Pomimo wstępnie pozytywnych informacji, które poznaliśmy na początku lutego dotyczących możliwości pomocy finansowej dla Grecji od pozostałych państw członkowskich Unii Monetarnej, inwestorów rozczarował brak konkretnych szczegółów. Można było odnieść wrażenie, że przedstawiciele władz największych europejskich gospodarek zainterweniowali słownie naprędce przygotowując jedynie zarys całego przedsięwzięcia i uzależniając jego wdrożenie od samodzielnej decyzji greckiego rządu.
Po trzech tygodniach dynamicznych spadków na giełdach w końcu nastał trochę spokojniejszy okres. W minionym tygodni giełdy poruszały się częściej w bok lub też nieco w górę, co było spowodowane między innymi brakiem istotnych danych. W przeciągu ostatnich pięciu sesji S&P500 wzrósł o 9 punktów. Rynek wyraźnie nie potrafił obrać jakiegokolwiek kierunku, raz otwierając się niższej i nadrabiając straty w czasie sesji, a kolejnym razem wyżej, później sukcesywnie oddając pole.
Przez większość minionego tygodnia wydawało się, że ustanowione 5 lutego minimum na poziomie 1,3590 zostanie przez rynek wybronione. Pierwszą poważną próbę popyt na europejską walutę przeszedł w czwartek. Wtedy też kurs na moment znalazł się w okolicach wspomnianego minimum, ale poziom ten okazał się nie do przejścia dla kupujących amerykańską walutę. W piątek jednak poziom ten został bez większych problemów naruszony, i pomimo tego iż rynek szybko powrócił powyżej 1,3590, to sam fakt zejścia rynku poniżej, wydaje się być niepokojącym z punktu widzenia aprecjacji euro.
Rynek zagraniczny
Kłopoty Grecji
Pomimo wstępnie pozytywnych informacji, które poznaliśmy na początku lutego dotyczących możliwości pomocy finansowej dla Grecji od pozostałych państw członkowskich Unii Monetarnej, inwestorów rozczarował brak konkretnych szczegółów. Można było odnieść wrażenie, że przedstawiciele władz największych europejskich gospodarek zainterweniowali słownie naprędce przygotowując jedynie zarys całego przedsięwzięcia i uzależniając jego wdrożenie od samodzielnej decyzji greckiego rządu. Najprawdopodobniej liczyli, że sytuacja euro ustabilizuje się po samej ustnej deklaracji, jednak rynek oczekiwał i oczekuje czegoś więcej.
Wspólna waluta nadal więc traci na wartości w oczekiwaniu na rozpoczynające się dzisiaj dwudniowe posiedzenie premierów państw Unii Europejskiej. Na posiedzeniu tym może pojawić się bardziej konkretny plan pomocowy dla południowego outsidera (Grecji) i jedynie ona oraz lepsze odczyty danych dotyczące Strefy euro będą w stanie odwrócić niekorzystny średnio i długoterminowy scenariusz dla wspólnej waluty.
Gospodarka europejska
W nadchodzącym tygodniu poznamy ważny odczyt lutowego niemieckiego indeksu instytutu ZEW dotyczący nastrojów tamtejszych przedsiębiorców, jak również poziomy lutowych indeksów PMI sektora usług oraz sektora wytwórczego dla poszczególnych europejskich gospodarek i dla całej Strefy euro. Informacje te mogą się jednak okazać za słabym impulsem dla poprawy sytuacja euro na rynku walutowym, gdy – jak wyżej wspominam – nie poznamy lepiej opracowanego planu pomocy dla Grecji.
Ponownie Dubaj. Kolejnym czynnikiem mającym wpływ na utrzymanie się wysokiego poziomu awersji do ryzyka, są ponowne kłopoty finansowe dubajskiego narodowego holdingu deweloperskiego Dubai World. W listopadzie ten sam holding poprosił inwestorów o przesunięcie do marca roku bieżącego zobowiązań wynikających z wyemitowanych obligacji korporacyjnych, co wywołało falę wyprzedaży ryzykownych aktywów na całym świecie. Niepokoje jednak szybko ucichły, gdy okazało się że to głównie lokalne banki zaangażowane są w finansowanie drogich i ambitnych inwestycji w tym emiracie a sąsiednie Abu Dabi pożyczyło 10 mld USD. Teraz rozwój sytuacji może być podobny, jednak wzrostu awersji do ryzyka również nie da się uniknąć.
