Pamiętajmy, że żaden święty Mikołaj nie przyniesie i nie położy w bankowości pieniędzy. Natomiast zarówno po stronie funduszy własnych, jak i po stronie płynnościowej, potrzebne są znaczące środki. Jedno i drugie kosztuje, jedno i drugie jest wysiłkiem – o wyzwaniach stojących przed branżą bankową opowiada Krzysztof Pietraszkiewicz, Prezes Związku Banków Polskich.
Amerykanin na czele banku światowego, z typowo amerykańskim nazwiskiem… Jim Yong Kim, pochodzenia koreańskiego. Co to oznacza dla polityki Banku Światowego?
Dzisiaj świat rzeczywiście jest już w dużej mierze zglobalizowany – obecność Kima na czele instytucji nie jest żadną niespodzianką. Najważniejsze, że jest to dobry profesjonalista i istotne jest również to, że ta ważna instytucja w finansach i gospodarce światowej ma swojego lidera. Bank Światowy odgrywa i będzie odgrywał niemałą rolę w stabilizowaniu sytuacji, rozwiązywaniu problemów w różnych regionach – można życzyć tylko dobrych analiz, dobrych obserwacji i decyzji – szefowi i wszystkim współpracownikom.
Nasz polski system bankowy obecnie radzi sobie całkiem nieźle, natomiast to, co dzieje się w Europie, to wciąż zmieniające się warunki makroekonomiczne, finansowe, gospodarcze. Czy polski system bankowy dotknie ta fala kryzysu z innych krajów europejskich?
Po pierwsze trzeba powiedzieć, że system bankowy w gospodarce odgrywa na całym kontynencie, bardzo ważną rolę w zarządzaniu aktywami – i Polska nie jest tutaj żadnym wyjątkiem. Około 65, a bywały okresy, że i 70 procent aktywów finansowych gospodarki zarządzanych jest przez sektor bankowy. Dlatego nie można się dziwić, że działalności i stabilności sektora bankowego przygląda się bardzo wiele instytucji – nie tylko nadzór, ale także oczywiście Ministerstwo Finansów, Narodowy Bank Polski. Mogę powiedzieć z przyjemnością że to, co mówiliśmy od 2008 roku, kiedy zaczęły się zawirowania, jest aktualne. Polski sektor bankowy jest dobrze zarządzany, jest nieźle skapitalizowany. I myślę, że jest także stabilny, dlatego że oferował klasyczne usługi bankowe, na których całkiem przyzwoicie zarabiał – w odróżnieniu od bankowości inwestycyjnej. Trzeba pamiętać, że w ciągu tych ostatnich dwudziestu pięciu lat zaczęliśmy nadrabiać kilkuwiekowe zapóźnienie powstałe na skutek wielokrotnego przerywania procesu, potencjału materialnego na naszych ziemiach, sektor był niejednokrotnie wyniszczany. Jest stabilny, ważne, że służy, nawet w tych trudnych czasach, gospodarce. Natomiast rzeczywiście w związku z tym, co się dzieje w niektórych krajach Unii Europejskiej, a w szczególności strefy Euro, musimy być ostrożni. Musimy być także przygotowani na różne niespodzianki. Dlatego polityka kredytowa banku musi być solidna i jest solidna, dlatego też troska o budowę funduszy własnych była celem polskich regulatorów i polskich właścicieli banków. Stąd też dbanie o to, żeby powstawały nowe rozwiązania służące rozwojowi finansowania gospodarki na naszym rynku w tym zwracanie uwagi na budowę skłonności do oszczędzania.
Które te elementy są tak naprawdę najważniejsze żeby bezpieczeństwo sektora bankowego było wciąż zapewnione, aby sektor bankowy był wypłacalny?
