Już na początku sesji gracze amerykańscy zastali w czwartek pobojowisko. Indeksy w Europie nurkowały, a euro szybko traciło na wartości. Był to wynik konferencji prasowej Mario Draghi, prezesa ECB. Przyćmił on wydarzeniem wieczoru, jakim miała być kolacja, która rozpoczęła szczyt liderów Unii Europejskiej. Zakładano, że bank znowu obniży stopy o 25 pb., chociaż niektórzy oczekiwali 50 pb. Obniżył o 25 pb.
Najważniejsza była jednak konferencja prasowa prezesa. Dowiedzieliśmy się, że bank podjął dodatkowe kroki, które mają pomóc systemowi bankowemu. Obniżył stopę rezerw obowiązkowych, podjął decyzje zwiększające płynność na rynku kredytowym. Obniżył też jednak zdecydowanie prognozy wzrostu dla strefy euro w 2012 roku (z 0,4 – 2,2 proc. na – 0,4 – 1,0 proc.). Na początku konferencji nastroje na rynkach poprawiały się. Po chwili przemyślenia gracze rzucili się jednak do sprzedawania akcji i euro.
Dobiła ich odpowiedź na pytanie: dlaczego ECB nie kupuje na wielką skalę obligacji zagrożonych państw? Odpowiedz brzmiała: bo traktat UE nie zezwala na finansowanie przez banki centralne państw UE. Draghi uważa też, że jeśli nawet uda się zrealizować pomysł zasilenia MFW pożyczkami banków centralnych to użycie tych funduszy „wyłącznie do kupowania obligacji krajów strefy euro nie będzie kompatybilne z traktatem unijnym”.
Większość komentatorów odczytała te wypowiedzi w ten sposób, że prezes ECB odmawia zwiększenie roli banku w ratowanie strefy euro. Ja, zakładając, że Mario Draghi jest logicznie myślącym człowiekiem, odczytuję to inaczej. Prezes zdawał się mówić: zmieńcie traktat unijny – wtedy kupno obligacji będzie możliwe, więc bank to zrobi. Oczywiście zmienić traktatu nawet w kilka miesięcy się nie da, ale wystarczy jednomyślna deklaracja polityków, którzy stwierdzą, że zgadzają się na przeprowadzenie takiej zmiany, żeby rynki oszalały ze radości. Słowo „wyłącznie” we frazie o MFW też miało swoje znaczenie. Miejmy nadzieję, że nie przeceniam inteligencji polityków i prezesa ECB…
Rynek akcji też rozpoczął sesję od spadku indeksów, a potem stopniowo ją zwiększał. Indeksy traciły już na 40 minut przed końcem sesji blisko dwa procent. Wtedy to byki zaatakowały i znacznie zmniejszyły rozmiary porażki. To był jednak tylko łabędzi śpiew. Ostatnie kilkanaście minut należało do niedźwiedzi. Wystarczyła informacja Reutersa mówiąca o tym, że Niemcy odrzuciły (podczas „kolacji”) ideę zamiany ESM (w przyszłym roku ma powstać takie fundusz) w bank i emisji euroobligacji. Od początku było pewne, że Niemcy na to się nie zgodzą, ale indeksy zanurkowały i straciły około dwa procent. Jeszcze jeden sygnał w kierunku polityków: lepiej by było, żebyście się postarali.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję tak jak inne giełdy europejskie – wzrostem indeksów. Całkowicie zlekceważono opinie agencji Standard & Poor’s. Czekano, tak jak i inne giełdy na decyzje ECB. Po szybkim wzroście indeksy zaczęły się jednak (podobnie jak na innych giełdach) osuwać. W okolicach południa indeks dotknął poziomu równowagi (po raporcie Fitch), ale dalej spadać nie chciał.
Na innych giełdach indeksy zaczęły zawracać, więc i nasz podążył w tym samym kierunku. Generalnie zapanował marazm przerwany konferencją prasową szefa ECB. WIG20 przez chwilę poszedł za innymi indeksami na północ, ale szybko zawrócił (tak jak i inne indeksy) i zaczął spadać. Zachowanie naszego rynku było na początku dużo bardziej spokojne niż innych giełd europejskich. Potem jednak doszlusowaliśmy do innych giełd. Szczególnie mocno tracił sektor bankowy. WIG20 stracił 1,85 proc. Układ techniczny pozostał bez zmian.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi