W USA rynki z zadowoleniem przyjęły publikację danych o amerykańskiej inflacji w cenach produkcji. Były one jednak według mnie bardzo niejednoznaczne. PPI wzrosła o 0,9 procenta, czyli mocniej niż tego oczekiwano, ale inflacja bazowa wzrosła tylko o 0,2 procenta (zgodnie z oczekiwaniami). Inflację PPI nie jest tak ważna dla Fed jak CPI, ale oczywiste było, że rynek zareaguje i to zareaguje pozytywnie, bo siłą rozpędu zarówno gracze jak i Fed zwracają uwagę przede wszystkim na inflację bazową. Problem w tym, że jeszcze 5 lat temu takie podejście było sensowne, bo rzeczywiście ceny żywności i energii były bardzo zmienne, a cena ropy w latach 1985 – 2000 pozostawała w swoistym trendzie bocznym (między 10 a 23 USD za baryłkę. Od 2002 roku rozpoczął się trend wzrostowy trwający do dzisiaj, więc jak można nadal twierdzić, że ceny energii są zbyt „zmienne”, żeby je brać poważnie? Jednak rynkowi i Fed jest widocznie z tym dobrze, więc nie będziemy z tym na razie dyskutować. Okazało się też, że co prawda w ostatnim tygodniu liczba noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła, ale wzrosła mniej niż tego oczekiwano. Nie miało to większego znaczenia dla graczy.
Jak zwykle od kilku dni gracze jednym okiem spoglądali na rynek obligacji, ale na nim nic się nie działo. Rentowność prawie się nie zmieniła (jednak kosmetycznie wzrosła), co też pomagało akcjom. Podobnie, prawie bez zmian, zachował się kurs EUR/USD. Te rynki najwyraźniej czekały na dane o inflacji CPI. Uspokojony rynek walutowy dał wolną rękę graczom na rynku surowców, którzy wykorzystali tę sytuację do podniesienia cen. Ropa zdrożała, bo Iran nadal zaostrza stosunki ze resztą świata, a rafinerie amerykańskie nie dają sobie rady z popytem. Cena ropy podeszła pod 68 USD za baryłkę i wydaje się, że tym razem opór 66 USD padł ostatecznie, co otwiera drogę nawet do 78 USD. I jak tu mówiąc o inflacji nie brać pod uwagę ceny ropy? Mocno wzrosła też cena miedzi, bo strajkiem grożą już górnicy w czterech krajach (Chile. Peru, Meksyku i Kanadzie). O pół procenta zdrożało też złoto.
Wzrost ceny ropy nie tylko nie przestraszył graczy na rynku akcji, ale nawet im pomógł, bo podniósł kursy akcji w sektorze paliwowym. Poza tym, pomagając indeksowi NASDAQ, rósł kurs Apple, która to firma ma sprzedawać swój iPhone w sieci AT&T. Słabo zachowywał się sektor finansowy. Co prawda Goldman Sachs opublikował raport lepszy od prognoz, ale dużo gorsze były wyniki Bear Stearns. Kursy obu spółek spadały. Bardzo złe wyniki podał też Freddie Mac – druga co do wielkości firma udzielająca kredytów hipotecznych. Mało ciekawych informacji, ale indeksy wzrosły drugi dzień z rzędu potwierdzając w ten sposób, że byki znowu krzepko dzierżą giełdowe stery.Freddie Mac, the No. 2 U.S. mortgage finance company, on Thursday reported an unexpected net loss of $211 million for the first quarter, citing a souring outlook for mortgage credit risk that widened credit spreads
Piątkowe kalendarium jest pełne po brzegi, ale oczywiście najważniejszą publikacją będzie amerykańska inflacja w cenach detalicznych (CPI). Pozostaje powtórzyć to, co pisałem wczoraj. Jeśli dane będą gorsze od prognoz (szczególnie dotyczy to inflacji bazowej), czyli gdyby inflacja wzrosła mocniej niż się tego oczekuje, to kurs EUR/USD będzie spadał, a akcje potanieją. Łagodny wzrost inflacji wywoła krańcowo odmienne ruchy. Istotne jest to, że inflacja bazowa CPI jest szczególnie mocno obserwowana przez Fed, więc wpływ tego raportu będzie dużo większy niż wczorajszych danych o PPI.