Dla pomyślnego rozwoju naszego kraju potrzebne jest znalezienie specjalnej ścieżki, mądrego, dobrego kompromisu pomiędzy troską o stabilność, pewność, bezpieczeństwo – i troską o rozwój gospodarki. Nie da się postawić tylko na stabilność, ponieważ wtedy możemy dojść do stanu zerowego rozwoju. Nie można postawić tylko na rozwój, bo odbywać się by to mogło kosztem bezpieczeństwa. Na szczęście, ponieważ nie przysparzaliśmy żadnych wielkich kłopotów jako sektor bankowy, a wręcz przeciwnie – służyliśmy gospodarce, możemy nadal planować finansowanie rozwoju, ale jednocześnie umacniać nasz potencjał ekonomiczny. Chodzi przede wszystkim właśnie budowanie funduszy własnych. To także budowanie potencjału bankowego funduszu gwarancyjnego, ale też tworzenie rezerw celowych na kredyty nieregularne, jeśli się pojawiają. Jednocześnie, gdy chodzi o rozwój, potrzebne jest budowanie systemu mobilizowania oszczędności wewnątrzkrajowych. Suma depozytów osób indywidualnych zebranych przez polskie banki, oraz depozytów przedsiębiorstw, jest o kilkanaście procent mniejsza aniżeli wielkość udzielonych kredytów. Natomiast nie możemy opierać kredytowania polskiej gospodarki nadmiernie na importowanym kapitale, bo wówczas zaburzenia na rynkach międzynarodowych mogą bardzo poważnie destabilizować sytuację kraju i instytucji finansowych. Dlatego jako środowisko bankowe ciągle powtarzamy, że zbudowanie systemu oszczędzania na cele emerytalne, na cele mieszkaniowe, także w niektórych aspektach na cele edukacyjne i ochrony zdrowia, to sprawa bardzo ważna.
Drugim takim obszarem jest zmiana pewnych instrumentów, które są do tej pory stosowane powszechnie w polskiej gospodarce. Wobec problemów z płynnością – płynnością długookresową – w niektórych przypadkach będziemy zamieniać finansowanie gospodarki z kredytu na wspieranie, aranżowanie finansowania poprzez emisję instrumentów dłużnych, przez przedsiębiorców czy jednostki samorządu terytorialnego. Potrzebne nam do tego są pewne instrumenty specjalne, opowiadamy się za udrożnieniem systemu rozwoju listów zastawnych, ale jednocześnie pojawia się mocna propozycja, aby umożliwić emisję listów zastawnych także bankom uniwersalnym, a także propozycja poszerzenia gamy instrumentów zabezpieczonych hipotecznie. Bardzo często inwestorzy szukają produktów, instrumentów finansowych o różnej charakterystyce ryzyka, ale dla zbudowania popytu – musimy wspierać gromadzenie oszczędności. Myślę, że ważnym elementem mobilizowania skłonności do oszczędzania byłoby częściowe zwolnienie z podatku dochodowego od dochodów z kapitału i oszczędności – tak zwanego podatku Belki. Zwolnienie częściowe od tych depozytów, które miałyby charakter długoterminowy, czyli dłuższe niż na przykład dwa, trzy lata, bowiem w Polsce tylko niewiele około 4 i pół procent depozytów jest lokowanych na dłużej niż jeden rok. Stąd mamy problem z finansowaniem inwestycji. Także inwestycji mieszkaniowych.
Wreszcie mamy pewien obszar przeregulowania w regulacjach wewnątrzkrajowych i zarazem – paradoksalnie – obszary, które są nieuregulowane albo niezbyt dobrze uregulowane. Co uznałbym za obszar przeregulowania? Generujący bardzo poważne koszty obszar przeciwdziałania praniu pieniędzy. Wprowadziliśmy rozwiązania na wyrost, nie do końca potrzebne. Przeregulowany jest problem upadłości konsumenckich, gdzie ustawa jest tak napisana i „tak doskonała”, że tylko trzydzieści osób przez parę lat skorzystało z tej możliwości. Powinniśmy zamienić upadłość likwidacyjną na upadłość układową i wówczas wiele osób mogłoby rozwiązywać swoje problemy. Takim obszarem przeregulowania mogą być niektóre uchwały Komisji Nadzoru Finansowego. Myślę tutaj o sposobie wyliczania zdolności kredytowej. Dwadzieścia pięć lat dla kredytów mieszkaniowych to okres zbyt krótki. Raczej powinniśmy się tutaj znaleźć na poziomie około trzydziestu lat. I również wydaje się, że w niektórych przypadkach ta relacja dochodu, który jest z definicji przeznaczany na obsługę kredytu, powinna być nieco inaczej zdefiniowana, czy bardziej zróżnicowana. Przeregulowaniem jest także sposób restrukturyzowania w części podatkowej przedsiębiorców. Niektóre przedsiębiorstwa, sprawa naturalna, wymagają restrukturyzacji, szczególnie w sytuacji kryzysu czy spowolnienia gospodarczego. Natomiast są tu pewne poważne utrudnienia o charakterze podatkowym.
Co jest nieuregulowane? Nie mamy systemu skłaniającego obywateli do oszczędzania na cele emerytalne, mieszkaniowe, także zdrowotne i edukacyjne.
Jak Pan ocenia kwestię opłaty bankowej, którą proponował minister Jacek Rostowski? Jak Czy ta opłata będzie dla sektora finansowego obciążeniem?
