Poranne odczyty indeksów wskazujących na przyszłą koniunkturę w Azji rozczarowały ekonomistów, ale indeksy zdołały utrzymać się nad wodą. Ożywienie w III kwartale staje się jednak mniej pewne.
Po tym jak problemy finansowe Grecji zostały chwilowo przykryte decyzjami parlamentu i europejskich urzędników, uwaga rynków finansowych ponownie zwróciła się w kierunku danych makroekonomicznych. Wczorajsze wskazały na silny wzrost indeksu PMI w regionie Chicago, co informuje o dobrych perspektywach dla sfery przemysłu i rozbudziło nadzieję na podobne odczyty dziś rano w Azji i Europie. Głównie dzięki tym danym Wall Street mogła przedłużyć serię wzrostów do czterech sesji nawet pomimo wyższej niż oczekiwano liczby wniosków o zasiłkach dla bezrobotnych, plotkach o dymisji sekretarza skarbu i patowej sytuacji w kongresie, który nadal nie wyraził zgody na wzrost zadłużenia USA, co grozi ich bankructwem w ciągu miesiąca.
Nastroje na rynkach azjatyckich nie były już tak dobre, bo i opublikowane dane okazały się gorsze. Indeks PMI dla sektora produkcji w Chinach spadł do 50,9 z 52 w maju, to jest do najniższego poziomu od lutego 2009 r. (okresu najsłabszych danych gospodarczych wywołanych kryzysem finansowym). Gospodarka Chin w połowie opiera się na sektorze produkcyjnym, a wartość 50 oddziela recesję od wzrostu. Ten wzrost jest więc już bardzo słaby (dla porównania przywołany wyżej Chicago PMI ma wartość 61,1 proc.) i informuje o słabnącym popycie na chińskie towary eksportowe. Niemniej oczekuje się, że wzrost gospodarczy w Chinach w II kwartale wyniósł 9,1 proc. wobec 9,8 proc. w I kwartale. Reakcja giełdy w Szanghaju nie była więc dramatyczna, indeks ograniczył skalę wzrostu do 0,2 proc. kwadrans po ósmej, także dlatego, że dane okazały się nieznacznie tylko słabsze od oczekiwań, a indeks ma za sobą głębokie spadki w I półroczu. Nikkei wzrósł o 0,5 proc., mimo że indeks Tankan mierzący nastroje wśród japońskich przedsiębiorców spadł do minus 9 pkt, do najniższego poziomu od 2009 r. Wzrósł jednak subindeks planowanych inwestycji oraz zatrudnienia, co osłabia negatywną wymowę raportu. Jednocześnie firmy spodziewają się 20 proc. spadku zysków w pierwszych miesiącach przyszłego roku.Nastroje w Europie ustalone zostaną w ostatnich minutach przed dzwonkiem, a po publikacji indeksów PMI dla Francji (8:50), Niemiec (8:55) i strefy euro (9:00), w tym także Grecji. Również otwarcie w Warszawie może być zależne od odczytu PMI zapowiedzianego na 9:00.
Trzeba też dodać, że w ostatnich dniach GPW daje popis słabości wobec rynków rozwiniętych, ale problem nie dotyczy tylko Warszawy lecz rynków wschodzących w ogóle. Problemy z dotrzymaniem kroku indeksom w Nowym Jorku, Frankfurcie czy Paryżu mają nie tylko giełdy naszego regionu, ale także parkiety w Ameryce Południowej. Można to interpretować jako zdjęcie z rynku globalnego obaw o konsekwencje upadku Grecji (które byłyby boleśniejsze dla krajów rozwiniętych i zarazem wierzycieli Europy Południowej) zaś z drugiej powrotu obaw o inflację, która ma poważniejsze skutki dla krajów rozwijających się ze względu na strukturę wzrostu cen (żywność i paliwa).
Ponieważ układ tych czynników dziś nie zmieni się, możemy oczekiwać, że GPW pozostanie relatywnie słabszym parkietem, a apatia inwestorów przedłuży się na kolejną sesję. WIG20 po wcześniejszej serii spadków wrócił nieznacznie powyżej 2800 pkt, ale najwyraźniej brak mu sił do dalszej wspinaczki, co osłabia nadzieje na letnią hossę. Publikowane dziś rano dane mogą rozwiać lub spotęgować wątpliwości, więc warto dobrze im się przyjrzeć.
Emil Szweda, Noble Securities
Źródło: Noble Securities SA