 zł.
W przypadku banków założenie lokaty również nie musi wiązać się z żadnym kosztem (ale może, jeśli oprócz lokaty założymy np. konto), a jej zerwanie może kosztować utratę odsetek.
Z kolei fundusze pieniężne i obligacji z reguły zwolnione są z opłat wstępnych, ale za to pobierają opłaty za zarządzanie (0,0-2,0 proc. w skali roku). Jednak z reguły można wycofać z nich środki w dowolnym momencie bez żadnych dodatkowych opłat, zachowując przy tym w całości wypracowany do danego momentu zysk.
Inwestor umiarkowany: szklanka w połowie pełna czy w połowie pusta?
Prawdopodobnie najliczniejszą grupą inwestorów są ci, którzy swoje podejście do inwestycji mogliby określić słowami „i chciałbym, i boję się”. Z jednej strony kusi ich potencjalny zysk, a z drugiej odstrasza możliwość straty. Pomiędzy tymi dwoma czynnikami nigdy nie ma równowagi i niekiedy górę bierze jeden, a innym razem drugi.
Osoby, do których powyższa krótka charakterystyka pasuje najlepiej, inwestując powinny stosować strategię mieszaną. Oznacza to, że część pieniędzy powinny lokować w aktywa o większym potencjalne zysku, ale i o zwiększonym ryzyku (przede wszystkim w akcje), zaś część w bezpieczniejsze, związane z o wiele mniejszym ryzykiem, papiery dłużne i instrumenty rynku pieniężnego (obligacje i bony skarbowe, depozyty bankowe).
Najprostszym sposobem na osiągnięcie takiej dywersyfikacji, czyli zróżnicowania portfela, są fundusze inwestycyjne mieszane (w tym zrównoważone i aktywnej alokacji), stabilnego wzrostu oraz fundusze ochrony kapitału.
Fundusze mieszane zrównoważone inwestują pół na pół w akcje i papiery dłużne. Fundusze stabilnego wzrostu stosują bardziej stonowaną politykę i większość aktywów (przeciętnie ok. 80 proc.) lokują w papierach dłużnych. W przypadku dobrej koniunktury na rynku akcji mamy szansę na dodatkowy zysk, mniejszy niż gdybyśmy wszystko ulokowali w funduszu akcji, ale – jeśli tendencja uległaby odwróceniu – ewentualne straty też będą ograniczone.
Minusem tego rozwiązania jest fakt, że – co by się nie działo – fundusze zrównoważone i stabilnego wzrostu utrzymują zaangażowanie w poszczególne klasy aktywów na mniej więcej nie zmienionych poziomach. Inaczej postępują fundusze aktywnej alokacji. O strukturze portfela, czyli podziale pomiędzy część akcyjną i dłużną, na bieżąco decyduje zarządzający funduszem. W zależności od jego oceny, taki fundusz niekiedy może przybierać formę funduszu akcji, a innym razem funduszu obligacji.
Można pójść jeszcze o krok dalej, inwestując w fundusz absolutnej stopy zwrotu (ang. absolute return). Taki produkt dąży do wypracowania bezwzględnej stopy zwrotu, niezależnie od sytuacji, jaka w danym momencie utrzymuje się na rynkach akcji czy obligacji. Fundusze te starają się osiągnąć ten ambitny cel, inwestując nie tylko w akcje i obligacje, ale również w szereg innych instrumentów finansowych, których ceny są w jak najmniejszym stopniu skorelowane, czyli powiązane. W praktyce oznacza to zazwyczaj, że fundusz taki rezerwuje sobie maksymalnie szerokie, dopuszczalne prawem spektrum inwestycyjne.
Portfel naśladujący fundusze zrównoważone i stabilnego wzrostu można też stworzyć samemu, kupując osobno jednostki uczestnictwa funduszu akcji i funduszu obligacji. Takie rozwiązanie ma jedną podstawową zaletę – jest tańsze. Mniejsze są zarówno opłaty manipulacyjne przy zakupie bądź sprzedaży jednostek, a także wynagrodzenie za zarządzanie funduszem. Zważywszy na cykliczność funduszy obligacji (zarabiających nie tylko na odsetkach, ale i na zmianie cen papierów) oraz fakt, że ostatni cykl wysokich zysków najprawdopodobniej chyli się już ku końcowi, dodatkowym plusem własnoręcznie skonstruowanego portfela mieszanego jest łatwość zastąpienia części obligacyjnej np. przez lokatę w banku lub zakup obligacji detalicznych.
Inwestor agresywny: emocje kontra rozum
Inwestor najbardziej skłonny do ryzyka wybiera najczęściej fundusze akcji lub bezpośrednie lokowanie środków na giełdzie. Skłonność do ryzyka to nic innego jak balansowanie pomiędzy własną chciwością a strachem. Mierzenie ryzyka odchyleniem standardowym, betą czy innymi wskaźnikami, na które często powołują się analitycy, daje złudne poczucie kontrolowania sytuacji, ale jak pokazuje praktyka tylko najlepsi z najlepszych w długim czasie pokonują rynek. Tymczasem aż 72 proc. zarządzających amerykańskimi funduszami akcji w czteroletnim cyklu giełdowym (2004-2008 r.) uzyskało niższe stopy zwrotu niż indeks S&P 500. Jeszcze gorzej wypadli specjaliści poszukujący alfy w segmentach małych i średnich spółek – benchmarków nie zdołało pokonać odpowiednio 86 proc. i 76 proc. aktywnie zarządzanych funduszy. Podobnych rezultatów dostarczyły badania przeprowadzone przez agencję Standard & Poors w latach 1999-2003.
