Natura nie znosi próżni, co widać też na rynku kredytowym. Po ograniczeniu akcji kredytowej przez banki w ich miejsce szybko powróciły firmy pożyczkowe. Powszechnie uważa się, że przyczyną renesansu „chwilówek” jest wzrost restrykcyjności regulacji bankowych. Szok regulacyjny to jednak nie wszystko. Kontekst jest szerszy, a pojęcie chwilówki nabiera nowego znaczenia.
Parabanki mają żniwa
Rozpędzone ubiegłorocznymi bardzo dobrymi wynikami finansowymi banki nie mogą się spokojnie przyglądać, jak sprzed nosa zyski z rynku zbierają parabanki. Apetyt na ryzyko większości zarządów rośnie wraz z wielkością zatrzymanych zysków, a przecież niemal całe zyski zostały w sektorze. To siedzenie na górze kapitału zapewne ma sens ostrożnościowy, ale ma drugie dno. Ten kapitał musi przecież zarabiać na siebie. A najłatwiej zarabia się znów na krótkoterminowych pożyczkach. Z kryzysem w tle i obostrzeniami, które zamykają drogę do kredytów hipotecznych nie tylko klientom, ale i bankom.
Jak pokazał rok 2009, z jednodniowych depozytów czy krótkoterminowych swapów ciężko stworzyć dochodowy i bezpieczny biznes na kredytach długoterminowych. Konieczny jest więc powrót do źródeł. Problem leży nie tylko w samych bankach. W okoliczności na trwałe wpisała się niepewność. A w niepewnych czasach liczy się tu i teraz. Dla klienta liczy się szybki pieniądz, co daje łatwy zysk. Korzystają na tym firmy pożyczkowe. Nie orzą i nie sieją, ale zbierają plony.
Lichwa czy kredyt?
Szybki kredyt i łatwy zysk są nierozerwalnie od wieków, i tyle samo czasu biznes bankowy balansuje na granicy lichwy. Już od czasów pierwszych pożyczek w średniowieczu, a być może nawet w starożytności, etyczny i biznesowy problem godziwego zysku i oprocentowania rozpalał emocje ludzi. Niepostrzeżenie dla samych siebie staliśmy się homo pecuniosus. Nasze życie i decyzje są inspirowane ilością środków finansowych do dyspozycji w danym momencie. I nieważne, czy są to środki pożyczone, czy też własne.
Pośrednictwo finansowe stało się sposobem na zapewnienie dostępności finansów, dostosowując się do oczekiwań konsumentów. Decyzje życiowe zależą już nie od faktycznych potrzeb czy marzeń, ale podążają za dostępnym kredytem. Kredyt napędza rozwój gospodarek i gospodarstw domowych, pozwalając na wzrost majątku. Tu dochodzimy do sedna problemu celu wykorzystania środków.
Szybka pożyczka, duży zysk
Kariera szybkich, łatwych pożyczek wynika z ich ogromnej dostępności i dowolności wykorzystania. Pożyczkobiorcy traktują je po prostu jako środki do dyspozycji na dowolny cel, który wybierają w danym momencie – świadomie lub równie często nieświadomie. Długu zwykle też nie traktują jako coś nadzwyczajnego. Granica w postrzeganiu długu jest przesunięta dalej niż niektórzy sądzą. Część osób, mając limit kredytowy w karcie czy też szybką pożyczkę, decyzje zakupowe podejmuje równie łatwo lub nawet łatwiej niż mając gotówkę. Problemem dla konsumenta jest raczej płynność, a nie forma i koszty finansowania.
Taki sposób postrzegania kredytu i jego oswojenia może doprowadzać do przekredytowania. W najgorszym wypadku kończy się to pętlą długu i bankructwem. Brak hamulców spowodowany niewiedzą i uleganiu impulsom powoduje kredytowe problemy finansowe. I o ile kłopot jednego Kowalskiego jest jego problemem, o tyle miliony niespłacających kredyty zagrażają wszystkim. A więc trzeba regulować.
Zadbać o kredytobiorcę
Po czasach wielkiej deregulacji w finansach, która stała się jedną z przyczyn ostatnich kryzysów finansowych, nadzory bankowe odzyskały siłę. Skupiają się jednak mocno na bankach, a zapominają o firmach z pogranicza. Pogranicza nie tylko kredytowego. Wymieńmy firmy przyjmujące środki w celu dokonywania lokat w złoto lub inne artefakty, biznesy oparte na cudownych systemach inwestycyjnych, pożyczki o oprocentowaniu 15 000 %. To tylko niektóre przykłady widoczne na polskim rynku finansowym. Reakcja na ich działalność jest trudna, bo ich istotą jest naciąganie prawa i naciąganie konsumentów efektem ich działalności.
Czy można z nimi walczyć? Na pewno trzeba próbować. Kłopot w tym, że naiwnych nie sieją i jest tu duża praca do wykonania w zakresie uświadamiania i budowania zaufania przez banki. A do tego konieczne jest szersze otwarcie przez banki na każdego klienta. Odsyłanie z kwitkiem nie jest najlepszym sposobem. Wykluczenie finansowe szybko rosnącej grupy konsumentów jest zagrożeniem samym w sobie, co gorsza – dziś słabo identyfikowanym systemowo. Trzeba to wykluczenie instytucjonalnie zmniejszać.
Mikrofinanse na salonach
Złożoność problemu polega na tym, że dynamika zmian jest bardziej nieprzewidywalna niż nam się jeszcze niedawno wydawało. Dotyczy to zarówno sfery makro, ale także – a może: przede wszystkim – budżetów domowych, w tym kredytowania. Chwilówki trzeba oswoić. Dużą szansę stwarza tu kredyt czy zakupy na raty w sieci, gdzie łatwo dotrzeć do informacji o wiarygodności lub braku wiarygodności oferenta. Kłopot w tym, że dzisiejsi klienci chwilówek nie są jeszcze w sieci, ale przecież mogą być! Udawać w ogóle, że takiej grupy klientów nie ma, po prostu się nie da.
Chwilówka stała się synonimem dzisiejszych czasów. „Tu i teraz” jako motyw wyborów finansowych wcale nie przeminęło z kryzysem subprime czy fiskalnym. Kolejne odsłony kryzysu to już nie tylko kwestie finansowe czy gospodarcze. To kryzys tożsamości, w którą stronę zmierza świat finansów, i sposób jego postrzegania przez kredytobiorców, bankierów i urzędników. Hasłem na dziś jest, niestety, „chwilówka”. Można by powiedzieć: chwilo, trwaj, gdyby nie to, że nadszedł czas na zmiany. Muszą to być zmiany w optyce postrzegania biznesu bankowego, a więc symboliczny powrót do korzeni. Do korzeni zaufania i wiarygodności dla wszystkich, w tym także dla amatorów chwilówek.
Źródło: PR News