Wszystko przez ostatnie dane na temat słabnącej kondycji polskiej gospodarki. A przede wszystkim niskie inwestycje firm, które w pierwszym kwartale tego roku miały według GUS przyrosnąć tylko o symboliczny 1 proc. Jeszcze w czwartym kwartale ubiegłego roku zwyżkowały aż o 7 proc.
Część makroekonomistów posądza GUS o nadmierny pesymizm i zaniżenie wskaźników, ale nikt nie ma wątpliwości, że apetyt firm na inwestowanie jednak niepokojąco spada i oddala nadzieje bankowców na wzrost popytu przedsiębiorstw na kredyty.
Tymczasem na boom kredytowy w przedsiębiorstwach bankowcy czekają już wiele miesięcy. Podczas gdy rynek kredytów dla klientów indywidualnych rośnie jak na drożdżach – według danych Związku Banków Polskich tylko w pierwszym kwartale pożyczyliśmy pod hipotekę 4 mld zł – kredyty dla firm stoją w miejscu jak zaklęte. W ubiegłym roku bankowcy tłumaczyli niski popyt na kredyty tym, że firmy miały sporo pieniędzy i same finansowały inwestycje. Ale ten rok, zwłaszcza jego druga połowa, miał przynieść długo oczekiwane ożywienie – pisze „Gazeta”.
Zdaniem coraz liczniejszej grupy analityków najnowsze dane o polskiej gospodarce są na tyle słabe, że branża bankowa powinna zapomnieć o rekordowych zyskach. Po świetnych wynikach pierwszego kwartału – pięć największych banków zarobiło na czysto 1,2 mld zł – bankowcy prześcigali się w optymistycznych deklaracjach. Prezes BPH Józef Wancer zapowiadał przekroczenie na koniec roku magicznej bariery miliarda złotych czystego zysku. Jacek Kseń, prezes BZ WBK, deklarował, że jest duża szansa na pół miliarda zarobku. Sławomir Lachowski, prezes BRE, obiecywał 250 mln zł zysku brutto.
Według Stanisława Kluzy pierwszy kwartał był dla banków nadzwyczaj udany i powtórzenie takich fajerwerków w przyszłości będzie niezmiernie trudne, zwłaszcza bez ożywienia kredytów dla firm. Jego zdaniem banki dzięki zabiegom księgowym „przeniosły” jednorazowo na początek roku część zysków wypracowanych przed rokiem. Z kolei Andrzej Powierża, analityk BDM PKO BP, w swojej ostatniej analizie zwraca uwagę na nieuchronny spadek marż wynikający z niższych stóp procentowych i tego, że banki zaczęły walkę o depozyty klientów indywidualnych – czytamy „Gazecie”.