Wystarczył jednak mocniejszy spadek kursu USD/JPY, żeby nastroje się błyskawicznie pogorszyły. Indeksy zaczęły tracić, a kurs EUR/USD ruszył na północ. Euro wzmacniało się też dlatego, że Axel Weber, prezes Bundesbanku i członek rady EBC, powiedział, że nie uważa obecnego poziomu stóp w strefie euro za właściwy (czytaj: uważa, że stopy są za niskie). Sytuacja po publikacji danych makro w USA dodatkowo pogorszyła nastroje na giełdach europejskich i doprowadziły do ponad jednoprocentowego spadku indeksów.
W USA sesja na rynku akcji rozpoczęła się bardzo spokojnie, mimo że opublikowane dane makro były bardzo słabe. Raport o lutowej sprzedaży detalicznej nie mógł się nikomu spodobać. Mało, że wzrosła ona tylko o 0,1 procenta to bez samochodów spadła o 0,1 procenta. W obu przypadkach oczekiwano wzrostu o 0,3 procenta. Oczekiwano według mnie bezpodstawnie, bo przecież sieci sprzedaży meldowały już wcześniej o bardzo słabej sprzedaży. Potwierdziły słabe nastroje konsumentów dane o styczniowych zapasach w firmach. Okazało się, że wzrosły one o 0,2 procenta, a sprzedaż spadła aż o 0,7 procenta. Współczynnik zapasów do sprzedaży wzrósł do 1,30 (najwyżej od 2 lat). Takie dane wywołały mocniejszy wzrost i tak już wcześniej rosnącego kursu EUR/USD.
Ponieważ nadal wzmacniał się jen to zaczęła się generalna ucieczka ze wszystkich rynków. Mimo osłabienia dolara spadły ceny ropy, miedzi i złota. Fundusze wszędzie zwijały żagle. Te raporty nie wywołałyby jednak takich złych nastrojów, gdyby nie raporty z rynku nieruchomości. MBA (stowarzyszenie banków hipotecznych) opublikowało dane, z których wynikało, że sytuacja w segmencie kredytów hipotecznych ze zwiększonym ryzykiem jest coraz gorsza. Opóźnienia ze spłatami są na poziomie czteroletniego maksimum, szybko zwiększa się ilość bankructw i egzekucji mienia. Poza tym Accredited Home Lenders, kolejna firma z tego sektora, poinformowała, że ma duże problemy i będzie chciała układać się z wierzycielami.
Połączenie danych o sprzedaży detalicznej z informacjami o coraz gorszej kondycji kredytodawców wywołały przecenę na rynku akcji. Tracił przede wszystkim sektor budowy domów i finansowy. Temu ostatniemu nie pomógł nawet bardzo dobry raport kwartalny Goldman Sachs. Spadał też kurs Google, bo Viacom pozwał YouTube, spółkę z jego stajni i żądając 1 mld USD odszkodowania za naruszenie praw autorskich. Spadki cen ropy wymusiły też przecenę w sektorze surowcowym. Gracze nie chcieli już nawet czekać na to, co pokażą raporty makroekonomiczne w kolejnych dniach tygodnia i generalnie pozbywali się akcji. Sesja zakończyła się bardzo dużym spadkiem indeksów, który albo przeistoczy się w spadkową falę C korekty albo poziom 1.374 pkt. (na S&P 500) zatrzyma spadki i da szansę na utworzenie zapowiadającej wzrosty formacji podwójnego dna. Wszystko zależy od kolejnych (czwartek i piątek) danych makro.
Po sesji w USA nic się nie wydarzyło. W Azji indeksy w nocy jednak spadały, a straty bliskie były 3 procentom. Kontrakty na amerykańskie indeksy też się osuwały, ale to nic dziwnego, bo ściągało je w dół zachowanie giełd azjatyckich. Wczorajsza sesja w USA była fatalna, ale nie wykluczam dzisiaj słabego odbicia. Czwartkowo – piątkowy zestaw danych może być dla byków korzystny, więc, po co w środę nadal sprzedawać akcje?
Dzisiaj rano Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) opublikuje miesięczny raport o popycie i podaży na rynku ropy. Można by oczekiwać, że będzie on miał istotny wpływ na zachowanie rynku, ale obserwuję tę publikację od dawna i stwierdzam, że reakcji prawie nie widać. Większe znaczenie dla graczy mają tygodniowe wahanie zapasów w USA (publikowany też dzisiaj tylko o 5,5 godziny później). Może to i dziwne, ale z rynkami się nie dyskutuje, więc pewnie i dzisiaj wpływ tego raportu będzie pomijalny. Piszę o tym jednak dlatego, że warto się z nim zapoznać – pokazuje jaki panuje na tym rynku globalny trend.
