Nowy cennik mBanku wprowadza z pozoru niewielką, ale w praktyce ważną zmianę w sposobie naliczania opłat warunkowych za karty. Zamiast limitu kwotowego bank zdecydował się wprowadzić limit liczbowy. Klient nie uniknie już prowizji wykonując jedną transakcję na stacji paliw. Będzie musiał częściej wyciągać plastik z portfela. mBank nie jest odosobnionym przypadkiem.
Z początkiem marca mBank wprowadził do oferty nowe konto osobiste. Rachunek jest bezpłatny, a za kartę pobierana jest opłata warunkowa. W odróżnieniu od poprzednich wersji eKonta, zmienił się jednak mechanizm zwalniający z opłaty. By nie płacić za kartę, należy wykonać 5 transakcji bezgotówkowych miesięcznie. W starych eKontach, bank wymagał transakcji na kwotę od 200 do 300 zł miesięcznie. Dla aktywnego klienta banku zmiana w zasadzie jest nieistotna. Może mieć jednak kolosalne znaczenie dla banku.
Do tej pory mniej aktywny posiadacz karty spełniał warunek znoszący opłatę za plastik dokonując jednego tankowania paliwa na stacji benzynowej. Później mógł schować kartę do szuflady i nie używać jej przez cały miesiąc. Teraz nie będzie już tak prosto – będzie musiał zapłacić kartą co najmniej 5 razy. Z punktu widzenia banku pojawia się co prawda ryzyko, że dokona 5 transakcji na niskie kwoty (na przykład kupi 5 batoników), przez co bank zarobi mniej na opłatach interchange. Jednak w dłuższej perspektywie taka konstrukcja cennika może okazać się korzystna.
Dlaczego? Bo wymusza na klientach częstsze wyciąganie karty z portfela. Przeciętny użytkownik nie będzie liczył czy wykonał 3 czy 7 transakcji kartą w miesiącu. Zakoduje sobie w głowie, że musi płacić kartą częściej. W ten sposób bank przyzwyczai go do wyciągania karty przy każdej nadarzającej się okazji. A to docelowo wpłynie na zmianę jego zachowań płatniczych. Warto przy tym zwrócić uwagę, że mBank wykonał w połowie ubiegłego roku podobny ruch w cenniku kart kredytowych. Podniósł limity zwalniające z rocznej opłaty za kartę ze 120 do 240 rocznie. Nie podniósł przy tym alternatywnych limitów kwotowych. Czy ktokolwiek będzie chciał sprawdzać liczbę dokonanych transakcji? Raczej nie. Użytkownicy kredytówek mBanku wolą zapewnie „prewencyjnie” częściej sięgać po plastik na zakupach.
mBank nie jest zresztą odosobnionym przypadkiem. Z początkiem marca limity z kwotowych na liczbowe zmienił Raiffeisen Polbank posiadaczom pakietów Aktywnego i Komfortowego. Do tej pory nie płacili za plastik, jeśli wykonali transakcji na kwotę 350 zł. Teraz muszą wykonać 8 płatności miesięcznie. W ubiegłym roku limit liczbowy wprowadził BZ WBK w ramach swojego flagowego produktu – Konta Godnego Polecenia (5 transakcji kartą Visa Sol). To samo zrobił Bank Millennium, który opłatę roczną za karty kredytowe podzielił na miesiące. Zniósł przy tym limit kwotowy zastępując go liczbowym.
Bankom zależy, by klienci często wyciągali kartę na zakupach, bo dzięki temu zarabiają na opłatach interchange. To prowizje pobierane od punktów handlowych akceptujących karty płatnicze. Do niedawna prowizje te należały do najwyższych w Europie i wynosiły średnio 1,2 proc. wartości każdej transakcji kartowej. Obecnie banki mogą pobierać „zaledwie” 0,2 proc. od transakcji dokonanych kartą debetową i 0,3 proc. w przypadku kart kredytowych. banki zarabiają dziś znacznie mniej na opłatach pobieranych od sklepikarzy, więc starają się przymusić klientów do częstszego sięgania po plastiki.