Pojawił się też szef Fed, który przede wszystkim bronił swoich ostatnich decyzji o zwiększeniu zakresu interwencji w celu zapewnienia płynności rynkom finansowym. Nie powiedział w zasadzie nic nowego, bo czy czymś nowym jest to, że ilość gotówki wypuszczanej na rynek zmniejszy się „jak tylko sytuacja się unormuje”? Nie było w wypowiedziach szefa Fed niczego o stopach procentowych, ale zasygnalizował, że Fed nadal będzie zwiększał ilość gotówki na rynku, jeśli będzie taka potrzeba. Rynek zrozumiał to w ten sposób: więcej gotówki tak, ale obniżki stóp nie. Niekoniecznie była to prawidłowa interpretacja słów szefa Fed, ale rynek walutowy połączył z nią dane makro i rezultatem było wzmocnienie dolara.
Rynek akcji miał problem. Z jednej strony dane makro, które zostały uznane za dobre, a z drugiej cena ropy i niezbyt dobre informacje ze spółek. W komentarzach mówi się też o tym, że bykom zaszkodził Ben Bernanke stwierdzając, że sytuacja nadal jest bardzo poważna. To nie jest prawda, że szef Fed zaszkodził bykom. Nastroje na rynkach po jego prelekcji nawet się poprawiły, co widać było szczególnie dobrze w Europie. Takie preteksty dobrze działają w komentarzach, ale realnego wpływu na rynek nie mają.
Zupełnie inne czynniki, oprócz drogiej ropy, szkodziły bykom. Wyniki kwartalne, które opublikował Wal Mart były dobre (zysk netto wzrósł o 7 procent), ale komentarz do tych wyników nie pozostawiał złudzeń. Spółka stwierdziła, że zwiększa się ilość jej klientów dlatego, że pogarsza się sytuacja gospodarcza. Poza tym zapowiedziano, że zyski tego kwartału mogą być gorsze. Nie pomagała rynkom planowana fuzja Hewlett – Packarda i EDS – rynek podszedł do niej ze sceptycyzmem stwierdzając, że nie da ona HP oczekiwanych korzyści (kurs spółki gwałtownie spadał). Traciły też akcje w sektorze finansowym, bo Meredith Whitney, analityczka Oppenheimer, obniżyła docelowe ceny dla Goldman Sachs, Lehman Brothers, Merrill Lynch i Morgan Stanley. Powodem było przekonanie, że ich sytuacja jest dużo gorsza niż pokazuje to rynek. Pozytywem było to, że drożały akcje Apple, które zwiększyło ofertę w swoich sklepie iTunes.
Jak widać byki miały za sobą właściwie tylko dane makro. Nic dziwnego, że indeksy przez dwie godziny spadały. Potem jednak znalazł się kapitał, który chciał zwyżki i na dwie godziny przed końcem sesji indeksy wróciły do poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Pomagał szerokiemu rynkowi NASDAQ, na którym oprócz akcji Apple ruszyły na północ ceny akcji Yahoo po tym jak telewizja CNBC poinformowała, że miliarder Carl Icahn rozważa walkę o wpływy w tej firmie. Spadająca ze szczytów cena ropy też dodatkowo pomagała bykom, chociaż i tak w cenach zamknięcia przecież pobiła rekord. Skoro nawet tak droga ropa nie chłodzi rozpalonych głów, to co teraz ma przeszkodzić we wzroście indeksów? Sesja zakończyła się neutralnie, ale gdyby nie droga ropa to indeksy z pewnością by wyraźnie wzrosły.
GPW rozpoczęła wtorkową sesję bardzo spokojnie. WIG20 nawet tracił, ale chyba tylko dlatego, że duży udział ma w nim Pekao. Jeśli uwzględni się wartość dywidendy (odjętej od kursu Pekao) to kurs tego banku rósł, ale indeks WIG20 tego nie widział, bo w jego wartości nie uwzględnia się dywidend. Generalnie jednak widać było, że gracze chcą czekać na to, co wydarzy się w USA po publikacji danych makro. Nie zauważyłem chęci do wcześniejszego podciągnięcia indeksów. Widać za to było logiczną reakcję na publikację raportów kwartalnych – rósł kurs GTC i spadał TVN.
Przed publikacją raportów makroekonomicznych w USA indeksy zaczęły rosnąć, ale nawet wtedy, kiedy we Francji i Niemczech pojawiły się solidne plusy u nas rynek nadal trwał w marazmie, chociaż indeksy pełzły na północ. Publikacja danych też niczego nie zmieniła, a niezdecydowanie rynków USA nie pozwoliło nawet na podciągnięcie indeksów. WIG20 spadł o 0,3 procent, a obrót znowu był minimalny, To była kolejna stracona sesja. Takich okazji kapitał zagraniczny by raczej nie zaprzepaścił. Pozostaje czekać na to, co nasz rynek wymyśli, chociaż zachowanie inwestorów zagranicznych zdecydowanie wspiera nasz obóz byków. Wczorajsza sesja w USA wydaje się mówić wyraźnie: indeksy będą rosły. Czekamy jednak na kapitał, a kiedy on znowu uderzy tego przewidzieć się nie da.