Po wydarzeniach, które obserwowaliśmy w ciągu ostatnich kilku miesięcy, chyba nikogo nie trzeba specjalnie przekonywać, że aktywne strategie to miecz obusieczny. Ceną za szansę na zarobki przewyższające przeciętne stopy zwrotu z lokat i bezpiecznych funduszy, jest podwyższone ryzyko, które w skrajnych przypadkach rodzi pokaźne straty. W praktyce aktywną strategię inwestycyjną, polegającą na wychwytywaniu krótkoterminowych trendów, można stosować nie tylko na giełdzie, ale praktycznie na dowolnym rynku gdzie ceny podlegają wahaniom.
Zamiast poszukiwać kolejnego sezonowego hitu lepiej dogłębnie poznać zasady rządzące jednym mniejszym obszarem, którego dynamika odpowiada naszemu profilowi. Kluczem do wysokich stóp zwrotu jest zrozumienie psychologii tłumu, własnych ograniczeń oraz bezwzględna dyscyplina. Banalne zasady takie jak „kupić tanio, sprzedać drogo” nie mają żadnej wartości praktycznej i można je spokojnie odstawić do lamusa. Każdy inwestor decydujący się na agresywne podejście do rynku powinien pamiętać, że strata kapitału jest nieodzownym elementem gry, a im częściej dokonujemy transakcji, tym większe prawdopodobieństwo, że nasz system ujawni mankamenty. Dlatego też pierwszą regułą aktywnego inwestora jest posiadać obowiązkowo plan B.
Przed otwarciem pozycji (np. zanim kupimy akcje) musimy wiedzieć, jak zachowamy się gdy rynek będzie poruszał się w przeciwnym kierunku od oczekiwanego. Zaciśnięte kciuki i nadzieja na wzrost kursu nie wystarczą – określmy więc procentowo lub kwotowo rozmiar dopuszczalnej straty. Gdy poziom ten zostanie osiągnięty, nie popełniajmy najczęściej popełnianego błędu niedoświadczonych inwestorów, tzn. nie naginajmy własnych zasad do scenariusza, który chcielibyśmy ujrzeć. Przyjąłeś system, w którym dopuszczasz spadek cen akcji maksymalnie o 5 proc. – sprzedaj ze stratą papiery i nie wmawiaj sobie, że trend musi się odwrócić. Nie dokupuj akcji po niższych cenach. Po prostu przestrzegaj własnych zasad.
Sam fakt, że często dokonujemy transakcji, nie daje przewagi nad strategią „kup i trzymaj”. Większość inwestorów wybierających aktywne strategie zanim zacznie systematycznie osiągać wyniki lepsze od szerokiego rynku, albo traci nerwy, albo większość kapitału, który miał być pomnażany, a topnieje w wyniku prowizji dla biura maklerskiego. Na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych pojawiły się właśnie instrumenty pozwalające przy minimalnych kosztach lokować kapitał w koszyk spółek odzwierciedlający skład indeksu WIG20. Takie rozwiązanie przy obecnych poziomach indeksów zdaje się być lepszym rozwiązaniem dla indywidualnych inwestorów, którzy nie chcą za wszelką cenę ścigać się z benchmarkiem, ale jednocześnie skłonni są podjąć spore ryzyko, i w krótkim czasie zaakceptować dwucyfrowe straty zainwestowanego kapitału. Podobnie jak w czasie hossy akcje są nieracjonalnie drogie, tak w czasie bessy osiągają nienaturalnie niskie ceny.
Do lokowania kapitału na własną rękę – bez względu na aktualną kondycję rynków finansowych – zachęcamy jedynie tych inwestorów, którzy mają wystarczająco samozaparcia, aby solidnie odrobić pracę domową i opracować własne żelazne zasady. Gdy poznamy mechanizmy wpływające na ceny aktywów z wybranego rynku (akcji, walut czy surowców), nie będziemy bez przerwy poszukiwać złotej rady eksperta czy rekomendacji, która da zarobić fortunę. Największa korzyścią z posiadania własnego systemu jest poczucie niezależności i spokoju umysłu – bez względu na to, co o spółkach z naszego portfela twierdzą specjaliści i piszą internauci na forach dyskusyjnych, sami decydujemy o tym, kiedy wejść na rynek i kiedy się z niego wycofać.
Nie miejmy jednak złudzeń – nikt nie poda nam na tacy gotowej recepty na to, jak inwestując, osiągnąć najwyższy stopień wtajemniczenia. Dlatego bez względu na naszą skłonność do ryzyka warto wypełnić się wiedzą i poznać choćby podstawowe prawa popytu i podaży rządzące każdym rynkiem. Jest to szczególnie istotne w okresie gorszej sytuacji gospodarczej, kiedy coraz trudniej o nadwyżki kapitału. Teorie inwestowania mówiące o tym, że inwestorzy podejmują racjonalne decyzje, stoją zazwyczaj w sprzeczności z praktyką. Decyzje finansowe wynikają przede wszystkim z naszej psychiki, dlatego przed wyborem optymalnej strategii, kluczowe jest poznanie własnych emocji i skłonności do ryzyka.
Emil Szweda, Bernard Waszczyk, Łukasz Wróbel
Źródło: Open Finance