Gwałtowne spadki przy rekordowo wysokich obrotach (wywołane przede wszystkim odpływem kapitału z rynków wschodzących oraz wahaniami na rynku surowców będących katalizatorem hossy na GPW) spowodowały znaczne straty szczególnie wśród funduszy akcyjnych. Niektóre z funduszy, w celu zapobiegnięcia masowym umorzeniom jednostek, wydały szereg uspokajających inwestorów komunikatów, wycofały też z mediów swoje reklamy.
Obawy powierników były uzasadnione. Sama tylko przecena walorów zainwestowanych na giełdzie spowodowała spadek stanu posiadania o ponad 4 mld zł. Jeśli doszłoby dodatkowo do wycofywania pieniędzy, odpłynęłyby kolejne miliardy.
Największe na rynku TFI Pioneer Pekao zanotowało zmniejszenie majątku tylko o 3 proc. w porównaniu ze stanem z końca kwietnia. Fundusz zapowiada ponadto, że aktywa wzrosną dzięki 350 mln zł pozyskanym do zamkniętego funduszu Bezpieczna Inwestycja.
Majątek zarządzanego przez drugi największy na rynku TFI BZ WBK również ucierpiał tylko nieznacznie i dziś jest „zbliżony do kwietniowego”.
Prezes TFI ING Sebastian Buczek spodziewa się niewielkiego spadku, ale jak podkreśla, do powierników ciągle płyną nowe pieniądze. „W maju ich przypływ był tylko o 1/3 mniejszy niż w poprzednich miesiącach” – dodaje. Środki nadal płyną do funduszy inwestycyjnych, inwestorów zachęcają bowiem świetne wyniki średnio- i długoterminowe.
Nowych klientów przybywa i będzie przybywać, bo, pomimo ciągle trwających spadkach na parkiecie, nie ma w zasadzie innych alternatyw. Oprocentowanie lokat bankowych na poziomie 3-4 proc. rocznie nie zadowoli inwestora, który w funduszu akcji zyskał w takim samym czasie 40 czy 50 proc. W porównaniu w rekordowo niskim oprocentowaniem lokat wygrywają nawet fundusze bezpieczne (pieniężne i obligacyjne).
Zdaniem specjalistów na to, że nie ma znacznych powodów do obaw, wpływa również fakt, że największa część pieniędzy (38 mld zł.) tkwi w funduszach stabilnych i zrównoważonych, które znacznie mniej boleśnie odczuwają przecenę na giełdzie. Udziałowców funduszy stabilnych może zniechęcić dopiero dłużej trwająca bessa, gdy ich straty zaczną osiągać poziom dwucyfrowy.
Dodatkowo zwracają uwagę na fakt, że inwestorzy zagraniczni, którzy uciekli z rynków wschodzących, w tym z Polski, by kupić amerykańskie obligacje szybko zauważą atrakcyjność przecenionych polskich akcji. Tym bardziej, że zyski z amerykańskich papierów dłużnych może zjeść deprecjacja dolara.
Wszystko więc wskazuje na to, że panikę klientów funduszy udało się stłumić w zarodku.