Po udanej sesji większość indeksów europejskich oraz Wall Street odrobiła straty z początku tygodnia. Ale jeśli indeksy nie sięgną po nowe szczyty, gorsze nastroje szybko powrócą.
Jeśli współczesny świat finansów jest systemem naczyń połączonych, to wczoraj kapitał przelewał się właśnie do Europy, której indeksy są poważnie opóźnione w skali zwyżek wobec Wall Street. Trudno mówić o pretekście do zwyżek – indeksom PMI nie bez kozery przypisuje się ogromne znaczenie wyprzedzające rzeczywistą koniunkturę. W dodatku ostatnie cykle gospodarcze potwierdzają regułę – gdy gospodarka się ożywia, pierwsza rusza produkcja, dopiero później pojawia się popyt i lepsze nastroje konsumentów. Stąd wczorajsze odczyty PMI sektora przemysłu w Europie, wprawiły inwestorów w doskonałe humory i część z nich zapomniała chyba, że właśnie z nadzieją na takie odczyty kupowała akcje kilka miesięcy temu (a więc sukces wskaźników wyprzedzających jest już w dużej części w cenach).
Notowania w USA przyniosły zwyżki i choć były one bardziej stonowane, to w istocie zakończyły się na tym samym poziomie co na Starym Kontynencie – w pobliżu szczytu trendu z końcówki poprzedniego tygodnia. Taki układ wzmacnia znaczenie owych szczytów – i w USA i w Europie – o ile nie zostaną szybko i sprawnie pokonane. Do tego zaś potrzebne są nowe impulsy. Dziś rynek ich raczej nie dostanie, za to jutro poznamy dane z amerykańskiego rynku pracy i mogą mieć one decydujące znaczenie dla trendu w krótkim terminie. Ponieważ pojawiły się pierwsze sygnały sprzedaży na dziennych wykresach głównych indeksów światowych (MACD), a mamy za sobą naprawdę długą serię zwyżek, korekta nie byłaby niczym niespodziewanym. Sęk w tym, że przebąkuje o niej tak wielu komentatorów już od dłuższego czasu, że uparcie nie chce ona nadejść i pojawi się zapewne w najmniej spodziewanym momencie. Warto więc pamiętać, że nawet dobre dane z USA mogą okazać się wstępem do realizacji zysków.
Giełdy w Azji mają za sobą udany poranek, Nikkei zyskał 0,8 proc. mimo awarii serwera giełdowego i mimo ostrzeżeń ministra finansów, który powiedział, że dalsze umacnianie jena zagraża japońskiej gospodarce i wskazał na Fed, jako współodpowiedzialnego na zbyt szybki wzrost jena. Wczoraj prezes Sharpa (producent telewizorów LCD) powiedział, że obecny kurs jena czyni eksport niemal niemożliwym. Nastroje na świecie okazały się jednak na tyle dobre, że mimo tych przeszkód Nikkei zdołał zyskać, choć mniej niż główni rywale z regionu. Kospi wzrósł o 1,3 proc., Hang Seng o 1,5 proc., indeks giełdy w Szanghaju wzrósł natomiast o 2 proc.
WIG20 wspiął się wczoraj na nowy szczyt, ale towarzyszyły temu zmniejszone obroty, zaś RSI na dziennym wykresie wszedł w obszar wykupienia rynku. Wygląda to tak, jakby indeks miał pewne szanse na marsz w kierunku 2 400 pkt (górne ograniczenie konsolidacji, w której indeks tkwi od sierpnia), ale tylko po to, by za chwilę ulec korekcie spadkowej.
Źródło: Open Finance