Po prawie kilkunastu dniach nieprzerwanych wzrostów dolar już drugi dzień wzmacnia się w stosunku do euro. Korekta może potrwać nie dłużej niż chwilę.
Początek nowego tygodnia przyniósł wyraźne umocnienie się amerykańskiej waluty. Kurs EUR/USD spadł wczoraj do 1,4652 dolarów. Wzrost kursu dolara miał swoje konsekwencje w przełożeniu na inne aktywa, przede wszystkim rynek surowcowy: spadała ropa (69 dol. za baryłkę) czy złoto, które wczoraj na chwilę zeszło poniżej 1000 dol. za uncję.
Najwyraźniej rynek chwilowo wraca do dolara, korekta wzrostów wspólnej waluty jest jednak sprawą normalną i była nieunikniona. Powody dla których nastąpił ten powrót są marne.
Inwestorzy oczekują bowiem, że Fed w środę co prawda nie zmieni poziomu stóp procentowych, ale wyraźnie zasugeruje, że kryzys właśnie się kończy, gospodarka pomału odbija itd. Równocześnie szef komitetu – Ben Bernanke – może zapowiedzieć pewne czynności mające na celu odłączenie części pomocy dla rynków finansowych, np. zmniejszyć wartość skupowanych papierów wartościowych zabezpieczonych hipotekami (MBS). Wszelkie działania sugerujące przyszły podwyżki stóp działają oczywiście stymulująco na dolara. W przyszłości Fed przejdzie do swoich zwykłych działań, czyli podnoszenia stóp procentowych.
Na rynku walutowym często jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Bardzo możliwe, że za kilka dni dolar znów zacznie tracić, bo pozytywne słowa ze strony Fed skłonią inwestorów do kupowania ryzyka, czyli ucieczki ze słabo oprocentowanego dolara do innych walut.
Techniczną przyczyną spadków złotego i euro są giełdy, które wczoraj na całym świecie traciły. I to nawet po pozytywnych danych z USA, gdzie indeks wyprzedzający koniunktury publikowany przez prywatną agencję Conference Board wzrósł o 0,6 proc. do półtorarocznego maksimum.
Przyglądając się naszemu domowemu podwórku – na złotym nic takiego naprawdę się nie stało. Oczywiście nasza waluta osłabła, dolar oddalił się od poziomu 2,8 zł, ale wszystko to dzieje się i tak w ramach trwającej od sierpnia konsolidacji. Na razie więc ekscytować nie ma się czym.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo