Stawka WIBOR jest fikcyjnym wskaźnikiem, ale jej istnienie w obecnym kształcie sprawia, że płacimy za kredyty mniej niż płacilibyśmy gdyby wycena pieniądza bardziej odpowiadała rzeczywistości.
Jak to możliwe, że banki mogąc w teorii pożyczyć od siebie po stawce 5,11 proc., wolą zapłacić klientom kilkadziesiąt punktów bazowych więcej? Nie brakuje bowiem bankowych ofert depozytów na 5,5-6 proc. Jest to dowód na to, że stawka WIBOR jest wskaźnikiem fikcyjnym, wyliczanym z nierealnych danych podawanych przez banki do Stowarzyszenia Rynków Finansowych ACI Polska. Po tych deklarowanych stawkach banki po prostu sobie nie pożyczają.
Stawkę WIBOR ustala się każdego dnia roboczego o godz. 11:00 na podstawie ofert złożonych przez przedstawicieli 14 banków (wcześniej było to 15, jeszcze wcześniej 16) działających na polskim rynku. Rzecz w tym, że te deklaracja banków nie są weryfikowalne, stawka może być więc zarówno zaniżana jak i zawyżana, a skoro transakcji trzy- czy sześciomiesięcznych od kilku lat praktycznie nie ma (jeśli w ogóle banki sobie pożyczają to najczęściej na kilka dni, a maksymalnie na kilka tygodni) to stawka WIBOR jest wskaźnikiem czysto teoretycznym.
I nie byłoby to problemem przeciętnego zjadacza chleba gdyby nie fakt, że to od niej zależy oprocentowanie kredytów hipotecznych w złotych, a tych mamy w portfelach na łączną kwotę przekraczającą 130 mld zł. Przy 30-letnim kredycie na 300 tys. zł z marżą 1,5 p.p. zmiana WIBOR-u o 0,2 p.p. oznacza zmianę miesięcznej raty o 40 zł. A kredytów mieszkaniowych w złotych jest prawie milion.
I choć wydawać by się mogło, że dla banków taka manipulacja to wielka pokusa do sztucznego podnoszenia WIBOR-u (by więcej zarobić z odsetek od kredytów) to nie brakuje czynników wskazujących na obniżanie tego wskaźnika. Bo niższy WIBOR to niżej oprocentowane obligacje skarbu państwa (co jest rządowi na rękę) i łatwiejsze dążenie do celu inflacyjnego. A oprocentowanie depozytów w wielu bankach jest dowodem, że właśnie tak jest. Źródłem płynności banków nie jest już rynek międzybankowy, a portfele klientów, bo deklarowane do wyliczania WIBOR-u stawki są wirtualne i nie sposób pozyskać po nich kapitału.
Wysokość oprocentowania kredytów w wielu bankach wskazuje na to, że aktualne stawki WIBOR są dla klientów korzystne i gdyby były one wyznaczane rzetelniej, kredytobiorcy musieliby pogodzić się z wyższymi ratami. Na dodatek sytuacja obecna sprawia, że klienci zyskują podwójnie: z jednej strony banki chcąc pozyskać pieniądze oferują wyższe oprocentowanie lokat, a z drugiej niższy WIBOR oznacza niższe odsetki kredytów.
Pradoksalnie więc, choć na stwierdzenie „manipulacja WIBOR-em” klienci mogą reagować oburzeniem, okazuje się, że gdyby oprocentowanie kredytów uzależnić od realnego kosztu pozyskania pieniędzy, oprocentowanie byłoby wyższe od obecnego. Na część kredytobiorców mogłoby to sprowadzić problemy ze spłatą zadłużenia, co byłoby niekorzystne dla sektora bankowego i całej gospodarki.
Źródło: Open Finance