Chiny
Istotnym czynnikiem ograniczającym chęć inwestorów do angażowania swojego kapitału w rozwijającej się dynamicznie w chwili obecnej chińskiej gospodarce jest fakt drugiej z rzędu podwyżki stopy rezerw obowiązkowych przez tamtejszy bank centralny. Inwestorzy obawiają się, że schłodzona w ten sposób gospodarka Państwa Środka przestanie być siłą napędową dla gospodarki światowej co przyczyni się również do znacznego spadku popytu na surowce produkcyjne. Ostatecznie więc przełoży się na spowolnienie gospodarek – importerów commodieties takich jak Indie czy Australia. Poszczególne informacje makroekonomiczne z regionu Azji nadal jednak nie wróżą nadciągających kłopotów.
Według ostatnich raportów chińskie banki komercyjne udzieliły w styczniu 2010 roku kredytów na łączną kwotę 1,39 biliona juanów (203 mld USD) natomiast ceny nieruchomości w 70 największych miastach wzrosły o 9,5%, najszybciej od 21 miesięcy. Rekordowo wysoka dynamika akcji kredytowej w zeszłym roku (9,35 biliona juanów kredytów) zmusiła chiński bank centralny i chiński rząd do podjęcia kroków mających na celu ograniczenie tego zjawiska w obawie przed gwałtownym wzrostem inflacji konsumenckiej.
Działania te przyczyniły się do ograniczenia dynamiki akcji kredytowej o 14% w skali rocznej (styczeń 2009 do stycznia 2010), jednak jest ona nadal wysoka. Tradycyjnie w Chinach pierwszy kwartał nowego roku charakteryzuje się największą dynamiką akcji kredytowej w całym roku stąd można wyciągnąć wnioski, że ilość udzielanych kredytów w kolejnych kwartałach będzie coraz mniejsza. Mimo wszystko ryzyko wzrostu inflacji nadal się utrzymuje. Mimo, że styczniowa inflacja konsumencka była niższa od oczekiwań (1,5% r/r wobec prognoz na poziomie 2,2% r/r oraz 1,9% r/r w grudniu), to odczyt inflacji cen producenckich był wyższy od prognoz – 4,3% r/r. Niższa presja ze strony cen konsumenckich wzbudziła nadzieję inwestorów, że polityka monetarna nie będzie tak dynamicznie zacieśniana co ułatwi finansowanie rozwoju spółek giełdowych i wzrost ich zysków. Indeksy giełdowe powróciły do wzrostów również na fali optymizmu dotyczącego stopniowego wychodzenia gospodarki światowej z recesji.
Australia
Potwierdzają się również oczekiwania przedstawicieli australijskiego banku centralnego dotyczącego kontynuacji przyspieszania dynamiki wzrostu gospodarczego. Cztery z rzędu podwyżki kosztów pieniądza do poziomu 3,75% doprowadziły co prawda do ograniczenia dostępności kredytów oraz wzrostu o 1,0% stopy długoterminowych kredytów hipotecznych (łączną podwyżka głównej stopy procentowej to 75pb), jednak na fali ożywienia w sektorze przemysłowo-wydobywczym piąty miesiąc z rzędu rośnie zatrudnienie. Ożywienie to spowodowane jest rosnącym popytem ze strony Chin na surowce produkcyjne w tym na miedź, której Australia jest jednym z głównych eksporterów, jak również popytem na energię elektryczną (Australijski Chevron podpisał w grudniu kontrakt z japońską firmą Tokyo Eletric Power Co. o równowartości 82 mld USD).
Zatrudnienie w styczniu wzrosło o 52 700 pracowników wobec prognozowanego wzrostu o 15 000 a stopa bezrobocia spadła do poziomu 5,3%. W ciągu ostatnich pięciu miesięcy stworzono w Australii 194 600 nowych miejsc pracy i był to największy wzrost w ciągu kolejnych pięciu miesięcy od okresu trwającego do września 2004 do stycznia 2005, kiedy zatrudnienie zwiększyło się o 214 000. Centralny Bank Australii może wznowić proces zacieśniania polityki monetarnej po przerwie w lutym bieżącego roku w obawie, że poprawa sytuacji na rynku pracy spowoduje wzrost płacowej presji inflacyjnej.
Podsumowanie
Reasumując utrzymująca się awersja do ryzyka i wspólnej waluty może nie ulec zmianie w średnim terminie co będzie sprzyjać utrzymaniu się trendu spadkowego na parze EUR/USD oraz kontynuacji wyprzedaży na światowych rynkach kapitałowych. Sytuację zmienić może ewentualnie bardziej zdecydowane działanie rządów największych europejskich gospodarek w sprawie kłopotów fiskalnych ich południowych sąsiadów ( w szczególności w chwili obecnej Grecji).
Rynek polski
Awersja do ryzyka
Utrzymująca się naświecie wysoka awersja do ryzyka nie sprzyja pozytywnym nastrojom na polskim rynku kapitałowym. Trwająca korekta zdaje się jednak mięć ograniczony wpływ na rynek walutowy. Aprecjacja naszej waluty jest jedynie powstrzymywana, jednak poziomy polskich par walutowych zbliżone są do zeszłorocznych minimów ( szczególnie na parze EUR/PLN).
Gospodarka
W tym tygodniu na rynek napłynie kolejna seria bardzo istotnych danych dla ogólnego obrazu naszej gospodarki w oczach inwestorów zagranicznych. Ocena ta nadal okazuje się być bardzo pozytywna co odzwierciedlone jest między innymi w cenie wspólnej waluty oraz względnie niskiej cenie amerykańskiego dolara. Odczyt styczniowej inflacji cen konsumenckich oraz dynamiki wynagrodzeń potwierdzić mogą powrót korzystnego dla złotówki układu, w którym Polacy zarabiają więcej niż wynosi roczny wzrost cen konsumenckich. Równie istotne jest ponowne ożywienie w sektorze przemysłowo – wytwórczym w pierwszym miesiącu roku bieżącego.
Polityka monetarna
Nastąpiła wyraźna zmiana charakteru polityki monetarnej w naszym kraju. Odejście od luzowania polityki monetarnej przestało przeszkadzać polskiej walucie w dalszej aprecjacji. Zbliżające się lutowe posiedzenie może być interesujące pod kątem faktu, iż odbędzie się w całkiem nowym składzie RPP. Istotność komentarzy monetarnych i podjętej decyzji może mięć więc istotny wpływ na dalsze ruchy polskich par walutowych. Obecnie jednak przewidujemy stopniowe zbliżanie się terminu pierwszej podwyżki kosztów pieniądza w średnim terminie. Prawdopodobieństwo takiego ruchu rośnie wraz ze światową tendencją do zacieśniania polityki monetarnej. Fakt ten również powinien umacniać naszą walutę.
Rynki kapitałowe
Po trzech tygodniach dynamicznych spadków na giełdach w końcu nastał trochę spokojniejszy okres. W minionym tygodni giełdy poruszały się częściej w bok lub też nieco w górę, co było spowodowane między innymi brakiem istotnych danych. W przeciągu ostatnich pięciu sesji S&P500 wzrósł o 9 punktów. Rynek wyraźnie nie potrafił obrać jakiegokolwiek kierunku, raz otwierając się niższej i nadrabiając straty w czasie sesji, a kolejnym razem wyżej, później sukcesywnie oddając pole. Rynkami targały przede wszystkim informacje odnośnie sytuacji Grecji i innych „peryferyjnych krajów Strefy Euro”, które zmagają się z nadmiernym deficytem budżetowym.
