– Z możliwości,jakie daje Rekomendacja SII, korzysta nieliczna grupa klientów – twierdzą w swym najnowszym raporcie analitycy firmy Expander – Niezależni Doradcy Finansowi.
W większości banków odsetek klientów, którzy zdecydowali się złożyć wnioski o zmianę waluty spłaty, nie przekracza 1 proc. Na przykład w mBanku kredyty bezpośrednio w obcej walucie zdecydowało się spłacać zaledwie 25 osób, w ING Banku – 16 osób, a Citi Handlowy ujawnił lakonicznie, że „jest ich mniej niż 10”.
Wyjątkiem jest PKO BP – tutaj aż 18 tys. osób (czyli 19 proc. posiadaczy walutowych kredytów) zdecydowało się rozpocząć spłatę rat w oryginalnej walucie. Poziom 1 proc. został także przekroczony w DnB Nord (ok. 3 proc.) i Millennium ( ok. 2 proc.).
Reszta spłaca zobowiązania tak jak dawniej: bank przelicza im raty po ustalonym przez siebie kursie. Przepłacają, bo cena franków w większości banków jest zawyżona. Przykładowo, według danych Expandera, średni kurs sprzedaży franka w kantorach wynosił 8 października 2,82 zł (www.kantory.pl), a w bankach – ok. 12 groszy więcej – 2,94 zł.
Chcesz wiedzieć, na jaki kredyt możesz sobie pozwolić? Oszacuj swoją zdolność kredytową w kalkulatorze Bankier.pl.
W rezultacie, jeśli rata wynosi 700 franków, to dzięki zakupie waluty w kantorze, a nie w banku, przeciętny klient zaoszczędzi na jednej racie 84 zł. Na spłatę raty w wysokości 700 franków wystarczy 1974 zł, a nie 2058 zł. W niektórych bankach ta różnica jest jeszcze wyższa, np. klient DomBanku zaoszczędziłby 105 zł.
KNF, wydając rekomendację, chciała doprowadzić właśnie do tego, by klienci mogli kupić franki czy euro tam, gdzie będzie to korzystniejsze.
Dlaczego więc klienci nie korzystają z tej możliwości? Okazuje się, że banki skutecznie zniechęcają kredytobiorców do zmian. – Oszczędność klienta to jednocześnie jednak zmniejszenie przychodu banku. Z tego względu instytucje podjęły pewne działania, aby zniechęcić do zmiany systemu spłaty. Jedną z metod jest naliczanie wysokiej prowizji – mówią autorzy raportu Katarzyna Siwek i Jarosław Sadowski.
Wiele banków pobiera opłaty za aneks do umowy kredytowej, zmieniający warunki spłaty. W większości banków jest ona naliczana kwotowo, np. w kilku bankach wynosi ok. 200 zł.
Ale w niektórych instytucjach ta prowizja może być jeszcze wyższa. Trzy banki naliczają ją bowiem procentowo: Nordea, Kredyt Bank i BGŻ. Opłata jest liczona jako odsetek kwoty pozostałej do spłaty.
I tak np., jeśli pozostałe zadłużenie wynosi 300 tys. zł, w Nordei klient zmieniający walutę spłaty zapłaci aż 2250 zł, w Kredyt Banku – 1500 zł, a w BGŻ – 750 zł. Nordea planuje obniżenie opłaty, ale jaki będzie jej nowy poziom – nie ujawnia.
Sprawdź, ile wynosi rzeczywiste oprocentowanie twojej pożyczki w kalkulatorze Bankier.pl. Zastanawiasz się, jaką ofertę kredytu wybrać? Porównaj rzeczywiste koszty dwóch kredytów w kalkulatorze Bankier.pl.
Zniechęcają też Millenium i Santander Consumer Bank. W tym pierwszym aż 500 zł kosztuje zmiana rachunku powiązanego z kredytem, która niezbędna jest do zmiany systemu spłaty. W Santanderze aż 500 zł wynosi opłata za prowadzenie rachunku walutowego do obsługi kredytu.
