Polska mimo, że dysponuje ogromnymi zasobami sztuki, cierpi na kompletny brak promocji i edukacji w zakresie inwestowania w nią. Postaramy się to zmienić – tłumaczy Paweł Makowski z Domu Aukcyjnego Abbey House.
Tomasz Jaroszek, Bankier.pl: Możemy inwestować w WIG20, kupować złoto, surowce, kontakty. Pana zdaniem możemy jeszcze kupić obraz. Jak ocenia Pan potencjał tego rynku?
Paweł Makowski, Abbey House: Rynek, który dzisiaj jest wart 300 milionów złotych, a według naszych szacunków może być wart między cztery a sześć miliardów złotych, ma olbrzymi potencjał. Dlatego nasza firma zajęła się właśnie tym biznesem. Przekonujemy klientów instytucjonalnych i indywidualnych, że sztuka może być świetną inwestycją.
Odnieśmy nasz rynek do świata. USA pozostaje niedoścignione, ale gdzie jesteśmy w Europie?
Mamy duży potencjał, ale jeśli chodzi o inwestowanie w sztukę jest po prostu kiepsko. Mimo, że mamy bardzo duże zasoby, nie dbamy o promocję i edukację. Nasza firma postawiła sobie za cel pokazać liczby, jakie stoją za tym rynkiem dzisiaj i jak on może wyglądać w przyszłości. Dla porównania, dom aukcyjny Sotheby’s uzyskuje 3 – 3,5 miliarda dolarów obrotów rocznie. To naprawdę wielki rynek, a jego indywidualnym wymiernikiem jest obraz, który każdy konsument może mieć w domu.
Każdy użytkownik? Dzieła sztuki to raczej biznes kojarzony z klientami private banking.
Taka była panująca do dziś powszechna opinia. Sądzono, że aby inwestować w sztukę trzeba mieć bardzo duży budżet… Nic bardziej mylnego! Kupując dzisiaj dobry obraz młodego artysty, można za parę lat naprawdę dobrze zarobić. Dom aukcyjny Abbey House zaadaptował także narzędzie finansowe, które na innych rynkach doskonale funkcjonuje, natomiast dotychczas nie było wykorzystywane w rynku sztuki – leasing. Dzisiaj wybierając obraz za dwadzieścia, trzydzieści czy pięćdziesiąt tysięcy możemy go wziąć w leasing. Mając 1-2 tys. zł miesięcznie możemy już stać się inwestorami na rynku dzieł sztuki.
Wróćmy do klienta private banking. Czy może na przykład kupić obraz Picassa?
Oczywiście. Jeżeli klient private bankingu chce zainwestować nie 2 tysiące miesięcznie czy nawet 15 tysięcy, ale kilka milionów dolarów, to nasz pracownik jest w stanie polecieć z takim klientem do Londynu, do domu aukcyjnego Christie’s lub Sotheby’s i doradzić czy i jak przeprowadzić taką transakcję zakupu. Natomiast nasi klienci wybierają bardziej intratne zwroty z kapitału, czyli właśnie młodych polskich artystów, inwestycja w których daje zwrot rzędu 50 – 100 procent rocznie.
Chciałbym lepiej zrozumieć ten biznes. Jak działa ten model?
Nasz dom aukcyjny, widząc model, który funkcjonuje obecnie na rynku, postawił sobie za cel współpracę z najlepszymi twórcami młodego pokolenia. Odkrywa ich nasza rada ekspertów, często pochodzących z innych domów aukcyjnych. I tak na przykład jedna z naszych specjalistek potrafi ocenić artystę przez pryzmat rynku światowego, bo pracowała w domu aukcyjnym Sotheby’s. Jeśli rada uzna, że dany artysta ma potencjał a jego dzieła warto pokazywać nie tylko w Polsce, zapraszamy go do współpracy i jeśli ten zaakceptuje nasze warunki – podpisujemy z nim pięcioletnią umowę. Przez ten okres, niezależnie od tego, czy sprzeda czy nie sprzeda jakąkolwiek pracę, dostaje stałe wynagrodzenie.
Artysta na pełny etat?