Wszelkie opłaty czy specjalne podatki są dla sektora bankowego – i przede wszystkim dla jego klientów – obciążeniem. Trzeba pamiętać, że jednocześnie wywołują sytuację, w której najczęściej rośnie cena kredytu. W ten sposób z rynku eliminowana jest pewna grupa klientów, bo faktycznie traci zdolność kredytową. Apelowałem i apeluję cały czas do rządu i do parlamentu, żeby postępować bardzo roztropnie w nakładaniu ewentualnych nowych obciążeń na polski sektor bankowy. Dlaczego? Jest on w całkowicie innej sytuacji niż sektory bankowe w krajach Europy Zachodniej. Po pierwsze: sektor bankowy w Polsce kredytuje gospodarkę cały czas w okresie kryzysu i nie wymagał dokapitalizowania. Czyli nie ma powodu, żeby karać sektor bankowy. Po drugie: Polska jest krajem bardzo niskiego ubankowienia. Gdy porównamy relacje funduszy własnych do PKB, oszczędności do PKB, oraz aktywów do PKB, z takim samymi relacjami w innych krajach, Polska jest naprawdę krajem bardzo niskiego ubankowienia, czyli zdolność dofinansowania rozwoju polskiej gospodarki przez polskie banki jest bardzo niska. Nie powinniśmy w wyniku postkryzysowego szoku regulacyjnego obciążać polskich banków i zmniejszać ich zdolności do finansowania rozwoju. I dotyczy to zarówno opłaty czy podatku bankowego, podatku od transakcji finansowych, gdzie dodatkowo zapisano, że mielibyśmy być obciążani z tytułu obrotu rządowymi papierami wartościowymi. Opłata stabilizacyjna jest niezłym konceptem, bo stara się pogodzić znajdowanie pewnej ścieżki pomiędzy sprzyjaniem rozwojowi finansowania gospodarki przez banki, jednocześnie stabilizowanie sektora bankowego. Ale nie ma powodu żeby wprowadzać na zawsze opłatę stabilizacyjną, bo – jak sama nazwa mówi – jest to opłata, która ma służyć stabilizowaniu; po wystąpieniu zagrożeń na rynku europejskim właściwie tego typu opłata powinna być wycofana. Poza tym, co roku wpłacamy na podatek dochodowy – trzy miliardy pięćset milionów złotych, około dziewięćset milionów dodatkowo na bankowy fundusz gwarancyjny w tym roku, opłata stabilizacyjna to kolejne miliard siedemset milionów obciążenia, które ostatecznie przerzucone zostałoby na naszych klientów. Trzeba zachować rozwagę. Naszą powinnością przez wiele najbliższych lat będzie roztropne, rozważne, ale konsekwentne budowanie potencjału krajowego sytemu finansowego, aby nie opierać nadmiernie finansowania polskiej gospodarki na środkach zagranicznych, bo to może po prostu być w sytuacjach turbulencji niebezpieczne.
Panie Prezesie, jak Pan ocenia postępy prac nad obniżką interchange? Na razie widzimy przesuwamy terminów na jesień, czy to znaczy, że druga połowa roku odbije się bardzo negatywnie na wynikach branży?
Założeniem organizatorów tego procesu w Narodowym Banku Polskim było to, żeby wypracować w pierwszym półroczu koncepcję obniżania poziomu interchange fee i jednocześnie rozwijać sieć akceptacji kart płatniczych. I myślę, że do końca czerwca takie uzgodnienia nastąpią. Następnie organizacje kartowe, bo to w ich rękach tak naprawdę leży decyzja co do wdrożenia porozumienia, będą musiały zająć stanowisko. Sądzę, że w ciągu najbliższych miesięcy ten kompromis jest możliwy do wypracowania, Rada ds. Systemu Płatniczego przy Narodowym Banku Polskim pozytywnie wypowiedziała się w sprawie raportu końcowego. Czekamy na raporty i opinie i bardzo gorąco namawiam organizacje płatnicze żeby wyszły naprzeciw temu porozumieniu. Nadszedł bowiem już ten czas w Polsce, że mamy taką liczbę operacji i taką liczbę kart, że stać nas na dalszy rozwój sieci akceptacji kart płatniczych i jednoczesne sukcesywne obniżanie poziomu interchange fee.
Mówi się w kręgach europejskich, że branża potrzebuje wyraźnego rozdziału pomiędzy bankowością detaliczną a inwestycyjną. W Polsce ten toksyczny wręcz związek raczej nie stanowi mocnego problemu, ale czy nie oberwie nam się rykoszetem za problemy zagranicznej spekulacji na instrumentach pochodnych przez spółki matki?
