Chociaż wszystkie banki podkreślają jak bliski ich sercu jest sektor MSP, to sami przedsiębiorcy wciąż nie mogą odwzajemnić tego uczucia. Wydaje się, że większość składanych obietnic funkcjonuje bowiem w środowisku deklaracji, niż rzeczywistych posunięć.Poza wyjątkami (Kredyt Bank – 15 tysięcy na start, oprocentowanie WIBOR1M + marża co najmniej 7 pp), trudno o ofertę dla startującej, małej firmy. Najmniejsi przedsiębiorcy są przez banki dyskryminowani na każdym kroku. Paranoją na przykład jest to, że ten sam mikroprzedsiębiorca dostanie na przykład dwa, czy trzy razy niższy kredyt w rachunku jako firma, niż jako klient detaliczny. Oczywiście mowa o sytuacji, gdy i rachunek osobisty i firmowy jest w jednym banku. Jak widać jest jeszcze dużo do roboty. Chociaż niektórzy mają duże ambicje. Ostatnio na przykład założyliśmy się z wiceprezesem Waldemarem Majem z Banku BGŻ o to, czy bank zajmie w przyszłości 3 miejsce wśród instytucji obsługujących firmy z sektora MSP. W sumie bank musiałaby zaoferować wyróżniającą się ofertę i jakość obsługi, a zatem dla dobra polskiej przedsiębiorczości – warto było zaryzykować.
Obsługa sektora MSP to jednak jeszcze „łatwizna”. Firm o obrotach powyżej 3 milionów jest na rynku stosunkowo niewiele i zazwyczaj istnieją już na tyle długo, że mogą przedstawić odpowiednie zabezpieczenia, czy historię. Znacznie trudniej jest startującym mikrofiromom. Chociaż nasz Premier stwierdził, że będzie wyrównywał szansę samozatrudnionych z pracownikami etatowymi (czytaj – równał w dół), to jednak zdecydowana większość sektora MSP to mikroprzedsiębiorstwa. I tutaj bez przynajmniej roku lub dwóch na rynku, banki praktycznie nie chcą rozmawiać. Oczywiście bariera funkcjonowania na rynku szybko spada. Standardem jest jeszcze 12 miesięcy, ale coraz więcej banków w ogóle likwiduje ten limit lub obniża go do 6 miesięcy. Z drugiej strony wysokość maksymalnego kredytu jest wciąż nie do przeskoczenia. Widocznie coś musi w tym być, że powiedzmy samochód na działalność gospodarczą musi jest bardziej ryzykowny, niż kupowany przez tę samą osobę, jako auto prywatne. Z formalnego i podatkowego punktu widzenia – tak jest z całą pewnością. Jak jest w życiu – każdy mały przedsiębiorca wie o tym doskonale. Zapewne przyjdzie czas i na takie zmiany w bankach. Konkurencja czyni pod tym względem cuda. Przyzna to każdy, kto obserwuje rynek kredytów mieszkaniowych.
Po tym przydługim wprowadzeniu warto spojrzeć na ofertę mBanku. Z punktu widzenia finansowego – jest bardzo dobra. Zwłaszcza dla osób, które nie potrzebują obsługi kasowej i robią mało zewnętrznych przelewów. Stąd też pewnie taka popularność tego konta. Z drugiej strony do niedawna bank nie miał jakiejkolwiek wręcz oferty kredytowej dla mikroprzedsiębiorców. Teraz się to zmieniło. Co prawda wybór nadal jest mały, jednak taki już urok tej instytucji. Ważne, że oferta jest bardzo dobra. Firma ma do wyboru kartę obciążeniową lub niskooprocentowany limit kredytowy. Zaletą oferty jest brak prowizji za rozpatrzenie, udzielenie i odnowienie tego ostatniego. Kolejnym argumentem za, jest możliwość szybkiego otrzymania limitu do 2000 PLN, bez przedstawiania żadnych dokumentów, jedynie na podstawie historii. Wyższe kwoty dostępne są już przy okazaniu standardowych dokumentów.
W tym momencie warto przypomnieć, że większość przedsiębiorców pokrywa swoje inwestycje z kapitału własnego, a jeśli już z kredytu, to właśnie z limitu kredytowego w rachunku. Wciąż pokutuje bowiem przekonanie, że kredyt obrotowy czy inwestycyjny, jest czymś niedostępnym. Jeśli jeszcze do tego brać pod uwagę wciąż duże formalności przy ich udzielaniu, wysokie prowizje, to nie ma się co dziwić awersji najmniejszych przedsiębiorców do zaciągania kredytów. Miejmy nadzieję, że to się zmieni – nie tylko w segmencie małych i średnich, ale również mikroprzedsiębiorców.
mBank nie wyróżnia się na tym tle. Bariera 12 miesięcy jest nie do przeskoczenia. Jednym słowem standard – kiedy pieniądze są najbardziej potrzebne, polskie banki nie mają do przedsiębiorcy zaufania. Na Zachodzie jest jednak trochę inaczej. No ale bądźmy uczciwi – nie tylko w bankach, ale i w urzędach.
Bardzo dużo jednak wskazuje, że może się to zmienić. Co prawda jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale od czegoś trzeba zacząć. Okazuje się, że mBank przeprowadził ostatnio dość nietypową akcję. Zaproponował bowiem wybranym przedsiębiorcom kredyt w wysokości 10 tysięcy złotych bez potrzeby przedstawiania jakichkolwiek dokumentów. Co więcej wśród tych firm były również takie, które działają poniżej 12 miesięcy! Szukając klucza do wyboru tych przedsiębiorców, doszliśmy do wniosku, że nie jest to z całą pewnością aktywność rachunku firmowego! W omawianym przypadku saldo było bliskie zera, brak przelewów do Urzędów, czy kontrahentów. Istotne zapewne było jednak to, że na rachunku osobistym pojawiały się od dawna cykliczne operacje, a klient ma założone IKE, inwestuje w Supermarkecie Funduszy Inwestycyjnych i korzysta z karty kredytowej banku. Być może znaczenie ma tutaj też wykonywanie wolnego zawodu. Co było tutaj najważniejszym czynnikiem – nie wiemy (chociaż przy podobnych warunkach w MultiBanku nie ma co liczyć na cokolwiek). Istotne jest jednak to, że bank cały czas eksperymentuje.
Teoretycznie powyższa sytuacja jest logiczna. Skoro przedsiębiorca inwestuje jako osoba fizyczna, ma ruch na koncie osobistym, dobrze obsługuje produkty kredytowe, to znaczy że warto go zachęcić – na przykład limitem kredytowym, do aktywniejszego korzystania z konta firmowego. Taka sytuacja od dawna już występuje w przypadku klientów detalicznych. Skoro na rachunku nie ma dużego ruchu, ale ktoś przelał na rachunek oszczędnościowy na jakiś czas kilkadziesiąt tysięcy złotych i do tego ma dobrą historię w BIK (z której można wyczytać, że te pieniądze to nie jakiś kredyt z innego banku), to można zaryzykować i zaoferować mu kartę kredytową. Tak robi coraz więcej banków. Pytanie, kiedy taka strategia obejmie mikroprzedsiębiorców. Dla nas najciekawsze jest jednak to, że taką strategię wdraża akurat ten bank. Miejmy nadzieję, że to dopiero początek, który przerodzi się w rynkowy standard…