Reporterzy dziennika zrobili zakupy w niemal 30 sklepach, płacąc własnymi kartami bankowymi. Jednak zamiast podpisów przypominających ten na karcie, wpisywali na kwitkach potwierdzających dokonanie transakcji inne nazwiska. O ponowny podpis lub okazanie dowodu poproszono ich jedynie w kilku punktach. Reszta kasjerów chowała potwierdzenia z naszymi bazgrołami bez sprawdzania. Byli też tacy, którzy spoglądali na kartę i kwit, udając jedynie, że weryfikują ich podobieństwo.
W sklepie przy ul. Dzikiej w Warszawie kierownik był zdziwiony, gdy od reportera ZW dowiedział się, że kasjerka nawet nie spojrzała na podpis na potwierdzeniu dokonania transakcji. Jednak porównanie podpisu na karcie z podpisem na odcinku potwierdzenia nie pozostawiało wątpliwości. Kierownik zapewnił, że wszyscy kasjerzy przeszli odpowiednie szkolenie w zakresie weryfikacji autentyczności podpisu i że dotąd w jego sklepie nikt nie zgłaszał podobnych problemów. Statystyki mówią jednak o coraz większej liczbie takich oszustw.
– W ubiegłym roku liczba transakcji dokonanych kradzionymi i utraconymi kartami wzrosła w stosunku do roku 2003 o około 25 proc. – ujawnia Jędrzej Grodzicki ze Związku Banków Polskich. Problem mogłoby rozwiązać upowszechnienie kart z mikroprocesorem. Taki czip może zawierać do kilku tysięcy razy więcej informacji niż zwykły pasek magnetyczny. Dzięki temu karty mogą pełnić nie tylko funkcje płatnicze, ale także identyfikować klienta. Przy posługiwaniu się nimi trzeba przy transakcji wstukiwać PIN. Jedynie karty typu Maestro mimo że nie maj ą czipa, w terminalach z czytnikami kodów wymagają autoryzacji PIN-em. Liczba kart z czipem jest na razie niewielka. Według danych Narodowego Banku Polskiego, na koniec I kwartału 2005 roku było 17,7 mln kart płatniczych (w tym 2,5 mln kredytowych). Zaledwie 73 tys. z nich to karty z mikroprocesorem. Wydaje je obecnie tylko sześć banków. Do końca 2006 roku karty z czipem mają się znaleźć w ofercie kilkunastu – czytamy w „Życiu Warszawy”.