Piątkowe kalendarium było całkowicie puste, co w USA preferowało posuwanie się indeksów w ostatnio obranym kierunku, czyli na północ. Byki miały problemy – czysto techniczne przyczyny, mające swoje źródło w rynku surowcowym, im pomogły, ale zakończenie sesji było słabe.
W centrum uwagi był rynek walutowy i właśnie surowcowy. Mocno spadał kurs EUR/USD. Powodów było wiele. Wall Street Journal napisał, że odbywające się w Hiszpanii podczas weekendu wybory regionalne i lokalne odsuną od władzy rządzącą partię socjalistyczną, a wtedy okaże się, że zadłużenie lokalnych samorządów jest dużo większe niż tego oczekiwano. Bundesbanku zapowiedział spowolnienie w gospodarce Niemiec i wypowiedział się zdecydowanie przeciwko zmiękczaniu celów, które postawiono Grecji.
Teoretycznie mogło szkodzić też to, że szef instytutu Ifo kolejny raz powiedział, że Grecja szybciej da sobie radę, jeśli zrezygnuje z euro. Potem jeszcze agencja ratingowa Fitch obniżyła rating Grecji, twierdząc, że „miękka restrukturyzacja” i tak w końcu doprowadzi do bankructwa. Wartość CDS-ów na dług państw PIIGS rosła, a to szkodziło euro. Wzrostowa korekta może się już na tym rynku niedługo skończyć.
Umocnienie euro powinno było przecenić surowce i tak rzeczywiście przez czas dłuższy wyglądała sytuacja. Zmiana nastąpiła wtedy, kiedy ropa traciła już 2,5 procent. Wtedy to przetestowała mocne wsparcie w okolicach 96,50 USD, co sprowokowało obóz byków do zwyczajowego ataku. Po odbiciu, niejako z rozpędu, ropa zyskała jeden procent.
Na rynek akcji dotarła bardzo niekorzystna dla byków informacja. Po sesji czwartkowej notowany na NASDAQ Gap (największy sprzedawca odzieży w USA) obniżył prognozy na cały rok (kolejny zły sygnał). Jego akcje traciły ponad piętnaście procent. Zachowanie rynku było standardowe. Indeksy spadły i S&P 500 tracił już blisko jeden procent. Wtedy to na północ ruszyła cena ropy, a kurs EUR/USD nieco zmniejszył skalę spadków. W tym momencie zaatakowali chętni do kupna „tanich” akcji i szybko odwrócili kierunek indeksów.
Końcówka była jednak bardzo słaba. Strach przed weekendem i zbyt dużo złych informacji wyzwoliły spadki przekraczające pół procent. W niczym to jednak nie zmieniło obrazu technicznego. Nadal równie prawdopodobne jest wyłamanie dołem z klina spadkowego, jak i wybicie górą z flagi.
GPW rozpoczęła piątkową sesję tak jak należało tego oczekiwać. WIG20 bardzo szybko odrobił straty wynikające z czwartkowego fixingu i wrócił w okolice czwartkowej stabilizacji. Pomagało bykom nadal bardzo „bycze” (aczkolwiek kompletnie nieuzasadnione) zachowanie europejskich giełd. Popołudniu spadający kurs EUR/USD zaczął chłodzić nastroje. Indeks WIG20 osunął się do poziomu plus 0,6 proc. wyższego niż czwartkowe zakończenie sesji i tam rynek zamarł, nie reagując na zabarwienie się innych europejskich indeksów na czerwono. Podczas sesji w USA nastroje na innych giełdach gwałtownie się jednak pogorszyły. Przez to właśnie nasz rynek zakończył dzień niewielkim wzrostem indeksów. Towarzyszył temu znikomy obrót.
Jak się obserwuje nasz rynek, to widać, że na razie trwa zabawa w kotka i myszkę. Zakończenie sesji może być w zasadzie każde, bez względu na to, co dzieje się na świecie. Rynek po prostu czeka na mocniejsze impulsy i wyklarowanie sytuacji w USA.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi