Zawisza przyznał, że doszło do „niezamierzonego kontaktu fizycznego”. Sąd w Jaworznie uwierzył Zawiszy, że ten chciał jedynie wyjaśnić turyście, iż stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym, i go uniewinnił. Wyrok uchylił jednak sąd okręgowy w Katowicach, a w czerwcu 2005 r. sprawa wróciła do sądu w Jaworznie. Proces jednak utknął, ponieważ Zawisza notorycznie nie stawia się na rozprawy. On sam twierdzi, że nie dostał żadnych wezwań, mimo że w aktach sprawy są potwierdzenia odbioru podpisane przez jego żonę i ojca. Zawisza zapewnia, że jego rodzina nie odbierała wezwań.
Zawisza trzykrotnie publicznie potwierdził, że nie dostał żadnych wezwań do sądu. Zapewnił o tym Katarzynę Kolendę-Zaleskę w radiu TOK FM, Monikę Olejnik w programie „Kropka nas i” w TVN 24 oraz Tomasza Lisa w programie „Co z tą Polską?”.
Natomiast sędzia Teresa Truchlińska-Babiracka, rzeczniczka katowickiego sądu poinformowała Gazetę, że Zawisza się nie stawił się na pierwszą rozprawę 8 grudnia 2005 r., pomimo iż 28 listopada wezwanie do sądu odebrała jego żona. Kolejna rozprawa miała się odbyć 10 stycznia br. Zawisza ponownie zlekceważył sąd, mimo że 21 grudnia jego żona odebrała wezwanie na rozprawę. Zawisza nie pojawił się w sądzie także 7 marca. – Wezwanie na ten termin odebrał ojciec posła i zrobił to 1 lutego – podkreślała rzecznik sądu.
Gazeta dotarła także do pisma, które 2 marca adwokat Zawiszy wysłał do sądu w Jaworznie z prośbą o przełożenie rozprawy z 7 marca – o której Zawisza rzekomo nie wiedział – bo tego dnia poseł PiS ma w Warszawie przewodniczyć posiedzeniu sejmowej komisji gospodarki – czytamy.