Produkcja przemysłowa w lutym spadła o 14,3 proc. To mniej, niż prognozowano. Ale powodów do radości chyba nie mamy?
Nie ma cudów. Wyraźnie widać, że światowy kryzys poważnie wpłynął nie tylko na sektor finansowy, ale również na realną gospodarkę. W tych danych można jednak dopatrzeć się optymistycznych elementów.
Jakich?
Mniejszy spadek produkcji przemysłowej to szansa, że w tym roku nie wpadniemy w recesję i PKB wzrośnie o 1-2 proc. To również dobra wiadomość dla naszego budżetu. Jest bowiem nadzieja, że nie będzie trzeba bardzo zwiększać deficytu budżetowego, bo przychody tak drastycznie wcale nie spadną.
Czy po tych danych można wnioskować, że Polska stała się atrakcyjniejsza dla inwestorów zagranicznych, którzy przenoszą tu swoją produkcję?
Myślę, że przenoszenie produkcji do Polski w większym stopniu będziemy mogli zaobserwować w drugim półroczu. Na razie powinno cieszyć nas to, że zagraniczni inwestorzy nie zamykają u nas swoich fabryk i starają się nie zmniejszać produkcji.
A np. Opel? Przecież poważnie ograniczył produkcję?
Mam na myśli to, że jeżeli koncern ma do wyboru zamknięcie fabryki w Polsce albo na Zachodzie, to zdecyduje się na tę drugą opcję. Wyjątkiem może być sytuacja, w której np. rząd danego kraju postawi warunek, że udzieli koncernowi pomocy, ale tylko wtedy, gdy ten nie zamknie produkcji w rodzimym kraju. Z drugiej strony kryzys pokazał, jak ogromna przepaść dzieli Polskę np. od Ukrainy. Ryzyko inwestowania u nas jest nieporównywalnie mniejsze.
Z czego wynika ta atrakcyjność Polski?
Nasze fabryki powstawały stosunkowo niedawno, w związku z czym są nowoczesne i jakość produkcji w nich jest bardzo wysoka. Do tego koszty pracy pozostają u nas jeszcze dość niskie.
Dodatkowo inwestorom zagranicznym pomaga osłabienie złotego?
Oczywiście. W okresie kryzysu ma to dla nich niebagatelne znaczenie. Można powiedzieć, że osłabienie złotego w stosunku do euro o 40 proc. spowodowało, że koncerny wygenerowały oszczędności na tym poziomie. Dlatego można być spokojnym, że dalej będziemy przyciągać firmy z branży AGD, elektroniki czy centra biznesowe.
Skoro słaby złoty nam pomaga, to po co na siłę pchać się teraz do strefy ERM2?
Właśnie teraz jest bardzo dobry moment, by podjąć taką decyzję. Wejście do ERM2 przy niższym kursie, np. 4 zł za euro, bardzo pomoże naszej gospodarce, przede wszystkim eksporterom.
I nie ma w tym żadnych zagrożeń?
Można obawiać się tego, że spekulanci będą chcieli zepchnąć naszą walutę i nie uda nam się utrzymać kursu w widełkach +/- 15 proc. Bank centralny będzie zmuszony do prowadzenia interwencji na rynku, uruchamiając swoje rezerwy walutowe.
A co poza deklaracjami o wejściu do ERM2 powinien jeszcze zrobić rząd, by walczyć ze spowolnieniem gospodarczym?
Kluczowa w tej chwili wydaje się sprawa obiecywanych przez rząd gwarancji i poręczeń na kredyty dla przedsiębiorstw. Bez tego trudno oczekiwać, by banki znów ruszyły z akcją kredytową dla firm i finansowaniem nowych inwestycji.
A kolejna obniżka stóp procentowych nie będzie miała na to wpływu?
Zdecydowanie mniejszy. Powodem problemów nie jest teraz bowiem cena kredytów, ale niepewność co do sytuacji gospodarczej i brak zaufania banków do przedsiębiorstw.