Największy polski bank miał do niedawna dużo szczęścia – udało mu się działać z dala od wielkiej polityki. Zamiast toczyć grę o przychylność nowej ekipy, Zarząd banku robił swoje – a efekty są imponujące. Rekordowe wyniki finansowe, udany kolejny etap wdrożenia systemu centralnego, nowe produkty, rosnące udziały w rynku. Jak widać nie wystarczyło to do zachowania posady Prezesa. Andrzej Podsiadło zrobił ruch wyprzedzający i zrezygnował z pełnionego stanowiska. Jak na szefa spółki giełdowej przystało – o jego odejściu wiadomo na tyle wcześnie, że nie jest to dla nikogo niespodzianką. Problem w tym, że naszym zdaniem – jak to barwnie można ująć – jeszcze trup nie ostygł, a już zaczynają się boje o spadek. W tym przypadku chodzi nie tylko o jednego z największych pracodawców w branży.
Tytuł (jeszcze) największego banku w Polsce zobowiązuje. PKO BP kontroluje całkiem spory kawałek rynku. Dość powiedzieć, że prowadzi co trzeci rachunek osobisty. Dodajmy do tego spółki z grupy kapitałowej. Dom maklerski, TFI i długo by tu jeszcze wymieniać. Dodajmy do tego plany bliskiej współpracy z Pocztą Polską i Bankiem Pocztowym, a także PZU. Na koniec wspomnijmy o kasie, dużej kasie, którą można użyć do realizacji ciekawych planów. I nie chodzi tu tylko o zakup udziałów w BOŚ Banku. Znacznie ciekawszym pomysłem jest na przykład współpraca PKP i PKO Inwestycje. Obie firmy będą wspólnie budować osiedla mieszkaniowe na terenach kolejowych. Pierwsze umowy mają zostać parafowane w najbliższym czasie. Czujemy w kościach, że pewnie przez przypadek przed wyborami samorządowymi. Sam projekt jest bardzo ciekawy i trzeba przyznać na rzeczy. W pierwszej kolejności mieszkania mają powstać w Warszawie i Trójmieście. W okolicach stołecznego Dworca Zachodniego powstanie ponad 2 tysiące mieszkań, które… będą sprzedawane po cenach niższych niż rynkowe. Interesująca zapowiedź. Co skłania z jednej strony giełdową spółkę, której celem jest maksymalizacja zysków, a z drugiej zadłużonego po uszy państwowego przewoźnika, do takiej hojności? Być może dodatkowy interes PKO BP, który udzieli preferencyjnych kredytów. Złośliwi wskazują jednak na zdawałoby się przypadkowy czas, kiedy mają rozpocząć się pierwsze budowy. Ma się to odbyć dopiero za trzy lata – akurat na kolejne wybory parlamentarne. Ciekawe, czy wtedy również ludzie będą kupować na pniu, zanim pierwsza łopata zostanie wbita w ziemię? Tak czy inaczej – to duży projekt i może zapewnić szybką budowę wielu mieszkań. PKP to spółka państwowa. W jej posiadaniu jest prawie 110 tys. ha nieruchomości, z czego ok. 15 proc. nadaje się pod różne inwestycje.
Łatwo sobie wyobrazić co można osiągnąć przez współpracę PKO BP, Poczty, BOŚ Banku i PKP. Gdyby do tego dodać SKOK-i… O wynikach takiej współpracy moglibyśmy z pewnością czytać w podręcznikach do historii (nie ma co ukrywać – za efekty trzymamy kciuki, nie ważne kto to będzie robił!). Układ byłby prosty. PKP daje tereny pod inwestycje – uregulowany stosunek prawny, nie będzie większych problemów z przeznaczeniem pod budownictwo mieszkaniowe. Pieniądze przeznaczone są na zwolnienia grupowe, inwestycje w infrastrukturę i unowocześnienie taboru. Być może nawet nie będzie trzeba nikogo zwalniać – przy drogiej ropie, kolej przeżywa swoją druga młodość. Jednym słowem PKP wygrywa. Patrzmy dalej – PKO BP daje wkład w postaci kapitału, kredyty dla ludności, no i zyski z PKO Inwestycje. Poczta Polska czy raczej Bank Pocztowy zarabia na dystrybucji kredytów PKO BP. Dojdzie z nimi do zwykłych ludzi. Kredyty oczywiście będą tanie – bo mamy wtedy odpowiednią ustawę – skoro są zapowiedzi, że ceny mieszkań „kolejowych” mają być poniżej ceny rynkowej – to pewnie ich przyszli właściciele również załapią się na tę ustawę. Mamy też zatem potencjalny udział SKOK-ów. Do tego dodajmy BOŚ Bank, bo przecież ktoś musi pomagać gminom w zdobywaniu kapitału, a i na kredytach mieszkaniowych też można coś zarobić. Pomysł taki, że mucha nie siada. No i oczywiście przy okazji można do tego układu dołączyć PZU – które przecież już teraz z PKO BP współpracuje. Efekty? Dziesiątki, a może i setki tysięcy tanich (naprawdę tanich, bo grunt poniżej cen rynkowych) mieszkań. To oczywiście nakręca na wiele lat koniunkturę. Co zresztą już teraz widać i nikomu nie trzeba tłumaczyć.