Experci Finamo dowodzą, że Rekomendacja SII nie wpłynęła też (poza nielicznymi wyjątkami) na uatrakcyjnienie kursów walut. Mało tego – w wielu bankach różnica między ceną sprzedaży a ceną kupna walut (czyli tzw. spread) jeszcze bardziej się zwiększyła.
Na przykład podniósł spread BOŚ: obecnie różnica sięga 7,06 proc., a w czerwcu – ok. 5,95 proc. W Reiffeisen Banku w czerwcu różnica między ceną kupna franka a ceną sprzedaży wynosiła 5,2 proc., a obecnie – 5,74 proc. Najwyższe na rynku spready wciąż mają DomBank (aż 13 proc.) i Metro (10 proc.).
Obniżki dokonały tylko trzy banki. Przykładnie do zaleceń KNF zastosował się Citibank – obniżył spread z 8 proc. do 3 proc. Mniejszy spadek spreadu nastąpił w Deutsche Banku (z 9,5 do 7 proc.) i GE Money Banku (z 6,38 do 5,21 proc.).
Specyficzny system przeliczeń kursowych stosuje Eurobank. Kursy sprzedaży walut ma najniższe wśród banków, np. w przypadku franka 8 października wynosił zaledwie 2,78 zł. Ale bardzo niski jest również kurs kupna (po którym kredyt jest wypłacany). W rezultacie spread jest zbliżony do średniego na rynku.
Ta polityka sprawia też, że klient musi pożyczyć więcej w obcej walucie. Na przykład, jeśli wystąpił o 200 tys. zł, to w Eurobanku dług wyniesie 76,8 tys. franków. Tymczasem, gdyby bank stosował średni kurs NBP – dług wyniósłby tylko 71,6 tys. franków. – Trzeba też pamiętać, że wyższy kredyt to także wyższe odsetki – dodaje Expander.
Katarzyna Biela z Komisji Nadzoru Finansowego dowodzi, że rekomendacja jednak pewne efekty przyniosła. – Od momentu jej wydania klienci przestali się skarżyć na spready – mówi. Jej zdaniem to efekt tego, że banki zastosowały się do zalecenia, by dokładnie wyjaśniać istotę spreadów. – Nie mamy sygnałów, by którykolwiek tego nie robił – dodaje Biela.
Bój z bankami prowadzi też UOKiK. Urząd skontrolował umowy, regulaminy i tabele opłat oraz prowizji w 17 bankach. Z ogłoszonego niedawno raportu wynika, że kredytodawcy nie informują wystarczająco o zasadach, na jakich ustalają wysokość spreadu.
– Klienci nie są informowani, w jaki sposób jest ustalana różnica między kupnem a sprzedażą walut, w efekcie, podpisując umowę, nie mogą wyliczyć precyzyjnie kwoty, którą będą musieli spłacać – mówi prezes UOKiK Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel.
UOKiK zaskarżył więc mało precyzyjne umowy bankowe do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Ale SOKiK zwleka. – Wciąż nie ustalono nawet terminu rozprawy – informuje Małgorzata Cieloch, rzecznik UOKiK.
Zdaniem Pawła Majtkowskiego, głównego analityka firmy Finamo, naciski KNF i UOKiK doprowadzą do obniżenia wysokości spreadów i opłat za zmianę sposobu spłaty. – Zmiany będą widoczne już na początku przyszłego roku, kiedy na rynku znów rozgorzeje kredytowy bój o klienta – mówi Majtkowski. Uważa, że niektórym osobom mimo wszystko opłaca się zmienić walutę spłaty. – Jeżeli opłata w banku nie przekracza 200-250 zł, to już po kilku miesiącach przeciętny kredytobiorca wyjdzie na plus – radzi Majtkowski.