Tylko po co, skoro jeśli już mamy wybitny rocznik od doskonałego producenta, to można na nim zbić fortunę. Dlatego nie tylko w Europie Zachodniej, lecz także w Polsce rośnie liczba inwestorów lokujących swój kapitał w wina.
W ubiegłym tygodniu na londyńskiej giełdzie Liv-ex zadebiutował skupiający wina z najwyższej półki indeks Fine Wine Investables. Stopa zwrotu z takiej inwestycji jest obliczana na podstawie cen win pochodzących z 24 czołowych winnic w Bordeaux.
Inwestycje alternatywne w czasie ostatnich kilkunastu miesięcy zaczęły się cieszyć coraz większą popularnością. – W okresie kryzysu warto spróbować nowych możliwości – twierdzi Krzysztof Barembruch, prezes Związku Firm Doradztwa Finansowego.
Tym bardziej że mogą przynieść zysk lepszy niż tradycyjne. Jeszcze pięć lat temu skrzynkę carruades de lafite można było nabyć za 200 funtów (ok. 1 tys. zł). Dziś kosztuje 1,4 tys. funtów (ok. 7 tys. zł). Skrzynka lafite rothschild kosztowała 4,2 tys. funtów, teraz wyceniana jest na 21,5 tys. funtów.
Nie dziwi więc wzrost zainteresowania tego typu inwestycjami. – Jeszcze w zeszłym roku o możliwość lokowania kapitału w trunki pytało kilka osób tygodniowo. Teraz nawet 30 – mówi Krzysztof Maruszewski, ekspert ZFDF i Wealth Solutions.
Obecnie regularnie lokuje kapitał w wina na giełdzie ok. 120 Polaków. Ale już kilka tysięcy tworzy swoje własne zbiory kolekcjonerskie. Klientów zachęca stosunkowo niski próg wejścia do inwestycji. Wystarczy 5-10 tys. zł, by nabyć pierwszą skrzynkę kolekcjonerskiego trunku.
Zarabiać na winie można na dwa sposoby. Pierwszy to po prostu kupienie skrzynki trunku, czyli 12 lub 6 butelek. Wybiera się wtedy już te roczniki, które są na rynku. Inaczej jest w przypadku zakupu en primeur.
– Polega na zamówieniu u producenta większej ilości trunku, kiedy jeszcze leżakuje w beczkach – mówi Krzysztof Maruszewski. Takie wino jest o 50 do 70 proc. tańsze od tego już rozlanego. Ale też ryzyko większe, bo rocznik może zostać nisko wyceniony.
Inwestowanie w wino to nie sposób na zarobek dla niecierpliwych. Na zyski trzeba czekać co najmniej 5 lat, a w wypadku niektórych roczników czas ten wydłuża się do 10 czy nawet 20 lat. Krócej poczekamy na zyski w przypadku zakupów en primeur. Pierwsze pieniądze zarobimy już po 24 miesiącach, jeżeli od razu po zabutelkowaniu zdecydujemy się trunek sprzedać.
Kupione butelki mogą być dostarczone pod nasze drzwi. Ale to obniża ich wartość. Dlatego lepiej przechowywać je w profesjonalnych piwnicach . Kosztuje to średnio 15 funtów za skrzynkę. Zyski zależą od notowań wina na największych światowych giełdach: w Chicago czy Londynie.
Te tylko w niewielkim stopniu są uniezależnione od rynków kapitałowych. – Spadki na giełdach mają wpływ na rynek wina, ale w bardzo ograniczonym zakresie – mówi Maruszewski. Bo zakupiony towar nie jest wirtualny, istnieje naprawdę w postaci skrzynek wina.