Zarobki menedżerów i członków rad nadzorczych pochłonęły ok. 145 mln zł, o około 4% więcej niż przed rokiem.
„Najdroższy bank” Millennium obciął koszty wynagrodzeń w ub.r. o 4 mln zł i to mimo że wypłacił odprawy dwóm członkom zarządu. Nadal jednak dystansuje pozostałe zarządy, które są w stanie utrzymać się za co najmniej 10 mln zł mniej. Niższe niż przed rokiem – o 6,5 mln zł byty też apanaże menedżmentu Banku Handlowego. W 2004 r. kwotę tę podbiła odprawa dla odchodzącego prezesa Cezarego Stypułkowskiego. Mniej niż przed rokiem zarobili również menedżerowie BZ WBK.
Według „Parkietu” znacząco w górę przesunął się ING BSK. Wydatki na płace zarządu wzrosły o ponad połowę. Nie można tego wytłumaczyć jedynie odprawą dla byłego prezesa Mariana Czakańskiego. Podobnie było w Kredyt Banku, z którego odeszła Izabela Sewerynik. W BRE stawkę wywindowała m.in. odprawa dla Wojciecha Kostrzewy. Kolejny rok rosną płace na najwyższych stanowiskach w Pekao. W 2003 r. mogła to spowodować odprawa dla Marii Wiśniewskiej, ale w tym roku dodatkowe 2,5 mln zł najwyraźniej poszło na podwyżki.
Wydawałoby się, że menedżerowie, krytykowani za to, że cenią się w czasach, gdy spółki mają słabe wyniki, przynajmniej w okresie świetnej koniunktury nie podwyższają znacząco wynagrodzeń. Jest jedno ale. Premie za rekordowe w historii wyniki banków będą wypłacone w tym roku – podaje „Parkiet”.
Najlepiej wynagradzanym prezesem banku w 2004 r. był kierujący BPH Józef Wancer. Zarobił ponad 3 mln zł. Nie dorównał jednak wiceprezesowi Handlowego Sunilowi Sreenivasanowi, który otrzymał dwa razy tyle. Często lepiej być wiceprezesem, niż prezesem banku. To pierwsze wnioski, jakie nasuwają się z lektury raportów rocznych za 2004 r., w których spółki, po raz pierwszy, zamieściły wynagrodzenia poszczególnych członków zarządu i rad nadzorczych, a nie jak do tej pory wynagrodzeń łącznych.
Choć naturalne wydawałoby się, że najlepiej uposażeni powinni być prezesi, w licznych przypadkach to ich zastępcy zarabiają dużo więcej. Najdrastyczniejszym przykładem jest tu Pekao, gdzie niemal wszyscy członkowie zarządu zarobili w 2004 r. więcej niż kierujący bankiem Jan Krzysztof Bielecki. Zaskoczeniem są też „niewielkie” place Bogusława Kotta. Od lat uważa się, że prezes Millennium pobiera najwyższe apanaże w polskiej bankowości, raport pokazał jednak, że prawdopodobnie przypisywano mu część pieniędzy wiceprezesów – Julianny Boniuk-Gorzelańczyk i Wojciecha Haase. Ci otrzymują ponad połowę więcej niż on. Nie można jednak zapomnieć, że Bogusław Kott zasiada także w zarządzie portugalskiego BCP, które kontroluje polski bank. Jakie wynagrodzenie otrzymuje z tego tytułu, nie udało nam się dowiedzieć – czytamy w „Parkiecie”.