Często sprzeczne doniesienia i szczyt UE poświęcony sytuacji gospodarczej, a także w/w problemom tylko zwiększyły spekulacje. Póki co członkowie Strefy Euro chronią informacje o możliwej pomocy dla Grecji, a jeden jedyny przeciek mówił, iż pozostałe kraje zrzeszone w unii monetarnej będą pomagać zgodnie ze swoją wielkością. Czyli najwięcej wyłożyłyby Francja i Niemcy, których banki zresztą są ponoć najbardziej umoczone w greckich obligacjach. Tu jednak rodzi się pytanie: co Niemcy na tym zyskają? W końcu krajowi temu powinno zależeć na słabej wspólnej walucie, gdyż polepsza to jego pozycję konkurencyjną na świecie. Więcej informacji na ten temat powinniśmy poznać we wtorek, aczkolwiek po ostatnim tygodniu i ciągłych sprzecznych doniesieniach nie można być tego pewnym. W każdym bądź razie konieczne będzie, by „kraje peryferyjne” ograniczyły swoje deficyty budżetowe, co z pewnością nie wpłynie dobrze na nastroje społeczne, czego próbkę mieliśmy w zeszłym tygodniu w Grecji.
Humoru inwestorów z pewnością nie poprawiły słabe dane o PKB Strefy Euro, które wzrosło w czwartym kwartale jedynie o 0,1 procent w stosunku do III kwartału. Krajem, który zaprezentował się z dobrej strony była w szczególności Francja, gdzie gospodarka rozwinęła się o 0,8 procent w stosunku do poprzedniego kwartału. Mocno zawiodły natomiast Niemcy, które powinny być motorem napędowym wspólnej gospodarki. Stagnacja w IV kwartale zawiodła oczekiwania inwestorów. Reszta krajów unii walutowej wypadała raczej kiepsko, a „kraje peryferyjne”, o których tyle się ostatnio mówi, wciąż są w recesji. Słabo wypadła także produkcja przemysłowa w grudniu.
Niepokojące wieści nadeszły również z Chin, gdzie People’s Bank of China kolejny raz podniósł stopę rezerw obowiązkowych o 50 punktów. Informacja na mocno wyprzedanych rynkach nie wywołała już takiego popłochu jak w styczniu, lecz z pewnością nie można jej uznać za dobrą. Chiny miały być jednym z najważniejszych punktów światowej gospodarki, który miał pociągnąć inne przy wychodzeniu z recesji, a obecnie Krajowi Środka grozi przegrzanie gospodarki.
Na rodzimym rynku warto zwrócić uwagę na początek sezonu wyników. Spośród ważnych spółek swoje raporty za IV kwartał opublikowały między innymi Millennium i BRE. O ile pierwszy z tych banków przedstawił bardzo dobre wyniki, przebijając konsensus, o tyle w przypadku BRE nie można o tym mówić. Na kiepskie wyniki miał wpływ duży wzrost kosztów, a także ciągle wysoki poziom odpisów z tytułu utraty wartości kredytów.
Jeżeli chodzi o nadchodzący tydzień to opublikowane zostanie wiele danych makro, które potencjalnie mogą wpłynąć na rynek. W szczególności ważne wydają się być publikacje z amerykańskiego rynku nieruchomości oraz amerykańska produkcja przemysłowa, które nazwyczaj mają silny wpływ na giełdy. Istotne jest również to, czy w końcu ktoś udzieli jasnych i zrozumiałych informacji na temat Grecji. To mogłoby ograniczyć spekulacje i nieco uspokoić sytuację rynkową. Poniedziałek powinien upłynąć spokojnie na rynkach, gdyż w Stanach Zjednoczonych obchodzony jest Dzień Prezydenta.
Analiza techniczna
Na S&P500 byki miały za zadanie obronić cień piątkowej świecy z poprzedniego tygodnia. Został on tylko lekko naruszony w poniedziałek, co należy odbierać pozytywnie. Wciąż jednak brakuje mocniejszego ruchu. Do wygenerowania sygnału kupna (przebicie 1105) brakuje trochę mniej niż 3 procent, czyli właściwie dwóch spokojnych sesji wzrostowych. Czy stać na to byki? To się jeszcze okaże. MACD wciąż pokazuje wyprzedanie rynku, lecz kupujący jakoś nie potrafią tego wykorzystać. Pozytywnie należy ocenić sesję piątkową, która stworzyła kolejny młotek.
