Rozmiar kryzysu nie jest do końca mierzalny, a jego znaczenie będzie można ocenić dopiero z perspektywy najbliższych dziesięcioleci. Możemy jedynie przypuszczać jak długo będzie trwał i gdzie jest jego dno. Jednocześnie dziesiątki tysięcy firm bankrutuje pozostawiając miliony ludzi bez pracy. Amerykański kryzys finansowy przeobraził się w ogólnoświatową recesję gospodarczą, której skutki będziemy odczuwać jeszcze przez wiele lat.
Potrzeba zmian
Austriacki ekonomista Joseph Schumpeter kwestię zmian pojmował jako zniszczenie poprzez tworzenie. Jego zdaniem koniec cyklu ekonomicznego nie oznacza wcale, że gospodarka wróci w to samo miejsce, w którym znajdowała się w jego początkowej fazie. W czasie spadku firmy bankrutują, ludzie tracą pracę, fabryki obniżają koszty, zaś w skrajnym przypadku możliwa jest również zmiana rządu. W całej gospodarce następuje redystrybucja zasobów i stare modele działania ustępują miejsca innowacjom, które stają się motorem napędowym nowego ładu.
Konieczność zmian podkreślał również najsłynniejszy bankier świata Alan Greenspan w wydanej ponad rok temu książce pt. „Era zawirowań. Krok w nowy wiek”. Prorokował on fazę dekoniunktury na rynku nieruchomości oraz widmo dwucyfrowej inflacji. Jego zdaniem nowy rynek finansowy świata będzie wymagał wdrażania innowacyjnych rozwiązań oraz powtórnego projektowania strategii inwestycyjnych, które dadzą wysoką stopę zwrotu.
O potrzebie zmian przypominał również urodzony 200 lat temu Karol Darwin. Życie jest walką, podczas której miejsce starych modeli zajmują nowe, mocniejsze i doskonalsze. Społeczeństwo, jako ogół ludzi w kraju, również jest elementem tej zmiany. Nie możemy z góry założyć konkretnego scenariusza, zawsze istnieje kilka wariantów przyszłości, zaś każdy z nich w jakimś stopniu przedstawia stan częściowej równowagi. Kryzys ekonomiczny jest właśnie takim zrywem, pierwszym etapem wkroczenia światowej gospodarki na nową trajektorię rozwoju. W obliczu tak obszernych zmian, bardzo prawdopodobna wydaje się wielka przecena wartości aktywów, czynników produkcji, krajów, idei…
Pękająca przecena
W czasie obecnego kryzysu mogliśmy zauważyć wiele pękających baniek. Pierwsza z nich wynikała z nadmiernego udzielania pożyczek przez amerykańskie banki, które nie zwracały uwagi na zdolność kredytową swoich klientów. Rzadko kiedy wartość aktywów spada jednocześnie na całym świecie, a przecież przez ostatni rok ze światowej gospodarki wyparowały biliony dolarów.
Kolejne bańki mogą zacząć już niedługo pękać w Chinach, prognozował na początku października tygodnik „The Economist”. Pierwsza z nich ma dotyczyć rynku nieruchomości, na którym ceny nowych mieszkań wzrosły od stycznia o prawie 30 proc. Liczba ta nie uwzględnia jednak licznych subsydiów, które realnie obniżają powyższy wskaźnik, zaś sam wzrost cen może być również efektem dużej ilości kredytów udzielonych przez chińskie banki.
Nieco mniejsze zagrożenie stanowi rynek akcji, gdyż jego przewartościowanie jest naturalną konsekwencją gwałtownego rozwoju kraju. Jeżeli natomiast wzrost cen aktywów nadal będzie napędzać koniunkturę i pobudzać popyt, rozwój Chin będzie całkowicie bezpieczny, a nawet jeszcze szybszy.
Mniejsza płaca, większa praca
Światowym problemem może okazać przecena wartości kapitału ludzkiego. W warunkach postępującej globalizacji na świecie istnieje praktycznie jeden rynek pracy. Płaca Amerykanów, Europejczyków i Japończyków zatrzyma się na niższym poziomie z tego powodu, że miliony mieszkańców Azji i Afryki będą pracować za znacznie mniejsze pieniądze. Tylko w Chinach i Indii każdego roku dyplomy inżyniera otrzymuje więcej absolwentów, niż we wszystkich rozwiniętych krajach razem wziętych.
W obliczu zwiększonej konkurencji o miejsca pracy, mogą pojawić się tendencje protekcjonistyczne. Kilka tygodni temu USA podniosły cła na import chińskich opon o 35 proc., co wzbudziło oburzenie azjatyckiego giganta i zamieszanie wśród opinii publicznej. Przecież jeszcze na początku kwietnia podczas szczytu G20 w Londynie Barack Obama zobowiązał się do wspierania wolnego handlu podkreślając, że należy ograniczyć protekcjonizm, aby pobudzić światową gospodarkę do wymiany towarów.
Prawdopodobnie coraz więcej krajów będzie starało się utrzymać miejsca pracy, ale w długoterminowej perspektywie odbije się to negatywnie na ich gospodarkach. Trudno zakładać, że sztuczne podtrzymywanie stanowisk pracy może stać się panaceum na recesję. McKinsey wyliczył, że do 2020 r. Niemcom może zabraknąć 2,4 mln rąk do pracy, co będzie kosztować ich gospodarkę ponad miliard euro. Kraj ten stanie się bardzo atrakcyjnym rynkiem dla mobilnej siły roboczej ze Wschodu. Wydaje się zatem, że jeżeli rządy państw spróbują przeszkodzić przecenie wartości kapitału ludzkiego, to taką korektę wymuszą rynki międzynarodowe.
Potrzebny lider
Analizując wielką depresję minionego wieku, historyk ekonomiki Charles Kindleberger stwierdził, że podstawową przyczyną załamania gospodarki był brak światowego lidera w krytycznie ważnym okresie, kiedy wpływy polityczno-gospodarcze przeniosły się na drugą stronę Atlantyku. Wielka Brytania nie mogła pełnić roli lidera, zaś Amerykanie nie chcieli. W konsekwencji braku hegemona, światowa gospodarka runęła.
Natomiast profesor John Paul Rossi z Pennsylvania State University w swojej publikacji pt. „1929-2008. Powtórka z wielkiego kryzysu?” zauważa, że obecna sytuacja jest powtórzeniem błędów, które doprowadziły do załamania z lat 20. Wówczas pęknięcie bańki spekulacyjnej połączone z problemem nierównego podziału bogactwa oraz nadmierna konsumpcja mieszkańców Ameryki doprowadziła do ponad 30-proc. bezrobocia i drastycznego spadku produkcji. Czy rzeczywiście zatem stoimy w obliczu kolejnego wielkiego załamania światowej gospodarki?
Moim zdaniem, kiedy zakończy się kryzys, USA powinny jeszcze na długo zachować dominującą pozycję na świecie. Jednak kraj ten nie będzie już supermocarstwem i będzie zmuszony podzielić wpływy z najważniejszymi graczami w globalnej gospodarce: Chinami, Indiami, Rosją, Brazylią i Unią Europejską. W ten sposób przemiana ekonomiczna będzie wpływać jednocześnie na sferę polityczną i układ sił na globalnym rynku. Jednakże tej kwestii nie uda się uregulować bez gruntownej zmiany systemu, być może także tego z Bretton Woods.
Ostrożne oszczędności
Świat znajduje się w stanie głębokiego rozstrojenia. Zachód potrzebuje dużo pieniędzy, lecz ma zbyt mało oszczędności. Jednocześnie na wschodzie sytuacja jest dokładnie odwrotna. Chiny i Indie potrzebują dużo więcej niż produkują, zaś sami nie mogą uporać się z obecnym spadkiem globalnego popytu.
Zachodnie kraje już zaczynają oszczędzać, co może doprowadzić do zmniejszenia wydatków na dobra konsumpcyjne, a w rezultacie jeszcze większego spadku globalnego popytu oraz PKB. Mniejsze inwestycje oraz zakupy gospodarstw domowych oznaczają jednocześnie skurczenie przychodów przedsiębiorstw. Spadek zysków firm może przyczynić się do konieczności obniżenia pensji. Ostatecznie, mniejszy dochód gospodarstw domowych powoduje ograniczony zasób środków przeznaczonych na oszczędzanie. Paradoks ten po raz pierwszy zauważył i opisał John Maynard Keynes. Wystąpienie tego scenariusza jest jednak mało prawdopodobne, aczkolwiek warto mieć świadomość pułapki, w którą może wpaść światowa gospodarka.
Trzeba działać
Wydaje się, iż przez następne dziesięciolecia głównymi graczami na globalnym rynku będą Chiny oraz USA. Przede wszystkim dlatego, że Ameryka pozostanie najważniejszym rynkiem eksportowym wschodniego partnera, zaś Chiny nadal będą głównym nabywcą amerykańskich papierów wartościowych.
Z technicznego punktu widzenia recesja prawdopodobnie dobiegła końca, powiedział 15 września Ben Bernanke podczas wystąpienia w Brookings Institution. Można stwierdzić, że powoli kończy się pewien etap w dziejach ludzkości. Oznacza to, że trzeba podjąć konkretne działania, które naprawią podłamane kryzysem gospodarki i dadzą długo oczekiwany rozwój.
KAMIL PIKUŁA
Autor jest byłym pracownikiem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie