Premier zwróci się do nadzoru bankowego, by ten powstrzymał banki przed udzielaniem kredytów na 100 proc. wartości nieruchomości. Według nowych przepisów kupujący mieszkania będą zmuszeni do wniesienia przynajmniej 5 proc. wkładu własnego. To rozwiązanie uderzy w osoby, które nabywają pierwszą nieruchomość. Gordon Brown powiedział jednak: „Chcemy, by do Wielkiej Brytanii wróciły tradycyjne banki hipoteczne i kasy oszczędnościowe, udzielające kredytów na rozsądnych i ostrożnych zasadach”.
Ta deklaracja pojawiła się przed ogłoszeniem nowego pakietu pomocowego dla banków. Przewiduje on m.in.:
– ubezpieczenie przez rząd „toksycznych aktywów” znajdujących się w bankach. Ryzykowne kredyty o wartości do 400 mld funtów mają zostać umieszczone w „złym banku”;
– zastrzyk gotówki do 10 mld funtów dla znacjonalizowanego banku Northern Rock, tak by znowu zaczął udzielać kredytów.
Próba przejęcia przez Browna kontroli nad kredytami hipotecznymi kończy epokę, w której dzięki szalejącym cenom setki tysięcy nabywców mogły dostać pożyczkę do 125 proc. wartości nieruchomości. Wszystkie banki i towarzystwa budowlane wycofują się obecnie z takich kredytów.
Opozycyjni politycy określają te posunięcia słowami „za mało, za późno”. Grant Shapps, minister budownictwa w gabinecie cieni, powiedział: „Te decyzje są podejmowane w sytuacji, gdy mleko już się rozlało. To błędne rozpoznanie sytuacji przez Gordona Browna spowodowało, że eksplozja kredytowa wymknęła się spod kontroli”.
W szczycie boomu nieruchomościowego, w listopadzie 2007 roku, było ponad 150 produktów kredytowych, w których nie trzeba było mieć wkładu własnego. Takie kredyty miała w ofercie jedna trzecia banków. Niektóre, w tym Northern Rock, pożyczały na 125 proc. wartości nieruchomości.
Isable Oakeshott Jonathan Oliver „The Times”
Tłum. TK