Pierwszy impuls przyszedł w czwartkowych danych o sprzedaży detalicznej. Niższa sprzedaż spowodowana była niższym popytem na paliwa ze względu na ich wysokie ceny. Drugi impuls pojawił się następnego dnia. Wzrosły ceny importu, a przyczyną znowu były wysokie notowania surowców. Mimo oznak zagrożenia inflacyjnego, po wzroście rentowności amerykańskich obligacji i umocnieniu dolara, inwestorzy znowu przystąpili do zakupów akcji negując sygnały z rynku długu.
Wczorajszy, wyższy od prognoz, odczyt inflacji PPI został w cieniu publikacji z rynku nieruchomości. Spadek liczby pozwoleń na budowę i rozpoczętych inwestycji budowlanych uczestnicy rynku odebrali jako możliwą zapowiedź przegrzania na amerykańskim rynku nieruchomości, co oddaliło przekonanie o kontynuacji cyklu podwyżek stóp procentowych. EUR/USD ponownie zaczął się wspinać sięgając poziomu blisko 1,2860.
Rynek czekał na dzisiejsze dane o inflacji CPI, które miały ostatecznie przesądzić o losach amerykańskich papierów i sentymencie do rynków wschodzących. Prognozy mówiły o wzroście o 0,5% uwzględniając już wpływ wysokich cen surowców. Publikacja okazała się być wyższa od prognoz i wyniosła 0,6%. To był przysłowiowy gwóźdź do trumny. Reakcja była natychmiastowa. Wzrost rentowności 10-letnich obligacji skarbowych w USA do poziomu 5,18% przełożył się na aprecjację dolara względem euro i jena oraz spadki na rynku surowców, co wywołało przecenę walut rynków wschodzących i wyprzedaż akcji.
Łańcuszek zdarzeń wydaje się zatem być dość czytelny. Nadchodzi korekta. O godz. 17.45 na EUR/USD notowano poziom 1,2740. Za euro płacono blisko 3,94 zł a za dolara 3,09 zł. Wydaje się, że to jeszcze nie koniec osłabiania naszej waluty zwłaszcza, że tracą także węgierski forint, czy tak odległy nam brazylijski real. Wygląda na to, że amerykańskie obligacje po wzroście rentowności stały się znów łakomym kąskiem dla inwestorów. Jeśli ich dochodowość będzie dalej rosła zaowocuje to większą awersją do ryzyka i głębszą wyprzedażą na rynkach akcji.
Przy dużych obrotach przekraczających 1,2 mld PLN WIG20 stracił dziś ponad 3%. Indeks szerokiego rynku spadł o 2,1% a wartość dokonanych transakcji zbliżyła się do 1,7 mld PLN. Spadki zagościły również na europejskich parkietach. BUX stracił 4% a FTSE i CAC40 po 3%. Nie lepszy humor mają inwestorzy za oceanem. O godz. 18.00 główne indeksy mocno szły już na południe. DJIA spadał o 1,4% a Nasdaq i S&P500 traciły po 1,3%.
Oliwy do ognia dolała jeszcze Agencja Ratingowa Fitch. Uznała ona za istotny wzrost zagrożenia inflacyjnego na rynkach wschodzących oraz istniejące tam ryzyko polityczne. W jej ocenie są to powody zahamowania podwyższania ratingów dla poszczególnych państw.
Wygląda na to, że najbliższe dni odcisną piętno na portfelach inwestorów, a wielu z nich przekona się, że giełda to nie maszynka do robienia pieniędzy. Na horyzoncie psychologiczny poziom 3000 pkt na WIG20. Dla wielu ewentualny spadek poniżej niego będzie sygnałem do opuszczenia rynku. W takiej sytuacji przychodzi na myśl stara giełdowa maksyma: sprzedaj w maju i jedź na wakacje. Może coś w tym jest?