Tak, rzeczywiście w niektórych krajach padły propozycje – szczególnie w Wielkiej Brytanii – aby wyraźnie rozdzielić bankowość detaliczną, oszczędnościową, czy uniwersalną, od bankowości inwestycyjnej. Osobiście uważam, że powinniśmy wyciągnąć wnioski z kryzysu i przeanalizować bardzo rzetelnie te wszystkie aspekty, które przyczyniły się do kryzysu. Ale chodzi nie tylko o sektor bankowy. Także o politykę gospodarczą i politykę monetarną. Naprawdę źródłem kryzysu w ostatnich kilku latach nie jest tylko i wyłącznie sektor finansowy. Przede wszystkim błędy w polityce gospodarczej wielu krajów i błędy w polityce monetarnej, oraz błędy w polityce nadzorczej, połączone z nieodpowiedzialnością niektórych, wybranych instytucji finansowych na świecie. I wnioski muszą wyciągnąć wszyscy. Uważam, że trzeba zastanowić się, czy rozmiary niektórych instytucji finansowych naprawdę nie są zbyt ogromne. To już nie jest tylko problem hasła „za duży żeby upaść” – raczej za duży i skomplikowany, żeby nim zarządzać. I czasami za duży, za skomplikowany i oferujący bardzo dziwne produkty, trudne do monitorowania, nadzorowania czy zrozumienia ich istoty. Produkt „dopuszczony” do obrotu musi być zrozumiały dla klienta, dla dealera, dla zarządu instytucji finansowej i dla nadzoru, ponieważ tylko wtedy możemy mówić o odpowiedzialnym zachowaniu się na rynku.
Co sądzi Pan o nadal wysokich premiach dla bankierów na zachodzie? Nadal kolosalne pieniądze trafiają do osób współodpowiedzialnych za wywołanie kryzysu, a u nas paradoksalnie zarobki w branży wydają się dramatycznie niskie, jak to jest?
Era wysokich zarobków czy premii jednoznacznie kojarzona z okresem kryzysu, będzie mijać. Bo pamiętajmy, większość instytucji finansowych, także na zachodzie, funkcjonowała dobrze. Nie popełniły błędów. Natomiast to, co było najbardziej bulwersujące i denerwujące, to bardzo wysokie premie i zarobki dla tych, którzy przyczynili się do kryzysu. I tutaj odpowiednie władze nadzorcze i inne władze regulacyjne podejmowały stosowne kroki. Zostały wdrożone pewne specjalne ograniczenia, związane także z dyrektywami i zaleceniami podjętymi przez władze polityczne i regulacyjne w skali międzynarodowej – także w Polsce mamy wdrożone pewne zasady, jeśli chodzi o politykę wynagrodzeniową. Czasami nawet na wyrost, bo wprowadzenie takich rygorystycznych zasad wynagradzania w bankach niszowych, czy w bankach lokalnych prowadziło do paradoksalnych okoliczności, co nawet generowało sytuację, kiedy bank był mobilizowany do tego żeby wyprodukować specjalne instrumenty, żeby można było premiować kadrę kierowniczą banku. Myślę, że te czasy mamy już za sobą i wszyscy rozumieją, że wynik banku będzie miał wpływ na wysokość wynagrodzenia. Ale doświadczenia przez parę lat trzeba zbierać, to jest bardzo delikatna materia i bardzo mocno rzutująca na konkurencyjność poszczególnych sektorów bankowych.
Minister Rostowski twierdził, że piętnaście miliardów złotych zysku w banku w 2011 to godziwy zarobek, dlaczego więc narzekać na fiskusa i pomysły rządu względem bankowości?
