Kryzysy są na rynkach finansowym czymś zupełnie naturalnym, choć ich podłoże leży w sytuacjach odbiegających od normy. Dla przeciętnego zjadacza chleba nie ma większego znaczenia, kto za krach jest odpowiedzialny. Ważne jest za to, jak ów kryzys przełoży się na jego sytuację, a przede wszystkim, jakie konsekwencje może mieć w przyszłości.
Ostatnie dwa tygodnie mocno dały się we znaki nie tylko giełdowym graczom, ale wszystkim, którzy swoje oszczędności ulokowali np. w funduszach inwestycyjnych. Z trudem wypracowane roczne wzrosty zniknęły praktycznie w kilka dni, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia.
Choć sytuacja w Polsce nie jest tak beznadziejna, jak na południu Europy (Włochy, Hiszpania), to warto już dziś zacząć wyciągać wnioski na przyszłość. W opiniach wielu analityków to dopiero początek problemów. Również budżety domowe Polaków mogą zostać wystawione na ciężką próbę. Kiedy? Tego do końca nie wie nikt, ale z pewnością będzie to prędzej, niż później.
Przede wszystkim spokój. Tylko to może nas uratować
Spokój i rynki finansowe to pojęcia właściwie wykluczające się. Paradoksalnie jednak tylko spokój może okazać się jedyną rozsądną receptą dla zwykłego człowieka, który patrząc na lejącą się na giełdach krew, zastanawia się co stanie się z jego oszczędnościami. A prawda jest taka, że załamania na rynkach i spadki notowań funduszy inwestycyjnych to zjawiska normalne, co więcej – zwykle spodziewane.
Nie inaczej było i tym razem, choć skala spadków wielu analityków zaskoczyła. Trudno więc wszystkim, którzy wiedzę o finansach czerpią z mediów, było przejść obojętnie wobec dramatycznych wiadomości o „drugiej fali kryzysu” i „początku krachu porównywalnego z tym z początku dwudziestego wieku”. Jednak podstawowe pytanie, jakie powinno w tym momencie paść, to nie o drugą falę kryzysu, ale o to, czy kryzys, który rozpoczął się w 2008 roku, tak naprawdę dobiegł końca.
Dlaczego więc, wobec takiej nerwowości na rynkach, spadających giełd i szalejącego franka, spokój ma okazać się rozsądnym lekarstwem? Przede wszystkim dlatego, że to właśnie nerwy i emocje są bezpośrednią przyczyną takich zawirowań. Finansiści, czasem nawet wobec niepotwierdzonych informacji, podejmują paniczne decyzje, które w większości przypadków są nieodwracalne.
Co to ma wspólnego z domowym budżetem przeciętnego Polaka? Otóż należy pamiętać, że zarówno w przypadku papierów wartościowych, a funduszy inwestycyjnych szczególnie, faktyczną stratę ponosi się wyłącznie w momencie sprzedaży instrumentu, gdy jego wartość jest niższa od tej, po której dokonaliśmy zakupu. Jaki więc sens sprzedawać fundusze, w chwili gdy ich cena jest np. 30 proc. niższa, a zainwestowanych pieniędzy nie potrzebujemy na bieżące wydatki?
Mimo to, wielu „inwestorów”, patrząc na spadające ceny jednostek uczestnictwa, uległo masowej panice i na pniu pozbywało się wszystkiego, co miało jakikolwiek związek giełdą i funduszami.
Długoterminowe planowanie i dywersyfikacja
Oprócz spokoju, kolejnymi środkami łagodzącym ból i stany przedzawałowe są z pewnością: długoterminowe planowanie, określanie finansowych celów i dywersyfikacja. Każde z tych pojęć bezpośrednio wiąże się z odpowiedzialnym prowadzeniem domowego budżetu. Odpowiednie określenie swojej sytuacji finansowej, dobranie produktów finansowych i zdywersyfikowanie ryzyka inwestycyjnego to niezbędne czynności, które wykonać musi każdy, kto chce obronną ręką wyjść z kryzysu. W innym wypadku pozostaje liczyć jedynie na łut szczęścia.
