Ostatnie dwa tygodnie przyzwyczaiły inwestorów do bardzo dobrych wiadomości ze spółek. Powiedzieć również trzeba, że wszelkie sygnały ostrzegawcze były ignorowane. Teraz, gdy rynek wszedł w fazę korekty inwestorzy o wiele bardziej wczytują się w raporty i stwierdzają, że wyniki oraz prognozy spółek na przyszłość nie należą do najlepszych.
Wczoraj Bank Millennium otworzył krajowy sezon wyników spółek. Pomimo, że zysk netto zaskoczył pozytywnie (oczekiwano tak naprawdę straty), to styl jego osiągnięcia nie spodobał się. Okazało się bowiem, że lepszy wynik to głównie zasługa mniejszych odpisów na rezerwy, gdyż przychody były bardzo słabe (mniejsze od prognoz). Atmosfery nie poprawił PKN Orlen, którego szacunkowe wyniki operacyjne również się nie spodobały. Indeksy więc po już tradycyjnym wzroście na otwarciu zaczęły słabnąć i taki stan rzeczy utrzymywał się praktycznie do końca sesji. Korekta nabrała rozpędu, gdyż spadki o 2 proc. nie można nazwać kosmetycznymi.
Rynki europejskie zachowywały się bardzo podobnie, gdyż tam spółki również nie rozpieszczały inwestorów. Co prawda wynik BP był lepszy od oczekiwań, ale spółka spodziewa się długiej recesji. Podobnie w swoim liście do akcjonariuszy prezes Deutsche Banku oświadczył, że pozostaje ostrożny co do rozwoju sytuacji gospodarczej w przyszłości, spodziewając się dalszego wzrostu liczby upadłości osób prywatnych i firm. Jego bank tworząc 1 mld euro rezerw na kredyty nieregularne tylko potwierdził słuszność tezy, że kryzys może się i skończył, ale recesja trwa w najlepsze i jeśli chodzi o wyniki banków z działalności podstawowej ma się bardzo dobrze. Działalność inwestycyjna to już oczywiście inna historia. Ten sam Deutsche Bank dzięki niej zwiększył zysk w II kwartale o 68 proc.
Za oceanem rynek podążał znanym z ostatnich dni schematem. Słabe otwarcie i początek sesji, po czym popyt próbuje podnosić indeksy. Wczoraj niedźwiedziom pomagały dane makro, gdyż indeks zaufania konsumentów Conference Board, spadł drugi miesiąc z rzędu i to bardziej od prognoz. Inny zestaw danych pałał jednak optymizmem. Mowa tutaj o indeksie cen domów S&P/Case-Shiller, który po raz pierwszy od lipca 2006 roku wzrósł w relacji do poprzedniego miesiąca. Tego pozytywnego wymiaru cenowego brakowało w poniedziałkowym raporcie o sprzedaży nowych domów. Teraz otrzymujemy jednak znak, że oprócz poprawy aktywności w sektorze nieruchomości, również i cena podlega tak potrzebnej gospodarce stabilizacji.
Sesja na Wall Street zakończyła się kosmetycznymi spadkami. Widać byki są już zdecydowanie słabsze i nie stać ich na wypracowanie zwyżek. Nie może to dziwić widząc wykupienie rynku. Korekta z pewnością jeszcze się nie zakończyła.
Łukasz Bugaj
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi