Wszystko wskazuje na to, że w piątek zakończyło się świętowanie sukcesów unijnego szczytu, a poniedziałek zacznie się od szukanie dziury w całym. A dziur będzie można znaleźć kilka.
Brak zdecydowania inwestorów po wynikach unijnego szczytu, widoczny w pierwszej części piątkowej sesji, świadczy o tym, że będą one jeszcze zaprzątały ich uwagę. Deklaracje większości państw będą przetwarzane w fakty, czyli zatwierdzane przez parlamenty i polityczne koalicje, prawdopodobnie do wiosny przyszłego roku. Nie wróży to spokojnych czasów na rynkach. Tym bardziej, że w kilku krajach, między innymi w Grecji i Włoszech, będą się w tym okresie odbywać wybory.
Wyniki szczytu są przez komentatorów ocenianie różnie. Zachwytu nie ma, za to sporo opinii krytycznych i wzbudzających niepokój, wskazujących, że to, co się stało doprowadzi do rozpadu Unii Europejskiej. Największym mankamentem szczytu było jednak to, że nie poruszono na nim kwestii najważniejszych: sposobów załagodzenia kryzysu zadłużenia i środków zapobiegających jego rozprzestrzenianiu oraz metod pobudzenia słabnących europejskich gospodarek. Bez wzrostu gospodarczego trudno sobie będzie wyobrazić wyjście z długów. Sama dyscyplina budżetowa i finansowa Europy nie uleczą.
Pierwsza reakcja giełd w Paryżu i Frankfurcie wskazywała na rozczarowanie. Dopiero w drugiej części handlu optymizm zdecydowanie zwyciężył. CAC40 zakończył dzień zwyżką o 2,5 proc., a DAX zyskał 1,9 proc. Sukces nie budzący wątpliwości, ale nie przesądzający o losach rynku w najbliższych dniach. Wskaźnik we Frankfurcie nie był w stanie utrzymać się powyżej 6 tys. punktów. Bilans całego nerwowego tygodnia to w jego przypadku spadek o 1,5 proc.
Nasz parkiet był w piątek na tle europejskich potentatów wyjątkowo słaby. Nie dość, że WIG20 zaczął od spadku znacznie większego niż w Paryżu i Frankfurcie, to w żadnym momencie handlu nie był w stanie się do tych parkietów zbliżyć. Choć podążał ich śladem, to zostawał o minimum pół długości w tyle. W najlepszym momencie zyskiwał niecałe 1 proc. A ciężarem dla niego nie były już tylko akcje KGHM, jak się to w poprzednich dniach często zdarzało. W skali tygodnia indeks naszych blue chips stracił 2 proc.
Amerykańscy inwestorzy po szczycie nie wpadli w euforię. Dow Jones zyskał w piątek 1,55 proc. a S&P500 wzrósł o 1,7 proc. Obraz rynku zmienił się tylko o tyle, że wskaźniki odrobiły większą część strat po czwartkowym tąpnięciu.
Na giełdach azjatyckich w poniedziałek przeważał optymizm. Nikkei rósł o 1,4 proc., na godzinę przed końcem handlu po około 1 proc. w górę szły indeksy w Hong Kongu, i Korei. Na Tajwanie zwyżka sięgała 0,8 proc. Wskaźniki w Chinach i Indiach traciły jednak po 1 proc. Listopadowe dane o dynamice chińskiego eksportu i importu były lepsze niż się spodziewano, ale słabsze niż miesiąc wcześniej. Poranne notowania kontraktów terminowych sugerują kiepski początek sesji w Europie. Pochodne na Dow Jonesa i S&P500 zniżkowały po 1 proc., na CAC40 spadały o 1,4 proc., a na DAX o 1,1 proc.
Źródło: Open Finance