A jeśli tak, jaki model ustroju mógłby go zastąpić jako bardziej efektywny i dostosowany do współczesnych wyzwań? Ustrój gospodarczy wyznacza zasady i ramy działalności gospodarczej, obowiązujące wszystkich aktorów życia gospodarczego. Dlatego też polityka ustrojowa i będący jej wynikiem kształt ustroju gospodarczego stanowi fundamentalny czynnik rozwoju społeczno-gospodarczego kraju, czynnik powodzenia i sukcesu jego obywateli. Historia gospodarcza dostarcza niestety nader wiele dowodów, jak kosztowne mogą być i są błędy w kształtowaniu ustroju gospodarczego. Błędów tych i ich konsekwencji świat doświadcza także obecnie.
Przełom cywilizacyjny
Spory i dylematy dotyczące ustroju gospodarczego zwykle nabierały specjalnego znaczenia w okresie przełomów dziejowych, w tym w okresie kryzysów. Także obecnie ujawniają się silne kontrowersje na ten temat. Wynika to nie tylko z ogarniającego świat kryzysu. Można byłoby go bowiem uznać za typowy, genetyczny niejako przejaw cyklu koniunkturalnego, czyli nieodłącznego w gospodarce rynkowej zjawiska „wzlotów i upadków” i sinusoidalnego jej rozwoju. Taka ocena byłaby uzasadniona, gdyby nie fakt, że obecny kryzys ma miejsce w warunkach dokonującego się na naszych oczach przełomu cywilizacyjnego, zmiany paradygmatu rozwojowego. Wyraża się to w wypieraniu cywilizacji przemysłowej przez bliżej jeszcze niedodefiniowaną cywilizację postindustrialną. Następuje przechodzenie do modelu gospodarki opartej na wiedzy, zwirtualizowanej „wikinomii”, mającej w znacznej mierze cechy „gospodarki nietrwałości”. A historia gospodarcza dowodzi, że zmiana wzorca cywilizacyjnego każdorazowo przynosiła zmianę modelu ustroju gospodarczego. I tak, cywilizacja rolna przyniosła feudalizm, zaś przemysłowa – kapitalizm. Zmiana zaś ustroju gospodarczego oznaczała zarazem zmianę stratyfikacji społecznej i typu przekazu. Feudałów zastąpili kapitaliści, zaś chłopów feudalnych – proletariat. Przekształcaniu feudalizmu w kapitalizm towarzyszyło przejście od epoki słowa pisanego ręcznie do epoki słowa drukowanego. Cywilizacja postindustrialna zaś, to era języka cyfrowego i wyłaniania się nowej, najwyższej warstwy społecznej tzw. netokracji cyfrowej. Ale rodzi się tu pytanie, czy i jaki nowy ustrój przynosi bądź przyniesie ta cywilizacja?
Jak dowodzi Alexander Bard, szwedzki wykładowca, pisarz i pionier internetu „żyjemy w dwóch epokach jednocześnie, choć mało kto ma tego świadomość. Jedna, przemijająca – to kapitalizm. Druga, związana z rewolucją informatyczną – to epoka internetu. W tamtej na samym czubku społecznej piramidy mieliśmy fabrykantów i bankierów, a na samym dole – proletariat. W epoce, która nadchodzi, na szczytach władzy znajduje się mała liczebnie, ale bajecznie bogata sieciowa netokracja. Podnóże społecznej piramidy zajmuje konsumtariat”. To najniższa społeczna warstwa „wykluczonych”, obarczona jest „analfabetyzmem cyfrowym” i przez to pozbawiona możliwości korzystania z dobrodziejstw nowej cywilizacji.
Nakładanie się obecnego, globalnego kryzysu gospodarczego na procesy zmian paradygmatu cywilizacyjnego nadaje zjawiskom kryzysowym specjalny wymiar. Głębokość i rozległość tych zjawisk w relatywnie małym stopniu przypomina poprzednie „normalne” kryzysy, rozumiane jako proste następstwo nieodłącznego dla gospodarki rynkowej cyklu koniunkturalnego.
Pojawia się w związku z tym pytanie, czy to koniec kapitalizmu? Na tak postawione przez „Gazetę Bankową” (nr 5/2009) pytanie – Robert Gwiazdowski odpowiedział krótko i dosadnie: „bzdura”. Natomiast ja, niestety, nie mogę udzielić tak klarownej, jednoznacznej odpowiedzi ze 100-procentowym przekonaniem. I to nie tylko dlatego, że podzielam przytaczaną przez Czesława Miłosza filozofię „starego Żyda z Podkarpacia”: „Jeżeli dwóch kłóci się, a jeden ma rzetelny procent racji, to bardzo dobrze i nie ma się co szarpać. A kto ma 60 procent racji? To ślicznie, to wielkie szczęście i niech Panu Bogu dziękuje! A co by powiedzieć o 75 procent racji? Mądrzy ludzie powiadają, że to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procent? Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak” (Czesław Miłosz – Zniewolony umysł, Stary Żyd z Podkarpacia). Nie mam tak jednoznacznego jak Robert Gwiazdowski poglądu także dlatego, że to co się może stać, zależy od niezwykle gęstego splotu bardzo złożonych czynników i racji, trudno poddających się prognozowaniu i apriorycznym ocenom. Kolejną przyczyną trudności ze sformułowaniem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o kryzys kapitalizmu jest fakt, że kapitalizm niejedno ma imię, na co w „GB” (5/2009) zwracał uwagę m.in. Tomasz Gruszecki. Zapewne inne perspektywy ma skandynawski model kapitalizmu, bazujący na dążeniu do równowagi ekonomicznej i społecznej oraz niedopuszczaniu do pogłębiania się zróżnicowania dochodowego w społeczeństwie, a inne – oparty na ostrej rywalizacji anglosaski model kapitalizmu neoliberalnego.
Nie wdając się w tym miejscu w rozwijanie definicji tych modeli przychylam się do opinii o erozji neoliberalizmu. Dokonujące się obecnie w USA rozlegle państwowe interwencje w gospodarce z symptomami wręcz nacjonalizacji w niektórych dziedzinach, są tego spektakularnym dowodem. Coraz więcej zwolenników zyskuje opinia, że obecny kryzys nie jest typowym kryzysem koniunkturalnym, lecz kryzysem fundamentalnym, ustrojowym, kryzysem neoliberalizmu, nurtu, który zresztą już wcześniej był przez niektórych znawców tej problematyki krytykowany. M.in. harvardzki ekonomista Dani Rodrik skonstatował, że między neoliberalizmem a ekonomią jest taka relacja jak między astrologią a astronomią. Ani bowiem astrologia, ani neoliberalizm nie są naukami, tylko ideologiami. Ujmując to bardziej dosadnie można stwierdzić, że neoliberalizm tak się ma do liberalizmu jak fundamentalizm do fundamentów. Adam Smith, klasyk niezwykle przecież szlachetnej koncepcji liberalizmu, łączył w tej koncepcji idę wolnego rynku z moralnością, odpowiedzialnością i etyką. W wolnorynkowej koncepcji neoliberalnej takiej symbiozy zabrakło, co stworzyło „urodzajne” podłoże dla kryzysu. Neoliberalizm jest jednak tylko jedną z odmian współczesnych modeli kapitalizmu. Zatem nawet jeśli zgodzić się z tezą o kryzysie neoliberalizmu, to nadal pozostaje pytanie, czy generalnie model kapitalizmu się zestarzał, czy może być on podtrzymany przy życiu za pomocą „liftingu”, rekonstrukcji systemowej, czy też musi ustąpić miejsca innej formacji. Traktuję te pytania jako otwarte.
Bezkonkurencyjny (?) kapitalizm
Pytanie o przyszłość kapitalizmu stawiane jest niemalże od jego zarania. W opublikowanej ponad 10 lat temu (w 1996 r.) książce Lestera C. Thurowa „Przyszłość kapitalizmu” amerykański profesor ekonomii podkreśla, że „od początku rewolucji przemysłowej, kiedy sukces zaczął być definiowany jako rosnący materialny poziom życia, nie udawało się nigdzie doprowadzić do sprawnego funkcjonowania żadnego innego systemu ekonomicznego poza kapitalizmem”. Przegrały z nim wszystkie inne systemy, w tym socjalizm, komunizm i faszyzm, a także utopijne modele ustroju gospodarczego. W tym sensie kapitalizm postrzegany był jako bezkonkurencyjny.
Zarazem jednak Thurow – metaforycznie posługując się geologiczną teorią tektoniki płytowej i biologiczną teorią naruszonej równowagi – konstatuje, że „coś wydaje się wstrząsać podstawami kapitalizmu”. Podobnego zdania jest Imman- l Wallerstein, amerykański profesor socjologii. W swojej najnowszej książce „Utopistyka. Alternatywy historyczne dla XXI wieku” stwierdza, że aktualnie żyjemy w końcowej fazie kapitalizmu, który chyli się ku upadkowi, a to jak będzie wyglądał kolejny cykl rozwoju ludzkości, zależy od wydarzeń w jego obecnej fazie. Autor ten dochodzi do wniosku, że kapitalizm jest „starcem”, który „skończy” się w ciągu 50 lat.
