Przyczyną zmniejszenia zaangażowania inwestorów zagranicznych w polskie akcje jest z pewnością chęć realizacji pokaźnych zysków. Hossa na warszawskiej giełdzie trwa już prawie 4 lata. Od początku 2003 r. WIG20 (indeks największych spółek) zyskał ponad 200%. Z poziomu 1100 pkt doszedł do ponad 3300 pkt w maju 2006 r. Obecnie zaś oscyluje w przedziale około 2900 – 3000 pkt.
Wzrost notowań spółek na naszej giełdzie przekłada się wprost proporcjonalnie na zyski, jakie osiągnęli inwestorzy zagraniczni. Nie dziwi więc, że część inwestorów zagranicznych postanowiła je w końcu zrealizować.
Coraz częściej pojawiają się również negatywne rekomendacje zachodnich instytucji finansowych – ostatnio JP Morgan obniżyła swoje rekomendacje dla Polski, mimo że wyniki finansowe polskich spółek są bardzo dobre. Najwidoczniej instytucje te działają zgodnie z zasadą „kupuj plotki – sprzedawaj fakty” (Bardzo dobre wyniki polskich spółek to jednak już fakt). Być może wychodzą również z założenia, że po tak dobrych wynikach spółkom trudno będzie osiągnąć jeszcze lepsze.
Faktem dodatkowo jest to, że w tym roku spółki małe i średnie dały dużo lepsze zyski inwestorom niż spółki największe z WIG20. Zagranica przeważnie inwestuje w największe spółki na naszej giełdzie, gdyż płynność na nich jest również największa. Zatem w związku z wycofywaniem się zagranicy popyt na największe spółki spadł.
Miejsce inwestorów zagranicznych zajmują nasi rodzimi inwestorzy indywidualni. Sporo z nich dopiero teraz zdecydowało się wejść na rynek – wokoło są bombardowani informacjami o tym, jakie to kolosalne zyski przynosi ostatnio giełda. Obserwując historyczne notowania, widzą, jak dużo można było zarobić na naszej giełdzie. Do tego świetne wyniki finansowe spółek oraz dobre perspektywy rozwoju naszej gospodarki zachęcają do zakupów jeszcze bardziej. Inwestorzy indywidualni liczą na to, że spółki giełdowe dalej będą się rozwijały w tym tempie i przynosiły zyski swoim posiadaczom.