Inwestorom znudziło się najwyraźniej oczekiwanie na mityczną już korektę spadkową. Byki, wykorzystując lepsze od oczekiwań wyniki amerykańskich spółek oraz dane makroekonomiczne, nie dały sobie odebrać szansy na wzrost indeksów. Ich dynamika z jednej strony cieszy, z drugiej zaś może rodzić pewne obawy co do trwałości zwyżki. Są one silniejsze, jeśli chodzi o nasz rynek. Euforia była dostrzegalna tylko w przypadku kilku największych spółek warszawskiego parkietu.
Polska GPW
Indeksy w Warszawie zaczęły dzień dość asekuracyjnie. WIG20 i indeks szerokiego rynku zyskiwały po około 0,3 proc., znacznie mniej niż wskaźniki na europejskich parkietach. W ciągu pierwszej godziny handlu sytuacja zmieniała się niezbyt dynamicznie. W tej części sesji we wzrostach przewodziły akcje Pekao, zyskujące ponad 1 proc. Z czasem indeks zyskał wsparcie KGHM i PKN, którym pomagały zwyżki na rynku surowców. Jednak jeszcze przed południem popyt przystąpił do bardziej zdecydowanego działania. Byki zdały sobie chyba sprawę, że dalsze okazywanie słabości w sytuacji, gdy główne europejskie indeksy biją rekordy, mogłoby się skończyć większą przeceną.
Akcje KGHM i Pekao zyskiwały po ponad 3 proc., papiery PKO rosły o niemal 2 proc., ponad 2 proc. szły w górę walory Telekomunikacji Polskiej. WIG20 zyskiwał około południa około 2 proc., indeks szerokiego rynku rósł o 1,5 proc. Kiepsko radziły sobie wskaźniki małych i średnich firm. sWIG80 z trudem starał się utrzymać nad kreską.
Klasą dla siebie były znów największe i najbardziej płynne spółki, których papiery zyskiwały po około 5 proc. – jak KGHM, czy ponad 7 proc. – jak to działo się w przypadku Pekao. Na nich też koncentrowały się obroty.
WIG20 zyskał ostatecznie 3,37 proc., a WIG wzrósł o 2,46 proc. Hossa nie dotarła na rynek małych i średnich firm. mWIG40 zwiększył swoją wartość o 0,92 proc., a sWIG80 o zaledwie 0,32 proc. Obroty wyniosły 2,27 mld zł.
Giełdy zagraniczne
Wtorkowa sesja za oceanem znów nie przyniosła rozstrzygnięcia i nie wskazała rynkom kierunku dalszego ruchu. Po sześciu dniach wspinaczki przyszedł czas na niewielką korektę. Z pewnością nie jest to jeszcze „ta” korekta, która wciąż nad giełdami „wisi”. Sezon publikacji wyników przez amerykańskie spółki dopiero się rozkręca i trzeba się liczyć ze zmiennymi nastrojami i reakcjami.
Inwestorów w Azji amerykańskie nastroje wcale nie zdeprymowały. Dominowały wzrosty i to całkiem pokaźne. W Chinach indeks Shanghai B-Share zyskał 0,68 proc., ale Shanghai Composite wzrósł aż o 1,17 proc. Jak na tamtejsze „zwyczaje”, to może niebyt wiele, ale widać, że wskaźnik wyraźnie zmierza w kierunku poprzedniego szczytu z połowy września. To, jak sobie z nim poradzi, może mieć bardzo poważne konsekwencje dla dalszego rozwoju sytuacji na tamtejszym rynku. Inwestorów ucieszyła informacja o mniejszym niż się spodziewano spadku eksportu. Obniżył się on we wrześniu o 15,2 proc. Liderem wzrostów był parkiet w Hong Kongu, gdzie indeks zyskał 1,95 proc. Nieźle radziła sobie także giełda na Tajwanie ze wzrostem o 1,3 proc. Jednym z nielicznych spadkowiczów był japoński Nikkei, który stracił 0,16 proc. Ale po serii zwyżek niewielka korekta nie zmienia obrazu rynku, choć może wskazywać na osłabienie wzrostowego potencjału.
Główne parkiety europejskie zaczęły dzień bardzo odważnie. W reakcji na azjatycki optymizm i lepsze niż się spodziewano wyniki Intela, indeks we Frankfurcie zyskał na otwarciu 1,32 proc., paryski CAC40 wzrósł o 1,26 proc., a londyński FTSE o 1,28 proc. W ciągu pierwszych godzin handlu skala zwyżki jednak się już nie powiększała.
Wsród giełd naszego regionu prym wiodła giełda moskiewska, której indeks rósł przed południem o 3 proc. Kroku starał mu się dotrzymać Bukareszt. W Budapeszcie BUX zyskiwał 1,9 proc. Najgorzej radziła sobie Sofia, ze zwyżką o zaledwie 0,5 proc.
Po południu byki panowały już niepodzielnie. Ponad dwuprocentowych wzrostów na głównych parkietach Europy nie oglądaliśmy ostatnio zbyt często.
Waluty
Amerykańska waluta nie ma siły, by się bronić przed osłabieniem. W ciągu ostatnich trzech dni euro zdrożało z 1,467 do 1,49 dolara, czyli o ponad 1,5 proc. Dziś po raz pierwszy od dwunastu miesięcy naruszony został nieznacznie poziom 1,49 dolara za euro. Na razie tylko na chwilę, ale wszystko wskazuje na to, że nie był to jednorazowy „wybryk”. Złoty, po wczorajszej stabilizacji wokół poziomu 2,84 zł za dolara, dziś zyskała wobec niego około 2 groszy. Za euro przed południem trzeba było płacić 4,2 zł, o nieco ponad grosz mniej niż we wtorek. Franka można było kupić po 2,77-2,78 zł, nieznacznie mniej niż wczoraj na koniec dnia. W ciągu dnia złoty jeszcze nieznacznie się umacniał, zyskując wobec głównych walut po groszu.
Podsumowanie
Warszawski parkiet poddał się wreszcie atmosferze ogólnej poprawy nastrojów na europejskich parkietach. Z jednej strony jest się z czego cieszyć, bo indeksy poszły wyraźnie w górę, poprawiając techniczny obraz rynku. Z drugiej jednak widać, że samodzielnie, bez impulsów z zewnątrz, nie jesteśmy w stanie zdecydować o koniunkturze na własnym podwórku. Jak na kraj o gospodarce odpornej na kryzysy jak mało która, to trochę za mało.
Roman Przasnyski
Źródło: Gold Finance