Powszechnie wiadomo, że należy ograniczać deficyt i dług publiczny. Skoro tak, poszczególne kraje Unii Europejskiej, spokojnie mogą zrezygnować z samodzielnego ich ustalania.
Po wsparciu jej przez Francję niemiecko-polska koncepcja zmian w UE zyska najprawdopodobniej aprobatę europejskich przywódców na piątkowym szczycie. Jeżeli przyjęte rozwiązanie nie będzie odbiegało zbyt daleko od wstępnych propozycji, będzie to pierwszy od dawna sukces Wspólnoty. Z tą tezą nie zgadza się w Polsce wielu polityków i publicystów, którzy przekonują, że proponowane zmiany w UE to pierwszy krok, by unia siłą narzucała Polsce złe rozwiązania.
Za każdym razem, gdy pada propozycja, że państwo powinno zrzec się jakiegoś tradycyjnego atrybutu suwerenności na rzecz międzynarodowego organu, trzeba odpowiedzieć sobie na dwa pytania. Po pierwsze, czy dysponujemy odpowiednią wiedzą, jaki kształt powinno przyjąć centralnie ustalone rozwiązanie. Po drugie, czy jedno rozwiązanie jest odpowiednie dla wszystkich krajów, czy też różnice między nimi wskazują na to, że optymalnych rozwiązań może być wiele.
Jeżeli na oba pytania pada odpowiedź twierdząca, czyli znane jest najlepsze wyjście, które do tego jest jedno dla wszystkich państw, warto poważnie zastanowić się nad scedowaniem kompetencji w danej sprawie na instytucję ponadnarodową.
Czy powyższe warunki zrzeczenia się suwerenności nie są zbyt trudne do spełnienia, by jakiekolwiek państwo mogło w zgodzie z nimi zrzec się swoich atrybutów? Niekoniecznie. Stosunkowo łatwo wskazać trzy przykłady, w których ograniczenie suwerenności sprzyja interesom obywateli.
Globalne cięcie ceł
Pierwszym z nich jest członkostwo w Światowej Organizacji Handlu, do której przystąpiły już 153 państwa stanowiące 97% ludności świata. Kraje członkowskie WTO wyrzekły się części kompetencji odnośnie prowadzenia polityki celnej i zobowiązały się do niedyskryminowania swoich partnerów handlowych.
Wiadomo, że cła i inne instrumenty ochrony macierzystego rynku, mimo dodatkowego zysku dla krajowych producentów, są niekorzystne dla gospodarki. Dlatego częściowe wyrzeczenie się przez rządy możliwości szkodzenia sobie i innym należy uznać za krok we właściwym kierunku. Właściwy poziom ceł jest przy tym niezależny od poziomu rozwoju danego kraju – sprawdza się tu prosta zasada, że im mniej protekcjonizmu tym lepiej.
Jedna waluta
Drugim przykładem korzystnego zrzeczenia się suwerenności jest wspólna waluta. Dobry pieniądz jest stabilny i niezależny od polityków. Służy celom handlowym, a nie finansowaniu deficytów budżetowych. Przyjęcie jednej waluty przez wiele państw niesie za sobą ponadto dodatkowe efekty synergii w postaci obniżenia kosztów transakcyjnych, ułatwienia przepływów kapitału i eliminacji ryzyka walutowego. Taką walutą miało być i w znacznej mierze ciągle jest euro. Jego los zależy od tego, czy powstrzymana zostanie deklarowana wyraźnie przez niektóre państwa chęć użycia wspólnej waluty do walki z kryzysem fiskalnym na południu Europy. Wadą euro jest zbyt duży, a nie zbyt mały wpływ państw narodowych na Europejski Bank Centralny.
Dług publiczny
Trzecią sytuacją, w której ograniczenie suwerenności wydaje się korzystne, jest właśnie proponowane przez Polskę i Niemcy centralne ograniczenie możliwości zadłużania się państw. Dług publiczny, jeżeli nie służy finansowaniu inwestycji przyczyniających się do długookresowego rozwoju, jest nie tylko gospodarczo szkodliwy (państwo za jego pośrednictwem przejada prywatne oszczędności), ale także niesprawiedliwy. Politycy by zadowolić obecne pokolenie wyborców, obiecują wydatki, za które zapłaci przyszłe pokolenie podatników. Ci, którzy najwięcej stracą na wzroście zadłużenia nawet nie mają prawa głosu, by się mu sprzeciwić.