Po południu dowiemy się, jaki był w USA pierwszym kwartale deficyt obrotów bieżących. Dane mogą wyraźnie wpłynąć na rynek walutowy (im wyższy deficyt tym gorzej dla dolara), ale dla rynków akcji powinny to być dane neutralne. Rzadko kiedy wpływają na zachowanie graczy również raporty o cenach płaconych w imporcie i eksporcie, ale gdyby import znacznie podrożał (bez ropy) to pomogłoby trochę dolarowi i równie nieznacznie zaszkodziło akcjom (impuls do wzrostu inflacji).
Kolejna sesja o dużej zmienności
Wtorek na naszym rynku walutowym rozpoczął się od osłabienia złotego. Nie było w tym jednak niczego dziwnego – po prostu rynek reagował na spadek kursu EUR/USD. Po południu jednak, kiedy kurs EUR/USD szybko ruszył na północ, nasza waluta nadal traciła. Tym razem wpływ na rynek miało wzmacniania się jena – zwiększyło obawy o wycofywania się kapitału z rynków wschodzących. Po publikacji danych o sprzedaży detalicznej w USA sytuacja się nieco zmieniła. Szybko rosnący kurs EUR/USD doprowadził do zahamowania osłabienia naszej waluty, ale koniec dnia był bardzo słaby. Złoty stracił zarówno do dolara jak i do euro.
Dzisiaj odbędzie się przetarg obligacji dwudziestoletnich, ale nie przypuszczam, żeby wpłynął ona na zachowanie złotego. Wiadomo, że obligacjami o tak długim okresie zapadalności interesują się praktycznie tylko banki polskie, więc popyt nic nam nie powie o zaangażowaniu zagranicy. Większy wpływ będzie miał raport o styczniowym bilansie płatniczym i weryfikacja danych o inflacji za styczeń i luty. Generalnie im lepszy bilans i niższa inflacja tym lepiej dla złotego. Dla akcji to powinny być (krótkoterminowo) dane neutralne. Wydaje się jednak, że wszyscy będą znowu patrzyli na jena i dolara, a dane zostaną po prostu zlekceważone.
Popatrzmy, co działo się na rynku akcji. GPW rozpoczęła wtorkową sesję neutralnie. Rósł kurs KGHM reagując na wzrost cen miedzi (po południu cena spadła), ale generalnie rynek trwał w marazmie. Indeksy jednak powoli zaczęły rosnąć sygnalizując, że poniedziałkowy optymizm nie umarł. Pomagało niewątpliwie to, że rósł węgierski indeks BUX. Ewidentnie podciągany na siłę był kurs BPH. Wczorajszy „Parkiet” przypomniał, że w czwartek zmienia się skład wiedeńskiego indeksu CECE, który stanowi instrument bazowy dla wielu funduszy. Wypada z niego BPH, więc dzisiaj może to zaszkodzić kursowi tego banku, a co za tym idzie i całemu WIG20. Zyskać powinien TVN – udział w indeksie tego banku wzrośnie. Najwyraźniej wczoraj fundusze podciągały kurs, żeby ewentualny dzisiejszy spadek mniej zaszkodził indeksowi WIG20. Nie udało się. Sytuacja na świecie nie pozwoliła na utrzymanie kursu. Fatalnie zachowywał się kurs PKN (mimo wzrostu ceny ropy).
Tak czy inaczej wystarczyło wzmocnienie jena, żeby indeksy wróciły o poziomu poniedziałkowego zamknięcia, a potem ruszyły na południe. Dane z USA bykom też pomóc nie mogły. Indeksy w Eurolandzie zaczęły spadać, kontrakty na amerykańskie indeksy również, a jen nadal się wzmacniał. To wszystko doprowadziło do przeceny, która jeszcze na pół godziny przed końcem sesji była całkiem spora. Początek sesji w USA, kiedy to wydawało się, że byki kontrolują sytuację, umożliwił jednak znaczne zredukowanie skali spadku.
Dzisiaj posiadacze akcji są w bardzo trudnej sytuacji. Wczorajsze spadki indeksów w USA w połączeniu z trzyprocentową przeceną w Argentynie i Brazylii oraz z bardzo słabym zachowaniem giełd azjatyckich nie dają im wręcz żadnej szansy. Początek sesji powinien być bardzo słaby. Potem być może nastroje się uspokoją, ale wszystko zależy od tego, co będzie się działo na rynku jena. Jeśli będzie się wzmacniał to nie należy liczyć na zwrot na rynku. Osłabienie jena pomogłoby rynkowi, szczególnie, że gracze mogą liczyć na odbicie w USA. Jest ono bardzo prawdopodobne, bo przecież czwartkowo – piątkowy zestaw danych może być dla byków korzystny, więc, po co w środę nadal sprzedawać akcje?