Większość europejskich indeksów również notuje spadki. Także za oceanem brak euforii, mimo że sesja rozpoczęła się od wzrostów, co sugerowały dodatnie notowania kontraktów na amerykańskie indeksy. O godz. 17.15 DJIA, S&P500 oraz Nasdaq oscylowały już wokół „zera”.
Niewiele działo się również na rynku walutowym. Tam po wczorajszej aprecjacji dolara dziś doszło do lekkiego odreagowania. EUR/USD powrócił ponad poziom 1,28, lecz jak na razie nie widać presji kupujących euro. Podobnie jest na EUR/PLN i USD/PLN. Mimo, że w podczas dnia złoty się umocnił odpowiednio o 4 i 5 groszy, to po południu o godz. 17.25 notował już poziomy zbliżone do dzisiejszego otwarcia. Za euro płacono 3,97 zł, a za dolara niespełna 3,10 zł.
Publikowane dziś dane makroekonomiczne nie pomagały dolarowi. Wzrost liczby nowych bezrobotnych (367 tys) oraz spadek wskaźników wyprzedzających koniunkturę (-0,1%) świadczą raczej o przyszłych problemach gospodarki amerykańskiej, aniżeli jej dynamicznym wzroście. Przemawiający na konferencji zorganizowanej przez FED z Chicago szef Rezerwy Federalnej Ben Bernanke zwrócił uwagę na możliwe załamanie się koniunktury na rynku nieruchomości. Nie mówił jednak specjalnie o zagrożeniach inflacyjnych, co rynek odebrał neutralnie.
Dziś nie było żadnych komentarzy ani danych makroekonomicznych sugerujących presję inflacyjną w Stanach Zjednoczonych. Notowania na rynkach przebiegały spokojnie. Jednak nie było również widać choćby zdecydowanej próby zanegowania wczorajszej przeceny. Na rozstrzygnięcie dalszego kierunku zmian na rynkach pozostaje nam zatem poczekać do jutra, a być może nawet do przyszłego tygodnia. Jutro będą znane ważne dla polskiej gospodarki dane o dynamice produkcji przemysłowej i cenach produkcji sprzedanej. Na ich podstawie będzie można wnioskować o sile odradzającego się popytu gospodarstw domowych