W tej sytuacji limit 60% PKB długu i 3% deficytu jest i tak nad wyraz hojny dla polityków, co może grozić nadmierną rozrzutnością. Warto pamiętać, że spośród państw, które zbankrutowały w latach 1970-2008 ponad połowa miała dług nieprzekraczający 60% PKB.
Cenna suwerenność
Są więc okoliczności, w których wyzbycie się przez państwo narodowe jakiegoś atrybutu suwerenności sprzyja jego obywatelom. Przyjrzyjmy się jednak trzem innym przykładom, wskazującym na pułapki związane z wyrzeczeniem się suwerenności.
Dwa z nich padły w przemówieniu ministra Sikorskiego. Mam na myśli powszechny unijny kodeks pracy i harmonizację podatkową. To, ile oraz w jakich warunkach człowiek powinien pracować jest trudne do ustalenia i z pewnością zależy od indywidualnego przypadku. Ujednolicanie umów pracowników z prawodawcami na poziomie państwa już i tak utrudnia lub uniemożliwia poszczególnym jednostkom odnalezienie optymalnych dla nich form kontraktu. Jedno prawo pracy dla całej wspólnoty, której produktywność różni się diametralnie na przestrzeni od Bułgarii do Luksemburga zakrawa na absurd.
Podobnie ma się rzecz z systemem podatkowym. Nie wiadomo, jaki jest optymalny udział państwa w gospodarce ani w jakiej formie najlepiej pobierać daninę od obywateli. Rozwiązania stosowane na świecie i w Europie bardzo się pod tym względem różnią. Niejedynym, choć ważnym powodem istnienia tych różnic jest dystans, który dzieli kraje zamożne od biedniejszych. W tych drugich jakość usług oferowanych przez państwo jest niestety wyraźnie niższa, dlatego większa wagę przywiązuje się tam do rozwoju sektora prywatnego.
Nie zmienia to faktu, że istnieją kraje bogate, które utrzymują niski udział wydatków publicznych w PKB. Przykładowo w Szwajcarii w 2010 było to 34%, czyli o prawie 10 pkt. proc mniej niż w Polsce. Komuś, kto uważa, że to właśnie dumni posiadacze franka są bliżsi podatkowego optimum, można zawsze wskazać przypadek niemal równie bogatych państw skandynawskich, gdzie udział państwa sięga 60% PKB.
Konkurencja między państwami pozwalająca wyłaniać najlepsze rozwiązania i eliminować te, które się nie sprawdzają dobrze działa również w odniesieniu do nadzoru bankowego. Państwa, które źle nadzorują działające na swoim terenie instytucje finansowe, doświadczają kryzysów bankowych. Z tych przykrych wydarzeń płynie lekcja dla innych państw, które mogą dzięki temu uchronić się przed bankowym tsunami.
Ujednolicenie reguł owocuje zaś tym, że na błędzie popełnionym przez regulatorów cierpią wszystkie państwa. Tak stało się przecież w wyniku zaimplementowania reguł bazylejskich, w myśl których kredyty udzielone rządom miały zerową wagę ryzyka, co przyczyniło się do zarażenia europejskiego sektora bankowego niewypłacalnością niektórych krajów strefy euro.
Suwerenność ekonomiczna jest więc niezwykle ważna i należy mieć nadzieję, że politycy polscy oraz europejscy nie doprowadzą do jej ograniczenia ze stratą dla gospodarki Wspólnoty. Hasła „integracji gospodarczej” lub „unii fiskalnej” niosą za sobą wiele niebezpieczeństw. By się przed nimi obronić, trzeba jednak najpierw je dobrze zdiagnozować. Sprzeciwianie się z gruntu wszelkiemu ograniczaniu suwerenności państw narodowych, nie mówiąc o określaniu takich działań mianem „zdrady” kwalifikującej do Trybunału Stanu, nie służy pogłębionej dyskusji na temat integracji międzynarodowej.
Maciej Bitner
Źródło: Wealth Solutions