Przyczyną rosnącej inflacji, której jesteśmy świadkami są tzw. czynniki podażowe. Zaliczają się do nich przede wszystkim ceny surowców energetycznych z ropą naftową na czele Dynamika zmian cen „czarnego złota” w ostatnich miesiącach zaskoczyła wielu analityków. Pod koniec 2007 roku przewidywali ceny w zakresie 80 – 100 USD za baryłkę, podkreślając, że to górna granica psychologiczna z niewielkimi szansami na przebicie. Stało się inaczej, a zależność gospodarek całego świata od ropy naftowej po raz kolejny została potwierdzona. „Przedpole” energetycznej katastrofy zostało osiągnięte , gdy cena baryłki osiągnęła okolice 150 USD. Ceny pozostałych paliw kopalnych również rosły, dlatego w wielu krajach, ochrona administracji rządowych przed drożejącą energią (głównie elektryczną) nie wytrzymała naporu cen gazu ziemnego i węgla, które zasilają elektrownie. W ten sposób inflacja przekroczyła progi niemal każdego domu. Efekt wzmocniony został przez rajd cen żywności, który również zaskoczył dynamiką. W tym wypadku nakłada się wiele czynników: drożejąca energia znaczny popyt krajów rozwijających się, z Chinami i Indiami na czele, a także problemy z podażą, których tłem są katastrofalne zmiany klimatu i chęć producentów rolnych do skupienia się na roślinach energetycznych. Wydatki na żywność stanowią znaczny odsetek koszyka konsumpcyjnego, szczególnie w Państwach rozwijających się. Dlatego w tych krajach bardzo łatwo uzyskać znaczną dynamikę inflacji. Jeżeli wkalkuluje się ceny energii, które z porównywalną swobodą „wchodzą” w ceny wielu dóbr i usług, nie dziwi dynamika cen w globalnym ujęciu o dwucyfrowym wymiarze. Pomijając tu katastrofalną sytuację, jaka ma miejsce m.in. w Zimbabwe, przyzwyczailiśmy się już niemal do odczytów na poziomie 15 proc. w krajach Bliskiego Wschodu, czy w okolicach 25 proc. w Wietnamie.
Inflacja wymyka się spod kontroli, ponieważ władze monetarne mają do niej utrudniony „dostęp” . Dla większości banków centralnych priorytet to utrzymywanie stabilności cen. Podstawowe narzędzia do walki z inflacją, czyli ograniczanie dostępu do pieniądza działa dobrze, gdy ma wpływ na decyzje konsumentów. W modelowym ujęciu, droższy kredyt zniechęca do zakupów i powoduje spadek popytu na różne dobra i usługi. W obecnej sytuacji wyższe ceny są niejako narzucane i ograniczenie popytu niewiele tu zdziała. Poza tym nie jest racjonalne dążenie do tłumienia popytu na żywność.
Jest jeszcze trzeci (po zapaści rynków kredytowych i inflacji) bohater dramatu – widmo recesji. Wszystkie trzy czynniki zazębiają się, dlatego katastrofalna sytuacja na rynku nieruchomości w USA oraz rosnąca inflacja zniechęcają konsumentów do wydawania pieniędzy. Podobnie dzieje się w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i wielu innych krajach, choć nie zawsze inicjujący kryzys impuls pochodził z sektora nieruchomości. Słaba sprzedaż doprowadza do redukcji kosztów w przedsiębiorstwach, a w efekcie do rosnącego bezrobocia i w ten sposób koło się zamyka. Wzrost gospodarczy hamuje, a w globalnym ujęciu szacuje się, iż nie przekroczy on w 2008 roku nawet 4 proc. Hamują Stany Zjednoczone, Japonia, Europa, a nawet w niewielkim stopniu Indie i Chiny. Przywrócenie wzrostów według wielu koncepcji ekonomicznych wymaga impulsu, który podchwycą konsumenci w możliwie szerokim zakresie. Może temu służyć luzowanie polityki pieniężnej, jednak w warunkach inflacji taki zabieg jest niezwykle ryzykowny. Należy również brać pod uwagę, że batalia z dynamiką cen w gospodarce często dodatkowo tłumi wzrost PKB w kraju.
Dylemat: walka o pobudzenie gospodarki, czy tłumienie inflacji stoi również przed Europejskim Bankiem Centralnym. Fakt jest niezaprzeczalny – inflacja w strefie euro jest wysoka. Dynamika wskaźnika HICP wynosi obecnie 3,8 proc. (poprzednio 4,0 proc.), a cel inflacyjny EBC to 2 proc. Słabe dane o produkcji i zaufaniu w gospodarce przekładają się na gorsze tempo przyrostu PKB. Choć nastawienie EBC wydaje się jednoznaczne, ciężko w obecnych warunkach uznać, że inflacja będzie tłumiona bezwzględnie. Istnieje znaczne ryzyko zduszenia gospodarki, co mogłoby spowodować jeszcze gorszą sytuację.
Szacując przyszłą inflację w strefie euro, nadal należy uwzględniać ceny z rynków rolnych oraz energii. O ile ostatnio byliśmy świadkami wyraźnych spadków cen ropy czy gazu, to ponownie mogą one o sobie dać znać w spektakularny sposób. Dodatkowo mimo spadku, ceny surowców są nadal wysokie i dużo kosztują zarówno przedsiębiorców, jak i konsumentów. Niewielkie są zatem szanse na znaczną redukcję inflacji, nie mówiąc już o osiągnięciu przez Europejski Bank Centralny celu. Choć przewiduje się złagodzenie presji, chociażby ze względu na słabnący popyt globalny, to nadal będzie podwyższona. Najczęściej spotkać można sugestie, że tempo zostanie utrzymane w zakresie 3,6% – 4,0% z wyraźnym ryzykiem wyższego poziomu do końca 2008 roku.
New World Alternative Investments