Jeszcze raz przypomnę, że dobre wyniki sektora bankowego mogą być możliwe tylko dlatego, że klienci banków także osiągnęli dobre wyniki. Pamiętajmy, że w roku 2010 i w roku 2011 właściwie wyniki polskich przedsiębiorstw były rekordowe. Nie ma takiej sytuacji, żeby sektor bankowy jakiegokolwiek kraju miałby dobre wyniki, podczas gdy gospodarka czy klienci po prostu, mieliby złe wyniki. Natomiast Zgodnie z regulacjami międzynarodowymi, myślę tutaj szczególnie o dyrektywie CRD IV i rozporządzeniu CRL, które będzie stosowane bezpośrednio, w najbliższych latach będziemy musieli mocno budować, jako sektor bankowy, fundusze własne. Czyli do prowadzenia działalności na tym samym poziomie będziemy musieli mieć więcej funduszy własnych. Po drugie, rozwiązania te przewidują, iż w przypadku szybciej rozwijającej się gospodarki, a chcielibyśmy być taką przecież gospodarką, może być wprowadzany dodatkowy wymóg kapitałowy w postaci bufora kapitałowego, bufora antycyklicznego. Po trzecie trzeba pamiętać, że będziemy musieli budować sukcesywnie w kolejnych latach fundusze w bankowym funduszu gwarancyjnym. Po czwarte – wchodzą w życie regulacje, które są bardziej rygorystyczne, gdy chodzi o zarządzanie płynnością, a także finansowanie niektórych działów gospodarki. One także generować będą pewne koszty i pewien dodatkowy wysiłek. Mógłbym tutaj wymieniać całą serię koniecznych modernizacji systemu finansowego, na przykład związanego z nowym systemem płatniczym, konieczności wprowadzania kart mikroprocesorowych i szeregu rozwiązań, które podwyższą poziom bezpieczeństwa obrotu elektronicznego. Pamiętajmy, że żaden święty Mikołaj nie przyniesie i nie położy w bankowości pieniędzy. Natomiast zarówno po stronie funduszy własnych, jak i po stronie płynnościowej, potrzebne są znaczące środki. Jedno i drugie kosztuje, jedno i drugie jest wysiłkiem. I oczywiście chcemy jak najlepiej służyć polskiej gospodarce – tylko pamiętajmy, że dzisiaj nasz sektor bankowy, w porównaniu do wielkości i przewidywanych potrzeb polskiej gospodarki, jest bardzo mały. I stąd trzeba skoncentrować się na programach rozwojowych, w tym polskiego sektora bankowego. My wiemy. że aby służyć dobrze gospodarce w 2015 i 2020 roku, ten sektor musi wzrosnąć.
A co sądzi Pan o ostatnich przejęciach na rynku bankowym? Kredyt Bank dołączony do BZWBK w rękach Santandera: potrzebujemy takiej silnej grupy w Polsce, czy to element ryzyka? Będzie dalsza konsolidacja?
Polska jest krajem dobrych perspektyw rozwojowych, gospodarczych, a co za tym idzie, także dobrych perspektyw rozwojowych sektora bankowego. To może nas cieszyć. Dlatego zarówno Santander, jak i niektóre banki chińskie, są zainteresowane większą obecnością na rynku polskim. Natomiast niektóre banki-matki polskich banków mają kłopoty, muszą ograniczyć rozmiary swojej działalności lub muszą zostać po prostu sprzedane. I stąd – niejako jako refleks, jako echo tamtych wydarzeń, niektóre zmiany mogą mieć charakter czasami zaskakujący. Jednocześnie niektóre instytucje mają taką strategię, że jeśli wchodzą do danego kraju, chcą mieć nie mniej niż 5 lub 10 procent udziału w danym rynku. To jest oczywiście wielkie wyzwanie dla tych banków, które podlegają procesowi konsolidacji. Ale jest także to wielkie wyzwanie dla konkurencji. Rzeczywiście pojawienie się kolejnej dużej grupy finansowej na polskim rynku jest wyzwaniem zarówno dla największych banków – PKO BP i Pekao SA, ale także dla tych, które są obecnie w pierwszej piątce czy w pierwszej dziesiątce banków wiodących. Najistotniejsze jest to, żeby to były stabilne i bardzo odpowiedzialne grupy finansowe. Aby sprzyjało to rozwojowi rynku finansowego i żeby klienci naszych banków byli jak najbardziej zadowoleni. O tym zresztą, o perspektywach rozwojowych polskiego sektora bankowego będziemy rozmawiali jutro podczas walnego zgromadzenia Związku Banków Polskich – jak ten sektor ma wyglądać w świetle doświadczeń płynących z kryzysu, a także z tego, co ja nazywam postkryzysowym szokiem regulacyjnym. Będziemy wspólnie dyskutować o tym jak budować fundusze poręczeniowo- gwarancyjne, jak sprzyjać innowacyjności polskiej gospodarki, jak budować skłonność do oszczędzania i do inwestowania w Polsce. Chodzi bowiem o to, żeby w kolejnych kilku latach powoli przyzwyczajać się do stanu, w którym polska gospodarka nie będzie zasilana kroplówką środków płynących z Unii Europejskiej, to jest niezmiernie ważne wyzwanie. Musimy pamiętać, że przyjdzie taki moment, kiedy skala dopływu środków typu dotacyjnego będzie o wiele mniejsza niż jest do tej pory. A przedsiębiorstwa będą musiały być zdolne do konkurowania na rynku krajowym i na rynkach międzynarodowych. I dlatego taką dyskusję będziemy kontynuować.
Źródło: Bankier.pl