GPW miała od rana w poniedziałek spore problemy. Tym razem jednak były to problemy techniczne. Dwa razy przekładano termin rozpoczęcia sesji i w końcu notowana ruszyły z 1,5 godzinnym opóźnieniem. Indeksy od rana osuwały się reagując na spadki cena akcji na giełdach europejskich, ale z początku nie widać było zbytniego przekonania podaży. Jednak popyt też był całkowicie bierny, więc skala spadków zwiększała się. Od południa sytuacja zaczęła się poprawiać, a bardzo dobre otwarcie sesji w USA doprowadziło do znacznego zredukowania skali spadków.
Można powiedzieć, że WIG20 zachował się wczoraj neutralnie, ale obrót był bardzo mały (nawet jeśli weźmie się pod uwagę późniejsze otwarcie sesji). Widać, że aktywność graczy jest już typowo wakacyjna. Dzisiaj otwarcie sesji powinno być zdecydowanie pozytywne (pomoże zakończenie sesji w USA oraz drożejąca ropa i miedzi). Wydaje się też prawie pewne, że zakończymy sesję wzrostem, bo gdyby nawet dane z USA były dla rynków akcji niekorzystne to zostaną opublikowane o 16.00, co zostawi bardzo mało czasu na reakcję. Gdyby jednak, nieoczekiwanie, nie udało się podnieść indeksów to świadczyłoby o bardzo dużej słabości rynku i zapowiadałoby duże kłopoty dla posiadaczy akcji.
Dobry początek półrocza na amerykańskich giełdach
Poniedziałek giełdy europejskie rozpoczęły niewielkimi spadkami indeksów. Nastroje były słabsze, bo zakończenie piątkowej sesji w USA graczy nieco zaskoczyło, a wzrost zagrożenia terrorystycznego nie pomagał obozowi byków. Nie przeceniałbym jednak wpływu tego czynnika. Na rynku walutowym panował spokój, ale kurs EUR/USD nadal rósł.
Przysłużyły mu się też dane makro. Sytuacja w sektorze produkcyjnym w poszczególnych krajach Europy i w całej strefie euro (pokazały to indeksy PMI) poprawiła się bardziej niż tego oczekiwano (wyjątkiem była Francja). Tym bardziej mogło dziwić to, że indeksy giełdowe na zakończenie sesji spadły. Spadły, mimo że w USA już początek sesji był bardzo dobry. Być może Europejczycy obawiali się, że w środku sesji niedźwiedzie w USA znowu zaatakują i sprawią Europie niemiłą niespodziankę.
W USA inwestorzy na giełdach akcji wykazali zadziwiający optymizm. Optymizm, który według mnie wynikał przede wszystkim z napełniania przez fundusze portfeli na początku miesiąca (a co bardziej istotne również kwartału i półrocza). We wszystkich komentarzach mówiło się, że to dzięki danym makro tak mocno wzrosły indeksy, ale to nie jest prawda. Opublikowane w poniedziałek dane makro były rzeczywiście niezłe. Indeks instytutu ISM dla amerykańskiego sektora produkcyjnego wzrósł z 55 do 56 pkt. (oczekiwano 55,5 pkt., więc można przyjąć, że dane były prawie zgodne z prognozami). Spadł tez subindeks cenowy, ale pozostał na bardzo wysokim poziomie. Nie da się na podstawie tej publikacji powiedzieć, że gospodarka szybko przyspiesza, a presja inflacyjna słabnie. Poza tym ten segment gospodarki to mniej niż 20 procent całości, więc jego znaczenie jest nieduże.
Tak nieduże, że rentowność obligacji nadal spadała, a dolar tracił jeszcze szybciej niż to robił rano. Gdyby dane były uznane za bardzo dobre to te rynki zachowałyby się odwrotnie. Jeśli doda się do tego szybko rosnąca cenę złota to można powiedzieć, że gracze uciekali w bezpieczne instrumenty (złoto i obligacje), co często się dzieje wtedy, kiedy rosną zagrożenia geopolityczne. I to było bardzo logiczne, bo kolejny zamach (tym razem w Jemenie) może przed Dniem Niepodległości trochę graczy niepokoić. Poważne osłabienie dolara (kurs EUR/USD znowu ma zamiar atakować rekord wszech czasów) doprowadziło do wzrostu cen również pozostałych, głównych surowców (ropa i miedź).
Jak widać dane makro były dla rynku akcji tylko pretekstem do oddalenia indeksów od groźnego poziomu wsparcia (1.490 pkt.). Udało się to również (podstawowy powód to początek półrocza) dlatego, że rynek zalała lawina informacji o fuzjach i przejęciach. BCE, największy telekom Kanady zgodził się na przejęcie przez grupę inwestorów za sumę 32,8 mld USD. Carlyle Group złożyła ofertę kupna Virgin Media, a AT&T zgodził się kupić Dobson Communications. Dzięki tej zwyżce prawdopodobieństwo utworzenia formacji podwójnego szczytu zmalało praktycznie do zera. Nie był to jednak w żadnym przypadku sygnał kupna.
Dzisiaj giełdy w USA kończą handel 3 godziny wcześniej niż zwykle (przed środowym Dniem Niepodległości). Trudno wiec oczekiwać, że coś istotnego się na rynkach wydarzy. Publikowane są raporty makroekonomiczne, ale dane z rynku pracy i cenach produkcji w strefie euro zostaną zlekceważone. Być może jakiś wpływ będzie miała publikacja raportu o majowych zamówieniach fabrycznych w USA, ale rynek wie już (po publikacji danych o zamówieniach na dobra trwałego użytku), że dane mogą być słabe, więc reakcja powinna być ograniczona. Jednak, gdyby niespodziewanie dane były lepsze od prognoz to skorzystałby zarówno dolar jak i akcje.
NAR (stowarzyszenie pośredników) opublikuje też indeks podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym. Czasem ten raport potrafi wpłynąć na zachowanie rynków, mimo że od podpisania umowy do jej finalizacji jest w USA daleka droga, a poza tym nie wiemy, jakie będą ceny domów, a przecież to właśnie jest najważniejsze. Rynki powinny jednak zareagować umocnieniem dolara i wzrostem indeksów po dobrych danych (poprawa jest oczekiwana).
