Kolekcjonowanie danych, zbieranie rekordów, skrypty śledzące – takie hasła słyszymy coraz częściej, dlatego nietrudno wpaść w prawdziwą obsesję na punkcie prywatności w internecie. Ale czy rzeczywiście każde nasze kliknięcie jest obserwowane i może być wykorzystane na przykład przez marketerów? – Informacje, które reklamodawcy zbierają na nasz temat, to ogólne, zupełnie anonimowe dane. Nasza prywatność w internecie jest ważna, ale nie powinniśmy popadać w skrajności -wyjaśnia Arkadiusz Cywiński, specjalista technologii RTB.
W sieci możemy znaleźć na swój temat sporo treści, także tych zupełnie prywatnych. Skąd się tam biorą? W wielu przypadkach przyczyniamy się do tego sami, podając je na portalach społecznościowych czy forach. Każdy ruch w internecie pozostawia pewien ślad, ale czy to znaczy, że powinniśmy się przed tym bronić?
To nie wirtualny Wielki Brat
Dane analizowane przez reklamodawców to w większości podstawowe informacje, które i tak dostępne są na co dzień dla naszego otoczenia. – Tak naprawdę marketerzy nie potrzebują i nie kolekcjonują żadnych wrażliwych danych na temat konsumentów. To, co ich interesuje, to podstawowe rzeczy takie jak ich płeć, wiek, zainteresowania albo to, że odwiedzili określoną stronę internetową– tłumaczy Arkadiusz Cywiński, specjalista technologii RTB. – Podobny, a nawet szerszy zestaw informacji, zupełnie się nad tym nie zastanawiając, podajemy wchodząc do każdego stacjonarnego sklepu i korzystając z jego oferty– dodaje. Już w momencie przekroczenia przez nas progu sprzedawca zna naszą płeć i może oszacować wiek.
Wystarczy kilka dodatkowych pytań, by dowiedzieć się, jakie towary nas interesują, a nawet ocenić naszą sytuację finansową. Supermarkety analizują wzory zachowań kupujących w sklepach podobnie jak e-sklepy na swoich witrynach. W obu przypadkach anonimowo, bez identyfikacji poszczególnych osób.
Mieć ciastko czy usunąć ciastko?
Dane o tym, co robimy i gdzie bywamy w internecie, są dostępne dzięki ciasteczkom, czyli plikom przechowywanym na komputerach użytkowników. Wbrew obiegowej opinii, nie zawierają one jednak ani nie gromadzą żadnych informacji. Zazwyczaj jest to losowo wygenerowany numer identyfikacyjny, z którym powiązane są dane na temat odwiedzanych stron. –Fakt ten zapewnia anonimowość. Żadne dane nie są łączone z konkretną osobą. W dodatku to użytkownik ma nad tym ostateczną kontrolę, bo ciasteczka można po prostu usunąć– podkreśla Arkadiusz Cywiński.W ten sposób „znikamy” dla systemów reklamy behawioralnej, a więc tej dobieranej na podstawie odwiedzanych stron internetowych, częstotliwości ich oglądania czy słów kluczowych wpisywanych w wyszukiwarkach. – Ale czy warto? – zastanawia się Cywiński. – W dużej mierze zbieranie informacji dzięki ciasteczkom jest dla nas wszystkich przydatne i sprawia, że treści pokazywane nam w internecie są dostosowywane indywidualnie do każdego z nas –dodaje.
Reklama na miarę
To, co wiedzą o nas sieci reklamowe, nie jest tajemnicą. W prosty sposób możemy przekonać się na przykład, jakie informacje ma o nas Google. – Wystarczy wejść nawww.google.pl/settings/ads/, by sprawdzić przypisane nam dane demograficzne czy zainteresowania. W tym miejscu można je także zaktualizować, a nawet zablokować konkretnych reklamodawców lub zrezygnować ze wszystkich reklam opartych na zainteresowaniach – tłumaczy Arkadiusz Cywiński.
Od reklam w internecie jednak nie uciekniemy – będą nam się wyświetlać niezależnie od tego, czy ciasteczka są wykorzystywane, czy nie. – Dzięki analizie określonych danych przez serwisy reklamy są po prostu lepiej dopasowane. W ten sposób zyskują zupełnie inną wartość i mogą mieć dla odbiorcy charakter informacyjny zamiast stwarzać ogólne wrażenie zalewu treści, które zupełnie nas nie interesują –mówi Cywiński. – Warto powtórzyć, że pliki cookies zbierają dane anonimowo i nie są w nich zapamiętywane jakiekolwiek informacje, które pozwoliłyby na przykład zidentyfikować użytkownika. Nie mają też nic wspólnego z programem PRISM, o którym było głośno za sprawą Edwarda Snowdena. Co więcej, większość naprawdę drażliwych danych podajemy sami, lekką ręką akceptując każdą politykę prywatności serwisów, z których korzystamy. Dlatego zanim popadniemy w obsesję prywatności, ze spokojem rozważmy, co tak naprawdę „wie o nas nasza przeglądarka”– dodaje.
Arkadiusz Cywiński