W każdym bądź razie S&P500 znajduje się obecnie mniej więcej w połowie ostatniej długiej czarnej świecy. Pierwsza próba ataku z czwartku nie powiodła się, ale z drugiej strony indeksu nie odrzuciło daleko. Jeżeli przebije się wyżej, to możliwy będzie scenariusz dojścia do 1105 i rozpoczęcie walki o życie. Patrząc w drugą stronę wciąż należy zwracać uwagę na długi czarny cień z poprzedniego piątku. Wydaje się on w chwili obecnej bastionem byków i tylko sukcesywne ataki na niego mogą doprowadzić do pogłębienia spadków.
Sytuacja na indeksie WIG20 boczno – spadkowa. Istotnymi poziomami krótkoterminowymi wydają się 2236, gdzie znajduje się dołek z końca listopada oraz 2193, gdzie znajduje się dołek z początku tego samego miesiąca. Pomiędzy tymi poziomami znajduje się kilka ważnych zniesień Fibonacciego, w tym zniesienie 23,6% całego ruchu wzrostowego począwszy od przełomu lutego i marca ubiegłego roku. Dolna zapora została w minionym tygodni dwukrotnie naruszona, a w czwartek notowania zamknęły się nawet mocno poniżej niej. Na niewiele się to jednak zdało.
Martwi trochę pasywna postawa byków, którzy nie byli w stanie wykorzystać znacznego wyprzedania rynku, aby wepchnąć indeks na wyższe poziomy. Poza gęstym zgrupowaniem poziomów w którym indeks się obecnie znajduje warto jeszcze zwrócić uwagę na poziom 2400 punktów, którego pokonanie generuje sygnał kupna. Rychłe dojście tam stoi jednak pod dużym znakiem zapytania, ponieważ po drodze indeks będzie musiał pokonać wiele istotnych poziomów. Trudności może również przysporzyć luka bessy. Jej domknięcie może okazać się niezwykle trudnym zadaniem. Zeszłotygodniowe uspokojenie wcale nie musi być trwałe. Przy widocznej biernej postawie byków nagły atak niedźwiedzi może z powodzeniem zagrozić nawet poziomowi 2000 punktów. Dojście aż tam będzie jednak wymagało wielkiego trudu ze strony niedźwiedzi, gdyż muszą one pokonać ważny poziom 2136 punktów i niezwykle istotne zgrupowanie na 2020-24.
Przez większość minionego tygodnia wydawało się, że ustanowione 5 lutego minimum na poziomie 1,3590 zostanie przez rynek wybronione. Pierwszą poważną próbę popyt na europejską walutę przeszedł w czwartek. Wtedy też kurs na moment znalazł się w okolicach wspomnianego minimum, ale poziom ten okazał się nie do przejścia dla kupujących amerykańską walutę. W piątek jednak poziom ten został bez większych problemów naruszony, i pomimo tego iż rynek szybko powrócił powyżej 1,3590, to sam fakt zejścia rynku poniżej, wydaje się być niepokojącym z punktu widzenia aprecjacji euro. Wszystko bowiem wskazuje na to, że eurodolar po raz kolejny wykona ruch na południe, tym razem w kierunku 1,3370-1,3420, gdzie można zaobserwować zgrupowanie zniesień następujących fal umocnienia euro wobec dolara:
– zniesienie 0,618 całej fali z okresu październik 2008 – grudzień 2009;
– zniesienie 0,786 fali z okresu kwiecień – grudzień 2009;
– zniesienie 1,618 fali z okresu sierpień – grudzień 2009;
– zniesienie 1,618 fali z okresu 5 – 9 luty 2009;
W okolicach tych mamy również do czynienia z minimum z maja minionego roku. Prawdopodobieństwo tego, iż eurodolar spróbuje przetestować ten poziom jest duże. Warto zwrócić uwagę na czerwoną linię trendu nakreśloną od połowy stycznia, która wskazuje na możliwość taką już w najbliższym czasie. I choć poziom 1,3370 – 1,3420 wydaje się być dość mocno „chroniony” przez wymienione zniesienia, to jednak warto spojrzeć na opisywany rynek w znacznie dłuższej perspektywie czasowej.