Wynagrodzenie jest na tyle dobre, żeby artysta był zadowolony i mógł zrealizować większość swoich planów życiowych albo rodzinnych. Na trzydziestu absolwentów ASP ledwie dwóch zostawało w zawodzie. Resztę dopadała proza życia. Trzeba było zapłacić rachunki, wychować dzieci i tak dalej. Oferowana przez nas „pensja” pozwala naszym artystom na swobodę tworzenia i jednocześnie życie w godnych warunkach.
A co zyskują inwestorzy?
Kiedy działamy na dużą skalę i nasz artysta podoba się pięciu czy dziesięciu chętnym, zaczyna się między nimi rywalizacja, o to, kto dany obraz nabędzie. Stąd biorą się nasze aukcje, a ceny, które osiągają nasi artyści są wypadkową zainteresowania ich pracą. Nasi inwestorzy zyskują, między 50 a 100 procent – to nasze minimum zwrotu z artysty. Natomiast staramy się nie prowadzić aukcji doraźnych. Nie przyjmujemy w komis różnego rodzaju dzieł i nie sprzedajemy ich dalej. To nas odróżnia od innych domów aukcyjnych.
Zgodnie z zagranicznymi trendami, nie tylko klient detaliczny, ale na przykład korporacja może wyposażyć swoją siedzibę z kolekcję obrazów. Czy w Abbey House też tak to działa?
Dokładnie. Polska dogania wszystkimi wskaźnikami kraje, w których rynek sztuki jest już rozwinięty. Na przykład w Londynie, każda licząca się organizacja, posiada własną kolekcję sztuki. Z przyczyn księgowych jest to aktywo, a nie koszt w firmie. Jest to więc sposób na budowanie również wartości księgowej firmy. Korporacje wykorzystują sztukę w kampaniach reklamowych, do ocieplenia swojego wizerunku, pokazania, że firma myśli przyszłościowo. Takie firmy jak Deutsche Bank czy HSBC posiadają w swoich skarbcach tysiące obiektów. Pouczającym przypadkiem była jedna z ciekawszych kolekcji, należąca do Lehman Brothers. Dwa lata po upadku banku Lehman Brothers jej aktywa zostały spieniężone przez domy aukcyjne Christie’s i Sotheby’s. Zarówno bank jak i jego udziałowcy oraz wierzyciele, na tym zarobili. Tak więc widać, że na sztuce można zarobić bardzo dobrze, tylko oczywiście trzeba w nią inwestować w mądry sposób. Nie można kupować wszystkiego, bo niestety nie każda sztuka przynosi zwrot.
Teraz debiut na New Connect i co dalej? Jak widzi Pan proces edukacji polskiego klienta, wykształcenie w nim potrzeby inwestowania w sztukę?
Nasza firma, widząc potencjał w polskim rynku, zakupiła w październiku ubiegłego roku periodyk Art & Business. Jest to bardzo nobliwy tytuł, wydawany już 21 lat. Dodaliśmy szereg sekcji, które pozwolą naszym czytelnikom zapoznać się z rynkiem – nie tylko sztuki, ale i finansów. Dodaliśmy na przykład kolumnę prowadzoną przez doktora Potockiego, kolumnę Wealth Management czy też art bankingu. Pokazujemy krok po kroku co to jest art banking, jakie są narzędzia, o co zapytać swojego private bankera, jak wybrać obraz, ile zainwestować, czy wziąć w leasing czy wyłożyć całość gotówki i tak dalej.
Od października ubiegłego roku gazeta sześciokrotnie zwiększyła nakład, widać więc duże zainteresowanie. Pismo ukaże się również w wersji angielskojęzycznej, z którą startujemy w ośmiu krajach i która będzie dystrybuowana dla obcokrajowców w Polsce. To wszystko pokazuje, że sztuka jest platformą dla różnego rodzaju biznesu. I nie jest ważne czy ktoś jest dentystą, prawnikiem, dziennikarzem czy biznesmenem – każdy może mieć u siebie w domu jakąś formę sztuki.
Rozmawiał Tomasz Jaroszek
Źródło: PR News