Poniedziałek przynosi nam dalsze umocnienie złotego i zwyżki na warszawskim parkiecie. To wynik wciąż dobrych nastrojów, jakie utrzymują się na rynkach światowych. W efekcie wyczekiwanej korekty, jak nie było, tak nie ma.
O godz. 9:31 za euro płaci się 4,1350 zł (poziom 4,15 zł został naruszony, co teoretycznie otwiera drogę do 4,10 zł), a dolar jest wart 2,9050 zł (chociaż dzisiaj w godzinach porannych doszło już do naruszenia poziomu 2,90 zł). Z kolei za franka płaci się 2,7130 zł.
Złotego wsparły opublikowane dzisiaj rano dane dotyczące lipcowej wartości indeksu PMI – nieoczekiwanie wzrósł on aż do 46,5 pkt. z 43 pkt., co jest najwyższym poziomem od czerwca 2008 r. Czy to kolejny sygnał, iż Polska gospodarka rzeczywiście ma szanse uniknąć recesji? Tak przynajmniej może sądzić część inwestorów. O godz. 10:00 poznamy jeszcze szacunki resortu finansów dotyczące lipcowej inflacji CPI. W kolejnych godzinach rytm na rynku złotego będą jednak kształtować wydarzenia na rynkach zagranicznych.
Tymczasem piątkowe zachowanie się kursu EUR/USD i generalnie dolara jest dość zastanawiające. Pierwsza reakcja na dane o PKB nie była dobra, inwestorzy doszukali się pewnych „ale” w postaci rewizji za I kwartał, czy też spadku wskaźnika wydatków konsumenckich. Dopiero później doceniono fakt, iż PKB w II kwartale spadł tylko o 1 proc. Być może dlatego, iż na rynek trafiła opinia byłego szefa FED, który nie wykluczył, iż w III kwartale można spodziewać się dodatniej dynamiki i to na poziomie +2,5 proc. W efekcie dolar zaczął dość wyraźnie tracić, a kurs EUR/USD zdołał nawet nieco naruszyć okolice 1,43. W poniedziałek w nocy podczas sesji japońskiej, notowania EUR/USD zawróciły jednak w dół. W efekcie o godz. 9:43 za euro płacono 1,4225 USD. Niewątpliwie wspólnej walucie zaszkodziły opublikowane o godz. 8:00 gorsze dane o sprzedaży detalicznej w Niemczech.
Dzisiaj na rynek napłyną dane o odczytach indeksów PMI dla przemysłu w strefie euro (09:58) i Wielkiej Brytanii (10:28). Dla inwestorów istotniejsze mogą okazać się jednak publikacje wyników dwóch europejskich banków: HSBC i Barclays, a także dane z USA o godz. 16:00. Poznamy dane o wydatkach na inwestycje budowlane, oraz ważny ISM dla przemysłu w lipcu (progn. 46,2 pkt.). Nastroje wśród inwestorów są dość dobre i teoretycznie trudno jest upierać się przy korekcie. Chociaż jak wiadomo nadchodzi ona w najmniej spodziewanym momencie.
EUR/PLN: Złamanie poziomu 4,15 otwiera drogę do 4,10. Dzienne wskaźniki „leżą” nie dając sygnałów. Większe znaczenie (w przypadku ewentualnej korekty) będzie mieć bieżąca obserwacja notowań. Sygnałem, iż sytuacja zaczyna się zmieniać, będzie ruch powyżej 4,15.
USD/PLN: Wcześniejsze sygnały płynące ze wskaźników, wiele nie dały. Trend nie uległ zmianie, a obecne naruszenie poziomu 2,90 pokazuje tylko o słabości strony popytowej. Celem mogą być okolice 2,85, a dalej 2,82, chociaż kluczowe będzie zachowanie się EUR/USD (zwłaszcza w strefie 1,43-1,4337). W przypadku, kiedy korekta miałaby się jednak rozpocząć, ważnym sygnałem będzie wzrost powyżej 2,9250.
EUR/USD: Popyt na euro nie odpuszcza, pomimo niezbyt dobrze wyglądającej sytuacji na dziennych wskaźnikach. W ujęciu dziennym znajdujemy się w dość kluczowym momencie. Jeżeli w najbliższych dniach uda się sforsować strefę oporu 1,43-1,4337, to droga w stronę 1,46-1,47 będzie otwarta. Z kolei, jeżeli notowania spadną poniżej 1,4150, to celem stanie się nawet strefa 1,3750-1,3800. Oczywiście, oba scenariusze będą miały adekwatny wpływ na notowania złotego.
Marek Rogalski
Źródło: DM BOŚ