Problem w tym, że żeby ta układanka działała, trzeba „opanować” PKO BP. Oczywiście nie tylko do tego projektu, bo w pogotowiu mamy na przykład alians z Pocztą. Z tym nie będzie prawdopodobnie problemu – dojdzie do tego na jesieni. Wydaje się jednak, że taki skok na bank może być trochę niebezpieczny. Dlaczego? Naszym zdaniem może źle wpłynąć na jego konkurencyjność i to w okresie, kiedy rozgrywa się przyszłość polskiego sektora bankowego. Trzeba pamiętać, że w odróżnieniu od takiego na przykład Orlenu, bank to w dużej mierze ludzie. Jak na dłoni widać to na przykładzie chociażby Banku BPH, BRE Banku, ING BSK. Nowi managerowie zupełnie odmienili te instytucje. Oczywiście odejście Podsiadły nie będzie jakąś wielką katastrofą. Każdego można przecież zastąpić. Problem w tym, że Podsiadło, tak jak Wancer, na emeryturę wcale nie ma ochoty się udawać (ten ostatni ponoć wydzwania do dziennikarzy (sic!) i robi im awantury, jak zaczynają o tym wspominać – przynajmniej tak wróbelki ćwierkają). Wielokrotnie natomiast już widzieliśmy do czego prowadzi przejście prezesa z jednego do drugiego banku – zazwyczaj ciągnie za sobą całe dywizje najbliższych współpracowników. I nie chodzi tutaj o Lachowskiego z BRE Banku i jego przysłowiowy już w tej chwili zakon. Tak właśnie może być z obecnym prezesem PKO BP, jeśli na przykład zostanie prezesem BZ WBK. Teoretycznie powoli zwalnia się też miejsce w Millennium. Prezes Kott i tak już w tej chwili działa na dwie nogi – jest bowiem członkiem zarządu BCP. A czas komisji śledczej z całą pewnością będzie dla niego gorący. Przy obecnym układzie politycznym zbyt gorący. I to właśnie może przesądzić, że część pracowników PKO BP nie będzie już zainteresowana pozostaniem na swoich stanowiskach – zwłaszcza, że na rynku dużo się teraz dzieje. Na tyle dużo, że do gry wracają ludzie, którzy kiedyś wydawało się na zawsze porzucili bankowość.
Już teraz spotykamy się z wypowiedziami, że PKO BP pod nowymi rządami to zbyt polityczna sprawa i po takiej przygodzie czeka dość długi czas kwarantanny. Jednym słowem dużo wskazuje, że odejście Andrzeja Podsiadły może oznaczać prawdziwy exodus dotychczasowej kadry. Zwłaszcza, że nowi managerowie będą chcieli współpracować ze swoimi ludźmi. W tym przypadku dość ciekawe brzmi pytanie, czy typowany na prezesa PKO BP Jarosław Bauc pociągnie za sobą ludzi z… BRE Banku. W końcu trochę tam popracował i parę osób musiał poznać. Ale to zapewne tylko taki kolejny, ślepy tor naszych spekulacji.
Najwidoczniej nie tylko my sobie spekulujemy. Warto bowiem bliżej przyjrzeć się ostatnim doniesieniom o śledztwie ABW w sprawie informatyzacji banku. Sprawa ma już swój bieg od 19 lipca – czyli od ponad miesiąca. Zbigniew Wassermann poinformował, że zachodzi podejrzenie narażenia banku na szkodę majątkową Nie mniejszą niż 4 miliony złotych. Najciekawsze, że sam bank o śledztwie nic nie wie. Zainteresowanie ABW i prokuratury budzi zawarty w ubiegłym roku kontrakt na rozbudowę systemu informatycznego, zainstalowanego wcześniej przez ComputerLand. Spółka oszacowała koszty zmian na 16,5 mln zł. Bank wybrał jakoby droższą ofertę konsorcjum złożonego z koncernu Sun Microsystems i spółki Asseco Poland. Generalnie chodzi o to, że są podejrzenia, że pomijając zwyczajowe 10-15%, reszta tej kwoty wylądowała w kieszeni Ryszarda Krauzego. Hipoteza ciekawa, ale wiele osób, w tym zainteresowane firmy, twierdzą, że dość karkołomna. Zwłaszcza, że CL przegrał swego czasu wyścig o wdrożenie zintegrowanego systemu informatycznego w PKO BP…
A jak można przeczytać w ComputerWorld w artykule „ComputerLand trzeszczy”: „CL ogłosił rekordową stratę w II kw. 2006 r. w wysokości prawie 14 mln zł. Poprzedni kwartał – także na minusie – przyniósł stratę ok. 1 mln zł.” Kontrakt z PKO BP zapewne miałby pozytywny wpływ na wyniki spółki. Pytanie jednak, jak ten kontrakt miał się na przykład do wdrożenia nowego systemy centralnego w PKO BP. Z naszych informacji wynika, że i tak są opóźnienia (i właśnie z tego powodu zaczęła się cała sprawa). Wiadomo przecież, że tutaj każdy miesiąc opóźnienia można przeliczyć na bardzo, bardzo grube pieniądze. Im wcześniej zakończony zostanie etap migracji, tym bank ma większą szansę na umocnienie swojej pozycji i skorzystanie z fuzji Pekao S.A. i Banku BPH. Tego oczywiście żadnemu bankowcowi nie trzeba tłumaczyć. Cała afera budzi duże zdziwienie – bo podobnych kontraktów było więcej – i są naturalne – wychodzą w trakcie wdrożenia ZSI, a sam PKO BP na różnego rodzaju rozwiązania informatyczne wydaje rocznie ok. 400 mln złotych. I teraz najlepsze. Firma Sun Microsystems Poland poinformowała właśnie, że… wartość kontraktu na rozbudowę systemu informatycznego dla Banku PKO BP SA jest niższa niż 16,5 mln złotych!!! W swoim komunikacie SMP poinformował: „Kwota kontraktu w wysokości 20,5 mln zł jaka pojawiła się w mediach jest zupełnie nieprawdziwa. Kwota zawarta w umowie była znacznie niższa od szacunków jakie rzekomo miała przedstawić firma Computerland, czyli 16,5 mln zł”. A zatem ABW i prokurator nie sprawdził ile w rzeczywistości bank zapłacił? Raczej o taką niekompetencję nie można naszych służb podejrzewać. Być może pomoże wypowiedź ministra, który stwierdził, że zachodzi podejrzenie korupcji i chce sprawdzać, kto podjął takie decyzje. No raczej nie skoczy się na osobach z centrum informatyki PKO BP – zwłaszcza, że cały czas mówi się o zbadaniu przed komisją śledczą prywatyzacji tego banku – a tutaj podejrzani są już wszyscy.
Ciekawe jak to wszystko wpłynie na dalsze prace nad wdrażanym systemem. Zwłaszcza, że są ponoć są duuuuuże problemy nad znalezieniem nowego szefa IT. Widać jednak jak na dłoni, że PKO BP, to duże pieniądze. Pytanie jak się teraz sprawy potoczą. Naszym zdaniem takie posunięcie oznacza jedno – PKO BP czekają duże zmiany kadrowe. Wszystko zacznie się na jesieni i raczej nie skończy się na Prezesie i jego najbliższych doradcach. Wymiana może sięgać znacznie głębiej i dotrzeć do wielu departamentów. Jak widać – kij się zawsze znajdzie – w tym momencie wszyscy będą musieli udowadniać, że nie są wielbłądami, a i tak smród zostanie. Łatwiej będzie zatem od problemu uciec – co każdy w pełni zrozumie. Po przykładzie PZU można też pokazać, że zmiany mogą być głębokie – a usprawiedliwienie takich ruchów, jak widać zawsze się znajdzie. I wyjątkowo dobre wyniki finansowe nie mają tutaj żadnego znaczenia.
Czy nasze spekulacje się sprawdzą? Być może. Faktem jest, że część tych klocków bardzo dobrze do siebie pasuje. Z drugiej strony zawsze można uznać, że mamy doskonały talent i zostaniemy poczytnymi autorami książek z zakresu political fiction. W każdym razie gdyby co, będziemy mogli powiedzieć: „a nie mówiliśmy”?