Najpierw cele, później działania
Bez określenia dokładnie co chce się osiągnąć, nie ma możliwości realizacji nawet najdoskonalszego planu. Dla jednych celem jest odkładanie na emeryturę, dla innych spłacanie kredytu. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby celów było kilka. Muszą być jednak realne, a nade wszystko – dokładnie określone.
Termin, na jaki planujemy swoje finanse, zależy oczywiście wyłącznie od nas. Zwykle jest to jednak kilka lub kilkanaście lat. Krótkoterminowe planowanie bardzo często więcej ma wspólnego ze spekulacją, co w oczywisty sposób utrudnia realizowanie postawionych celów. Długoterminowe planowanie zwiększa liczbę dostępnych produktów i instrumentów oraz umożliwia skorzystanie np. z efektu procentu składanego. Dobrze skonstruowany i zaplanowany budżet powinien jednak zawierać pozycje krótko-, jak i długoterminowe, które w zdecydowany sposób powinny być rozdzielone.
Konsekwencją ustalenia celów i efektywnego planowania powinna być dywersyfikacja budżetu. Czasy, w których przychodzi nam żyć, wykluczają korzystanie z jednego produktu finansowego. I to niezależnie od tego, czy jest to lokata bankowa czy fundusz inwestycyjny – w każdym z tych wypadków narażamy się na straty.
Wyciągajmy wnioski, bo w przyszłości może być znacznie gorzej
Czego nauczyło nas zeszłotygodniowe załamanie na giełdach? Przede wszystkim tego, że możemy spodziewać się absolutnie wszystkiego. A winę za to ponoszą głównie politycy, zadłużający ponad stan budżety największych państw świata.
Rynki finansowe nie mogą pozostać obojętne wobec informacji o obniżaniu wiarygodności Stanów Zjednoczonych, czy spadającym wzroście gospodarczym państw strefy euro. A ponieważ gospodarka globalna to system naczyń połączonych, konsekwencje tej sytuacji ponosi również przeciętny Polak. Czy to przez osłabienie rodzimej waluty, czy “dzięki” rosnącej inflacji.
Pozostaje więc pytanie, czy we własnym zakresie możemy zrobić coś, co pozwoli przynajmniej złagodzić negatywne konsekwencje takiej sytuacji. Planowanie domowego budżetu i niepodejmowanie nerwowych działań to z pewnością dobre rozwiązania. Podobnie jak krytyczne patrzenie w przyszłość, która niestety nie rysuje się najciekawiej.
Jednak coraz częściej problemem staje się nieodpowiedzialna konsumpcja, która paradoksalnie w dużym stopniu pozytywnie wpływa na polski wzrost gospodarczy. Chcąc jednak znaleźć sposób na przetrwanie kolejnej fali kryzysu gospodarczego, powinniśmy przede wszystkim przyjrzeć się strukturze dochodów i rozchodów. Czy przypadkiem nie konsumujemy ponad stan? Czy nie posiadamy drogich, konsumpcyjnych kredytów i nie jesteśmy zadłużeni na kartach kredytowych? Czy będąc szczerym wobec siebie, jesteśmy w stanie powiedzieć, że kupujemy wyłącznie to, co naprawdę jest potrzebne? Dane Narodowego Banku Polskiego nie pozostawiają złudzeń. Polacy wciąż zadłużają się ponad swoje możliwości, choć wartość niespłacanych długów Polaków nieco spadła (obecnie wynosi ok. 63 mld). Suma ta jednak jest wciąż zatrważająca, szczególnie w odniesieniu do naszej skłonności do wydawania pieniędzy i braku umiejętności ich odkładania.
Oszczędzanie przez ograniczenie wydawania to nie lada sztuka. Dla wielu Polaków jest to umiejętność wciąż nieosiągalna. Wszystko wskazuje jednak na to, że zarówno w gospodarce, jak i w społeczeństwie, przetrwają nie ci, którzy więcej zarobią, tylko którzy będą w stanie wydawać mniej.
Źródło: Bankier.pl