Ryba wyciągnięta z wody
Obecnie nikogo już chyba nie trzeba przekonywać, że świat znajduje się w okresie naruszonej równowagi, o czym świadczą chociażby coraz bardziej skontrastowane bieguny bogactwa i nędzy, nie mówiąc już o naruszaniu równowagi ekologicznej. Naruszanie równowagi odczuwamy w życiu codziennym, m.in. stykając się ze skażoną wodą, powietrzem itp. Naruszenie równowagi społecznej skutkuje m.in. dewiacjami społecznymi, przestępczością, terroryzmem i innymi niekorzystnymi zjawiskami. Wszystko to sprawia, że komfort życia znacznie się zmniejsza. Paradoksalnie dotyczy to także większości krajów najbogatszych.
„Jesteśmy jak wielka ryba, która została wyciągnięta z wody i wściekle rzuca się i podskakuje, usiłując do niej powrócić. W takim stanie ryba nigdy nie pyta, gdzie wyląduje po następnym uderzeniu ogonem. Czuje jedynie, że jej obecna sytuacja jest nieznośna i że trzeba spróbować czegoś innego”. Cytat ten to chińskie powiedzenie, do którego nierzadko odwołują się m.in. badacze transformacji ustrojowej. Przytacza je także Lester C. Thurow zastanawiając się nad przyszłością kapitalizmu.
Nieprzypadkowo zatem ekonomiści wskazują na zawodność miernika PKB w ocenie jakości życia. Trwają poszukiwania nowych miar rozwoju, dobrobytu i jakości życia, a jedną z nowszych jest Gross National Happiness Index (GNH). Uwzględniane są w nim kwestie sprawiedliwości społecznej, ochrony wartości kulturowych, jakości rządzenia i zarządzania gospodarką oraz sprawami publicznymi i wreszcie kwestie dbałości o środowisko naturalne.
Naruszenie równowagi wywoływane jest wg Lestera Thurowa przez równoczesne „tektoniczne” ruchy pięciu „płyt ekonomicznych”, podskórnych sił przemian. Siły te to:
– upadek komunizmu, co m.in. (zgodnie z koncepcją wahadła) dało podłoże do bezkrytycznej wiary w doktrynę neoliberalizmu;
– gospodarka bazująca na kapitale intelektualnym, na wiedzy;
– demografia, w tym gwałtowny przyrost ludności w najbiedniejszych krajach, wzrost mobilności i starzenie się społeczeństw;
– postępująca globalizacja i związana z nią rosnąca złożoność i nieprzejrzystość powiązań gospodarczych;
– świat bez dominującego mocarstwa, co przejawia się w stopniowej utracie przez USA mocarstwowej hegemonii.
Jak podkreśla Thurow, podobnie jak systemy biologiczne, systemy społeczno-gospodarcze „wkraczają w okres naruszonej równowagi z wolno ewoluującymi, lecz mocno ustalonymi strukturami. Wyłaniają się zaś z tych okresów z radykalnie zmienionymi strukturami, które znowu zaczynają ewoluować”. Naruszenie równowagi sprawia, że podobnie jak w systemach biologicznych, środowisko nagle się zmienia i „gatunek”, który dominował, nagle zostaje zastąpiony przez inny.
Potwierdza to historia. Feudalizm, który utrzymywał się przez setki lat – został szybko zastąpiony przez kapitalizm. Czy zatem po niespełna 300 latach panowania cywilizacji przemysłowej, wypychająca ją cywilizacja postindustrialna przyniesie nową formację ustrojową? Tego, moim zdaniem, nie da się wykluczyć.
Pytania otwarte
Czy oznacza to schyłek systemu bazującego na prywatnej własności środków produkcji? Zamiast odpowiedzi posłużę się pytaniem sformułowanym przez Thurowa: „W jaki sposób system kapitalistyczny ma funkcjonować w erze potencjału intelektualnego, jeśli potencjał ten nie może być posiadany na własność?”. Potencjał intelektualny, wiedza – stają się uniwersalnym substytutem. Powstaje zatem pytanie, jakie rozwiązania ustrojowe mogłyby sprzyjać najlepszemu wykorzystaniu tego potencjału? I wreszcie pytanie: czy w epoce postindustrialnej, w warunkach gospodarki opartej na wiedzy jest jeszcze w ogóle miejsce dla takiej formacji, jaką jest kapitalizm? Pytania te traktuję jako otwarte, z nadzieją, że sprowokują one dalszą dyskusję. l
PROF. ELŻBIETA MĄCZYŃSKA
Autorka jest prezesem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego