Końcówka miesiąca ma swoje prawa, bo fundusze stroją okna wystawowe (window dressing), a zachowanie rynków jest często jeszcze bardziej nieracjonalne niż to zazwyczaj obserwujemy. Kolejny raz okazało się, że w publikowanych obecnie amerykańskich raportach makroekonomicznych trudno dopatrzyć się pozytywnych informacji. Większość komentatorów twierdzi zupełnie coś innego, ale według mnie nie mają racji. Popatrzmy, co pokazały środowe dane.
Weryfikacja danych o amerykańskim wzroście PKB w trzecim kwartale i skojarzonych z nim miar inflacji była na pozór bardzo pomyślna dla akcji, ale dyskusyjna, jeśli chodzi o dolara. PKB zweryfikowano z 1,6 na 2,2 proc. Poza tym bazowy PCE (wskaźnik wydatków konsumpcyjnych bez paliw i żywności) wzrósł nieco mniej niż oczekiwano. Podobnie zachował się deflator. Tyle tylko, że weryfikacja wzrostu PKB wynikała przede wszystkim z dużego wzrostu zapasów, a wiadomo, że ze sprzedażą ich będą problemy. Trudno się z tego cieszyć, bo zapowiada to dalsze zwolnienie gospodarki w 2007 roku.
Dane o październikowej sprzedaż nowych domów w USA były znowu bardzo słabe. Teoretycznie całkiem dobrze wygląda spadek sprzedaży tylko o 3,2 procenta, ale dane z zeszłego miesiąca zweryfikowano mocno w dół. Gdyby tej weryfikacji nie było to sprzedaż spadłaby o 6,6 proc. (prognozowano spadek o 2,3 proc.). W stosunku do zeszłego roku spadek sprzedaży wyniósł 25,4 proc. Teoretycznie dobrą informacją było to, że wzrosła mediana cenowa (1,9 proc. rok do roku), ale po ostatnim ostrym spadku nie było w tym nic dziwnego. Nie ma jednak nic za darmo – cena wzrosła, ale wzrosły też zapasy niesprzedanych domów. Popyt wcale na te nieco droższe domy się nie rzuca. Takie dane wywołały z początku spadek ceny miedzi (słusznie), ale potem zdrożała ona o ponad 0,6 proc.
Nie mógł też ucieszyć konsumentów amerykańskich raport o tygodniowej zmianie zapasów paliw. Zapasy spadły w każdej kategorii, a w Stanach robi się coraz zimniej. To był bardzo dobry pretekst do podniesienia ceny baryłki ropy (wzrost o 2,5 proc.). Pretekst dlatego, że czynniki techniczne od tygodnia sprzyjają już wzrostowi ceny tego surowca. Najmniejszego znaczenia nie miał dla rynków raport Fed o stanie gospodarki zwany Beżową Księgą. Nic nowego tam nie powiedziano. Gospodarka rozwija się w umiarkowanym tempie, w niektórych regionach są problemy z wykwalifikowaną siłą roboczą, a rynek nieruchomości jest słaby.
Jak zareagowały na te wszystkie raporty poszczególne rynki? Otóż tak, jakby gracze uwierzyli, że dane są znakomite. Dolar się wzmocnił (nieznacznie), bo i tak czekał tylko na pretekst do korekty, rentowność obligacji lekko wzrosła, a indeksy giełdowe szybko ruszyły na północ. Nie przeszkadzał im ani tani dolar ani droga ropa, która przecież będzie szkodziła konsumentom. Można powiedzieć nawet, że ropa pomagała we wzroście indeksów, bo podnosiła ceny akcji w sektorze paliowym. Można tę, bardzo „byczą” sesję podsumować tak: złe dane makro nadal nie mają znaczenia – kończące miesiąc window dressing jest dużo istotniejsze. Po tej sesji od strony technicznej wybór jest prosty: albo nieudany atak indeksu S&P 500 na szczyt na poziomie 1408 pkt. i możliwość powstania sygnału sprzedaży (podwójny szczyt) albo kontynuacja hossy. W końcu roku ta druga możliwość jest bardziej prawdopodobna.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że czwartkowe kalendarium jest pełne po brzegi, ale większość raportów makroekonomicznych nie będzie miała wielkiego wpływu na zachowanie inwestorów. Do tych mnie znaczących należą oczywiście dane z Eurolandu, ale warto im się przyglądać, bo mogą być zapowiedzią zmian zachodzących w gospodarce. Do takich danych będzie należał raport z niemieckiego rynku pracy. Im niższe będzie bezrobocie tym lepiej dla gospodarki całego Eurolandu, a więc tym lepiej dla euro i akcji (chociaż to drugie takie pewne nie jest, bo mocniejsze euro szkodzi europejskim indeksom). Dane o wzroście PKB w strefie euro będą miały podobny wpływ na rynki. W tym samym czasie dowiemy się też, jakie w listopadzie były nastroje w Eurolandzie. Z kilku indeksów nastroju najważniejszy będzie ten dotyczący ogólnych nastrojów panujących w gospodarce. Rynki zazwyczaj te raporty lekceważą, ale mogą one być przyczyną chwilowych ruchów kursów walut i indeksów giełdowych.
Popołudniowe dane z USA mogą doprowadzić do wyraźniejszych zmian na rynkach finansowych. Tygodniowa zmiana na rynku pracy wykorzystywana jest ostatnio jako pretekst przez graczy – im mniejsze bezrobocie tym lepiej dla dolara, ale gorzej dla akcji. Ciekawym raportem jest ten mówiący o wydatkach i przychodach Amerykanów, bo im wyższe wydatki tym lepiej dla gospodarki. Jednak rynki są już przygotowane na słabe dane, więc tylko pozytywna niespodzianka mogłaby pomóc dolarowi i akcjom. Tyle tylko, że jednocześnie publikowany jest miesięczny wskaźnik wydatków konsumpcyjnych (PCE) i on (szczególnie jego subindeks bazowy) zaćmi dane o samych wydatkach. Wysoki PCE sygnalizowałby, że rośnie presja inflacyjna, a to umocniłoby dolara i zaszkodziło akcjom. Niski miałby odwrotny wpływ.
Ostatnimi publikacjami będzie indeks Chicago PMI oraz raport o cenach domów publikowany przez Office of Federal Housing Enterprise Oversight (OFHEO). Indeks PMI pokaże jak rozwijała się gospodarka regionu w listopadzie. Ostatnio wskaźnik był bardzo bliski 50 punktom oddzielającym recesję od rozwoju, więc możemy zaobserwować niewielką, pozytywną reakcję indeksów, gdyby rzeczywiście, tak jak się oczekuje, wzrósł. Bardzo ciekawy może być raport OFHEO. W drugim kwartale ceny domów wzrosły w całych USA o 10,06 proc. Tym razem, w trzecim kwartale, spodziewamy się znacznie mniejszej dynamiki wzrostu lub nawet spadku cen. Gdyby okazało się, że dynamika wzrostu spadła, to nie miałoby wpływu na zachowanie rynków, które już to zdyskontowały. Zauważalny może być spadek cen, szczególnie wyraźny spadek. Może wtedy ucierpieć zarówno dolar jak i akcje.
Kolejne rekordy giełdowych indeksów
W środę złoty pokazał nieco inne oblicze. Od wielu lat generalną zasadą było wzmacnianie się naszej waluty do dolara i euro wtedy, kiedy rósł kurs EUR/USD. Od kilku dni jednak taki drożejące euro wywoływało wzrost kursu EUR/PLN i wzmocnienie złotego do dolara. W środę, kiedy kurs EUR/USD zaczął spadać, złoty umocnił się do euro i prawie nie zmienił do dolara. Wynikałoby z tego, że teraz nasza waluta korzysta z każdej okazji, żeby wzmocnić się do aktualnie słabszej waluty. Taka autonomia jest też oznaką siły. Rada Polityki Pieniężnej obradował znowu dosyć długo, ale nie zmieniła stóp procentowych. Rynek nie spodziewał się zmiany, więc reakcji kursów walut nie dało się zaobserwować.
GUS opublikuje dzisiaj wstępne dane o PKB w trzecim kwartale. Prognoza mówi, że wzrośnie o 5,5 procenta i jest to bardzo prawdopodobne. Rynkom nie zrobi jednak żadnej różnicy, jeśli dane nie będą dokładnie takie jak to zapowiadają prognozy. Odchyłka o jedną, czy dwie dziesiąte punktu procentowego nie będzie miała żadnego znaczenia. Rynek walutowy będzie nadal w opisany wyżej sposób reagował na zmiany kursu EUR/USA, którego kierunek zależeć będzie od tego, co pojawi się w danych makro z USA.
Rynek akcji rozpoczął w środę dzień od wzrostu idąc za rosnącymi indeksami w Eurolandzie. Sektorowi paliwowemu pomagał wzrost ceny ropy, ale rósł również KGHM, mimo że cena miedzi nadal spadała. Widać było, że trwa po prostu window dressing. Od południa WIG20 zaczął się powoli osuwać, ale dane o amerykańskim PKB skończyły ten marazm i doprowadziły do wybicia, a fixing dodał jeszcze ponad 0,5 punktu procentowego, co pozwoliło indeksowi WIG20 wzrosnąć ponad dwa procent i znowu przełamać, górne ograniczenie półrocznego trendu bocznego. Rekordy wszech czasów pobił znowu MidWig i WIG, który przełamał psychologiczną barierę 50.000 punktów.
Coraz mniej prawdopodobne, wręcz prawie niemożliwe, jest utworzenie przez WIG20 formacji zbliżonej do podwójnego szczytu, która często zapowiada spadki. Po środowej sesji w USA (mimo że duże wzrosty indeksów były kompletnie nieracjonalne) i po wzroście cen surowców (szczególnie ropy) nasz rynek musi rozpocząć sesję sporym wzrostem. Co prawda godziną prawdy będzie znowu 14.30, kiedy to w USA znowu zostaną opublikowane dane makro, ale do tego czasu indeksy mogą już całkiem mocno wzrosnąć. WIG20 powinien zaatakować kluczowy poziom 3.288 pkt., ale to czy go pokona będzie już zależało właśnie od danych z USA.