O tej samej godzinie (14.30) dowiemy się też jak zachował się w czerwcu indeks NY Empire State oraz jaki był w pierwszym kwartale bilans obrotów bieżących. Oba te raporty wpłyną na zachowanie rynków tylko i wyłącznie wtedy, jeśli dane o inflacji będą neutralne. Bilans obrotów bieżących może jedynie nieznacznie poruszyć kursami walut (im wyższy deficyt tym gorzej dla dolara). Indeks NY Empire State pokaże, jaka sytuacja panowała w czerwcu w gospodarce regionu Nowego Jorku. Oczekuje się znacznej poprawy. Jeśli dane o inflacji pokażą, że wzrasta ona łagodnie, to dobre dane z Nowego Jorku bardzo pomogą akcjom. Najgorszą kombinacją dla akcji byłby spadek indeksu przy jednoczesnym wzroście inflacji.
Pół godziny po tych publikacjach dowiemy się jeszcze ile kapitału netto wpłynęło do USA. To bardzo ciekawe dane, które powinny oddziaływać na kursy walut, ale problem w tym, że gracze je lekceważą, więc i my je zlekceważymy. Kwadrans po tej publikacji na rynek trafi kolejny raport z tego gatunku. Dane o dynamice produkcji przemysłowej i wykorzystaniu potencjału produkcyjnego są też z reguły lekceważone. Nabierają znaczenia tylko wtedy, gdy służą do uzasadnienia wcześniej rozpoczętego ruchu. Podobnie wygląda sprawa z publikację indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan (weryfikacja danych z połowy miesiąca). Jak więc widać najważniejsze dla graczy będą dane o inflacji oraz to, że w piątek wygasają czerwcowe instrumenty pochodne, co zazwyczaj gwarantuje dużą zmienność rynku i olbrzymi wzrost wolumenu.
Znowu rekordowe poziomy indeksów
W czwartek przed południem kursy walut na naszym rynku walutowym stabilizowały się. U nas też czekano na dane o amerykańskiej inflacji PPI. Po ich publikacji złoty poszedł za euro i zaczął tracić do dolara (do euro pozostał stabilny), ale był to ruch krótkotrwały, bo kurs EUR/USD nie chciał spadać. Handel był beznamiętny, a dzień zakończył się kosmetycznym, nic nieprognozującym umocnieniem złotego do obu głównych walut. Dzisiaj dowiemy się, jak w kwietniu wyglądał polski bilans płatniczy, ale nie będzie to miało praktycznie żadnego znaczenia. Rynek będzie wpatrywał się w to, co będzie się działo na rynku walut i obligacji w USA.
Na GPW początek czwartkowej sesji też, podobnie jak w innych krajach europejskich, nie mógł nikogo zdziwić. Indeksy rosły i to bardzo mocno. Skalą wzrostu wyróżniał się WIG20, co nie mogło dziwić skoro rynek dużych spółek wyraźnie pozostawał ostatnio w tyle za mniejszymi. Poza tym wzrosty cen surowców i zbliżający się dzień przyznania prawa do olbrzymiej dywidendy KGHM zwiększały determinację popytu. Niezwykle mocne były też akcje TPSA. Jednak już po pół godzinie przebywania na bardzo wysokim poziomie WIG20 zaczął się osuwać. Po prostu gracze spokojnie czekali na dane z USA.
Ten marazm skończył się na pół godziny przed publikacją tych danych, a indeksy szybko pomaszerowały na sesyjne szczyty. Gracze najwyraźniej szykowali się na dobre dane z USA, ale trochę się zawiedli, bo główna miara inflacji PPI była dużo wyższa od prognoz. Nic dziwnego, że chęć do kupowania akcji zmalała, ale ponieważ rynki zagraniczne reagowały tylko na inflację bazową (zgodną z prognozami) to i nasze indeksy ruszyły na północ. Wydawało się, że nie tylko WIG, ale i WIG20 ustanowią nowe rekordy wszech czasów, ale fixing obniżył WIG20 i przez to tylko WIG ustanowił rekord.
Dzisiaj wygasa czerwcowa seria kontraktów, więc na rynku może dojść do dziwnych i często niezbyt logicznych ruchów kursów i indeksów, ale patrzeć powinniśmy tylko na zachowanie rynków światowych po publikacji danych o amerykańskiej inflacji. Wysoka inflacja (bazowa) z całą pewnością doprowadziłaby do przeceny. Jeśli zaś reakcja graczy w Eurolandzie i w USA (kontraktów na indeksy) będzie pozytywna to posiadacze polskich akcji, bez wzglądu na to, jaki będzie przebieg sesji, powinni zachować spokój, bo nic im grozić nie będzie.
