Pretekst, jaki towarzyszył nowym szczytom cen ropy naftowej, był tak nieprawdopodobny, że każe bardzo ostrożnie patrzeć na krótkoterminowe perspektywy „czarnego złota”. I choć technicy już widzą 85$ za baryłkę, to z każdym dolarem wzrostu ryzyko korekty gwałtownie się zwiększa.
W czwartek od godziny 16:30 mogliśmy obserwować radosny wzrost notowań ropy naftowej, która drożała nawet bez wsparcia giełdowych parkietów oraz przy w miarę stabilnym kursie EUR/USD. W rezultacie cena ropy Brent poprawiła swe sierpniowe maksimum i osiągnęła poziom 76,71$ za baryłkę (78$ w Nowym Jorku). Jedyną nasuwającą się na myśl przyczyną naftowego rajdu są więc dane o amerykańskich zapasach paliw.
Departament Energii podał bowiem, że w ubiegłym tygodniu zapasy benzyny zmniejszyły się aż o 5,2 miliona baryłek. Z rekordowego poziomu spadł też stan rezerw oleju napędowego i pozostałych destylatów (w sumie o 1,1 mln bbl), zaś surowej ropy przybyło tylko 0,3 mln baryłek. Nieznacznie podniósł się też implikowany popyt na ropę, który średnio wyniósł 18,9 mln baryłek dziennie. To o 0,4% więcej niż przed rokiem, ale zarazem o 8% mniej niż średnie zużycie w latach 2004-08. Jednak radość inwestorów była tak duża, iż podnieśli cenę baryłki o przeszło dwa dolary.
Jednak naftowy optymizm jest nie do obrony, jeśli spojrzeć na pozostałe dane zawarte w rządowym raporcie. Otóż ten „zaskakujący” spadek rezerw benzyny był tylko i wyłącznie efektem spadku produkcji w rafineriach, w których właśnie rozpoczyna się sezon prac konserwacyjnych.
Najnowszy Biuletyn Gospodarczy Bankier.pl
Wyprzedź innych. Źródło dobrej informacji jest w dzisiejszych skomplikowanych czasach podstawą dobrych decyzji i ocen, szansą na zyski. Zapraszam do lektury pełnej wersji październikowego Biuletynu Gospodarczego Bankier.pl, którą znajdziecie Państwo tutaj: www.bankier.pl/biuletyn/gospodarczy/.
Wskaźnik wykorzystania mocy produkcyjnych spadł gwałtownie z 85% do 80,9%, w efekcie czego produkcja benzyny była o prawie milion baryłek dziennie niższa niż w ubiegłym tygodniu. I tu tkwi cała tajemnica spadku rezerw tego produktu. Zdecydowanie mniejsza była redukcja produkcji oleju napędowego, przez co zapasy tego paliwa wciąż utrzymują się w pobliżu swych 26-letnich maksimów.
Bezpośrednią konsekwencją mniejszej produkcji w amerykańskich rafineriach był spadek importu surowej ropy. W minionym tygodniu do Stanów Zjednoczonych sprowadzano 11.265 mln baryłek paliw (z czego 77% to surowa ropa), czyli o 6,1% mniej niż tydzień wcześniej. To zarazem jeden z najsłabszych wyników od początku dekady. Tak więc wczorajszy raport pokazał zdecydowaną redukcję amerykańskiego popytu na ropę i powinien doprowadzić raczej do spadków niż wzrostów notowań „czarnego złota”.
Jednakże rynek naftowych kontraktów w krótkim a nawet średnim terminie często podąża własnymi ścieżkami wyznaczanymi przez spekulacje gracz z Wall Street, którzy na nowojorskiej giełdzie towarowej zakładają się o ceny surowców. W przypadku ropy w ubiegłym tygodniu sytuacja prezentowała się następująco:
Po publikacji wczorajszych danych fundusze hedgingowe i inni duzi spekulanci zapewne jeszcze zwiększyli swoją i tak niemałą długą pozycję netto w kontraktach na ropę. Cała gra toczy się przy rosnącej liczbie otwartych pozycji – na parkiecie pojawiają się więc nowi gracze ze świeżym kapitałem.
Obecnie liczba otwartych pozycji na nowojorskim Comexie sięga 1,25 mln kontraktów, z czego na podmioty o spekulacyjnym nastawieniu przypada 27%, co stanowi równowartość 99% amerykańskich komercyjnych rezerw ropy naftowej. Oznacza to, że rynek terminowy jest coraz bardziej wykupiony, co może prowadzić do spadkowej korekty nawet zanim cena „czarnego złota” wyraźnie poprawi tegoroczne maksima.
Krzysztof Kolany
Źródło: Bankier.pl