Przyglądając się bowiem wykresowi eurodolara od 1992 roku, można wykreślić dwie wyraźne linie kształtujące ten rynek od wielu lat. Gdyby i tym razem miały się one uaktywnić, obecnie obserwowany ruch eurodolara w kierunku południowym miałby szanse zakończyć dopiero gdzieś w okolicach 1,29, gdzie kurs EURUSD spotkałby się z długoterminową linią trendu (czerwona linia). W okolicach tych przebiega również zniesienie 0,786 fali umocnienia euro w okresie październik 2008 – grudzień 2009. Powracając jednak jeszcze do rozważań nad poziom 1,3370-1,3420, można wyznaczyć jeszcze jedno zniesienie potwierdzające istotność tego poziomu. Jest to zniesienie 0,618 fali umocnienia euro obserwowane w okresie listopad 2005 – lipiec 2008.
Nieco lepiej z punktu widzenia dalszej aprecjacji złotego wygląda sytuacja na parze EURPLN. Zgodnie z tym co pisaliśmy przed tygodniem, okolice 4,11 powstrzymały deprecjację rodzimej waluty, tym samym potwierdzając linię trendu poprowadzoną od szczytu z początku listopada minionego roku. Potwierdza się również teoria, że opisywany rynek zachowuje się raczej defensywnie wobec wydarzeń na eurodolarze. W przypadku bowiem pary EURPLN, aprecjacja złotego jest raczej niezagrożona, a kolejne hipotetyczne impulsy osłabienia złotego z wysokim prawdopodobieństwem kończyć się będą na wspomnianej średnioterminowej linii trendu (gruba czerwona linia).
Gdyby zatem wraz z kontynuacją umocnienia dolara wobec euro osłabił się również złoty, to najbliższy taki impuls miałby duże szanse zakończyć się w okolicach 4,06-4,07. Z drugiej natomiast strony, aprecjacja złotego powstrzymywana może być przez ostatnie minima, które jednak nie powinny być wystarczająco silne by zahamować umacniającego się w długim terminie złotego. Kurs EURPLN w dłuższym zatem czasie będzie dążył w pierwszej kolejności do poziomów 3,87-3,90 gdzie mamy do czynienia ze zniesieniem 0,618 całej fali osłabienia złotego w okresie wrzesień 2008 – luty 2009 oraz minimum notowań ze stycznia minionego roku.
Trochę odmienną sytuację aniżeli na rynku EURPLN obserwujemy w przypadku crossa USDPLN. W tym bowiem przypadku aprecjacja złotego ze względu na większe powiązanie z eurodolarem nie jest tak wysoce prawdopodobna jak ma to miejsce w przypadku EURPLN. Obecnie rynek znajduje się na wielokrotnie potwierdzanych maksimach, ale w przypadku dalszego umocnienia dolara wobec euro, kurs USDPLN może dotrzeć ponownie do maksimów z początku lutego, a nawet nieco dalej, do poziomów 3,05-3,06 gdzie mamy do czynienia z silnym zgrupowaniem zniesień Fibonacciego.
Wydaje się zatem, że poziom ten jest raczej górnym ograniczeniem możliwego ponownego ruchu deprecjacyjnego złotego w średnim terminie. Z drugiej natomiast strony, aprecjacja w dłuższym terminie może być powstrzymywana w okolicach 2,7450, gdzie mamy do czynienia ze zniesieniami 0,886 oraz 0,618 fal osłabienia złotego w okresach lipiec 2008 – luty 2009 oraz październik 2008 –luty 2009. Dalsza aprecjacja powstrzymywana najprawdopodobniej będzie w okolicach minimów z początku grudnia minionego roku.
Źródło: AMB Consulting