Czy możemy mówić o hossie na polskim rynku sztuki? Aby znaleźć odpowiedź na postawione pytanie, spójrzmy na jego zachowanie w ostatnim okresie. Połowa listopada przyniosła serię świetnych notowań na rynkach światowych. Sotheby’s i Christie’s (jedne z największych domów aukcyjnych na świecie) zorganizowały w Nowym Jorku swoje jesienne aukcje sztuki współczesnej. Aukcje wzbudziły duże zainteresowanie międzynarodowej społeczności artystycznej, czego głównym powodem były krążące pogłoski o zbliżającym się załamaniu świetnej dotąd koniunktury. Pogłoski nie sprawdziły się, a wręcz przeciwnie, ceny nadal rosną. Praca amerykańskiego artysty Jeffa Koonsa sprzedała się w Sotheby’s za blisko 24 mln dolarów Była to rekordowa suma, jeśli chodzi o tego twórcę, a zarazem najdroższa praca żyjącego artysty w historii.
Bohaterem mediów został aktor Hugh Grant, który wystawił na aukcję Christie’s pracę Warhola „Liz” (portret Liz Taylor). Pracę sprzedano za 23,5 mln dolarów. Aktor nabył ją zaledwie 6 lat temu za 3,5 mln. Szefowa działu sztuki współczesnej Christie’s zdradziła dziennikarzom New York Timesa, że Grant planuje ulokować pieniądze ze sprzedaży „Liz” w prace młodszych artystów, co pokazuje, że wiele osób na świecie traktuje rynek sztuki jako bardzo perspektywiczny.
Na polskim rynku sztuki ostatnio spektakularnych rekordów brak, choć widać pewne ożywienie, wynikające, być może, ze zmiany klimatu politycznego. Tradycyjnie już domy aukcyjne zachowują najlepsze obiekty na przedświąteczne aukcje grudniowe, może więc już niedługo usłyszymy o jakichś ciekawych wynikach. Co więcej, w porównaniu z rynkami rozwiniętymi prace polskich artystów to prawdziwe okazje inwestycyjne. Konwergencja cen, która dokonuje się w Polsce na przestrzeni kilku ostatnich lat w odniesieniu do wszystkich dziedzin życia, póki co omijała stawki płacone za prac artystów. Póki co, świetnie jakościowo prace młodych i utalentowanych twórców, wciąż możemy kupić za niewielkie pieniądze. Podczas gdy ich prace są wyceniane na 5-15 tysięcy PLN, podobne dzieła artystów z Zachodu są licytowane za wielokrotności tej sumy. Wydaje się więc, iż więc mamy do czynienia z ogromnś okazją inwestycyjną.
A jak te informacje mają się do notowań na rynkach aukcyjnych? Wystarczy porównać notowania giełdowe do stóp zwrotu specjalistycznych funduszyinwestujących w sztukę. Zyski osiągane przez te ostatnie, w drugiej połowie 2007 roku przyćmiły tradycyjne formy lokowania kapitału. Wydaje się więc, że właśnie nadszedł moment na inwestycje alternatywne i tak popularną na rynku inwestorów dywersyfikację aktywów, bo hossa na rynku sztuki już puka do drzwi, a najpopularniejsze do tej pory rynki giełdowe z dnia na dzień stają się coraz bardziej ryzykowne.
Wymieniając te wszystkie zalety nie możemy jednak zapomnieć, że rynek sztuki jest specjalistycznym rynkiem, na którym niezwykle trudno poruszać się bez pomocy wyspecjalizowanych doradców. Wybierając podmiot świadczący usługi doradcze warto zwrócić uwagę na to, czy jest on w pełni niezależny, czy też związany z wybranymi domami sztuki lub galeriami. Koszt takich usług będzie wręcz niezauważalny w porównaniu ze stratami, jakie możemy ponieść błędnie inwestując w prace artystów. Jesteśmy przecież inwestorami a nie historykami sztuki.