Jak dotąd za oceanem zagrożenie inflacyjne było impulsem pchającym stopy procentowe do góry. Wszelkie dane makroekonomiczne były pod tym kątem postrzegane. Nic dziwnego skoro inflacja bazowa CPI wynosi obecnie w Stanach Zjednoczonych 2,8% o 0,8% przekraczając cel wyznaczony przez FED. Ostatnio jednak deflacja na poziomie bazowym PPI oraz coraz to gorsze dane z rynku nieruchomości zaczęły budzić obawy władz monetarnych. Warto wspomnieć, iż liczba wydanych pozwoleń na budowę spadła od początku roku o 21,9% a liczba rozpoczętych inwestycji budowlanych o 19,8%. Okazuje się, iż dane z tego rynku wskazują na najniższą dynamikę wzrostu tego sektora od kwietnia 2003 roku. Należy pamiętać, iż to właśnie ożywienie na rynku nieruchomości było motorem pozwalającym wyjść na prostą amerykańskiej gospodarce po tragicznie zakończonej hossie internetowej. Jaki sektor wejdzie teraz w rolę lidera i pozwoli uchronić największą gospodarkę świata przed recesją? Pytanie to na razie pozostaje bez odpowiedzi.
We wczorajszym komunikacie członkowie FOMC zwrócili uwagę na trwające spowolnienie gospodarcze i nie podnieśli stóp procentowych. Decyzja była zgodna z oczekiwaniami rynku toteż inwestorzy giełdowi zaczęli dyskontować oczekiwane dobre dane kwartalne amerykańskich spółek. Indeksy za oceanem poszły w górę. DJIA zyskał 0,6% i niewiele ponad 100 punktów dzieli go od historycznego szczytu ustanowionego na początku 2000 roku. S&P500 wzrósł o 0,5% a technologiczny Nasdaq o 1,4%. Hossa na amerykańskim parkiecie dodaje skrzydeł inwestorom w Azji. Nikkei rośnie o 0,7% a Hang Seng 0,4%.
Gorzej było podczas sesji w Warszawie. Tu liderem spadków z grona największych spółek okazał się KGHM tracąc 5,31% w ślad za taniejącą na rynkach miedzią. Za tonę czerwonego metalu z dostawą w grudniu płacono wczoraj w Londynie 7260 USD po spadku o 3,1%. W rezultacie WIG20 stracił 1,58% i obniżył swoją wartość do poziomu 2962,07 pkt. Jednak wzrosty w Europie, Ameryce i Azji pozwalają optymistycznie spojrzeć w przyszłość. Niewykluczone, że impulsem do wzrostów staną się bliskie szczytów indeksy amerykańskie i rosnące prawdopodobieństwo osiągnięcia tych historycznych poziomów. Obecnie wpływ na sytuację w Warszawie może mieć również zachowanie węgierskich spółek. Budapeszteński BUX stracił 2,2% a agencje ratingowe straszą obniżką oceny kredytowej Węgier w związku z ryzykiem destabilizacji finansów publicznych.
Mimo, iż decyzja od pozostawieniu stóp procentowych była zgodna z oczekiwaniami rynku to jednak doszło po niej do nieznacznego osłabienia dolara. EUR/USD wzrósł do 1,2730 a dziś rano korygują tę aprecjację. O godz. 8.45 za euro płaci się 1,2705 dolara. W tym samym czasie na EUR/PLN notowany jest poziom 3,96 a na USD/PLN 3,12. Na rynek napłyną dziś kolejne dane makro lecz o mniejszej wadze. O godz. 16.00 poznamy indeks wskaźników wyprzedzających koniunkturę LEI a o 18.00 indeks FED z Filadelfii. Oczekuje się spadku obu wskaźników co potwierdza obawy o konsekwencje trwającego w Stanach Zjednoczonych spowolnienia gospodarczego.