Już w poniedziałek widać było, że w USA byle impuls może doprowadzić do realizacji zysków. Okazało się, że było tych impulsów całkiem dużo. Przede wszystkim dostarczyli ich politycy niemieccy rozwiewający nadzieje na szybkie zakończenie kryzysu.
Pierwsze wiadro zimnej wody wylał Wolfgang Schaeuble, minister finansów Niemiec. Jego wypowiedź o niemożności wypracowania ostatecznych rozwiązań dla strefy euro podczas szczytu UE (23.10) wyraźne bykom europejskim zaszkodziła. Potem Angela Merkel, kanclerz Niemiec, twierdząc, że „nie wypełnią się sny o wypracowaniu planu, który wszystko rozwiąże i do poniedziałku zakończy kryzys” potwierdziła słowa swojego ministra. W końcu rzecznik rządu powiedział, że poszukiwanie rozwiązania dla kryzysu zakończy się „gdzieś w następnym roku”.
Można było tylko zadać pytanie: czy politycy nie oszaleli? Zostało może kilka tygodni na wypracowanie jakiegoś sensownego planu, a oni opowiadają o przyszłym roku? Zaczyna wyglądać to tak jakby polityków uśpiło ostatnie zachowanie rynków. Jeśli tak jest to idziemy ku katastrofie. Ja mam tylko (jeszcze) nadzieję, że to jest tylko takie przygotowawcze chłodzenie po to, żeby czymś pozytywnie rynki po 23.10 zaskoczyć. Tak czy inaczej rynki dyskontujące powstanie sensownego planu zakończenia kryzysu zostały przykro zaskoczone. Sprzyjało niedźwiedziom wykupienie rynków, wiec korekta musiała się rozpocząć.
Dane makro niedźwiedziom pomagały. Indeks NY Empire State był zdecydowanie gorszy o prognoz. Spodziewano się wzrostu z poziomu – 8,82 pkt. na – 4 pkt., a tymczasem kosmetycznie wzrósł do poziomu – 8,48 pkt. Piąty miesiąc z rzędu ujemnych odczytów sygnalizuje, że sytuacja gospodarki w regionie Nowego Jorku jest bardzo niedobra. Raport o dynamice produkcji przemysłowej teoretycznie był zgodny z oczekiwaniami. Produkcja we wrześniu wzrosła o 0,2 proc. m/m, a wykorzystanie potencjału produkcyjnego nieznacznie wzrosło (77,4 proc.). problem jednak w tym, że dane z sierpnia zweryfikowano w dół (z plus 0,2 proc. na 0 proc.).
Indeksy od początku sesji spadały, a na godzinę przed końcem sesji traciły ponad dwa procent. Wtedy to byki podjęły próbę obrony rynku. Indeksowi S&P 500 pomagało psychologiczne (nie techniczne) wsparcie na poziomie 1.200 pkt. Nic z tej obrony nie wyszło. Dwuprocentowe spadki indeksów są jednak na razie tylko korektą wzrostów. Nadal wszystko jest w rękach polityków.
GPW rozpoczęła poniedziałkowy handel od wzrostu indeksów i potem ten wzrost kontynuowała, aż do momentu, kiedy WIG20 zyskiwał już dobrze ponad półtora procent. Jednak koło południa wypowiedzi Wolfgang Schaeuble ochłodziły nastroje na wszystkich rynkach. Nic dziwnego, że i u nas WIG20 szybko tracił wypracowane wcześniej zyski. Jednak nie zabarwił się na czerwono, mimo że na innych giełdach indeksy spadały.
Każdą poprawę na zagranicznych rynkach byki skrupulatnie wykorzystywały. Wydawało się, że GPW korekta jest niestraszna. Jednak po pobudce w USA i po publikacji kolejnego zestawu danych indeksy w Europie zaczęły mocniej spadać, a to pociągnęło w dół również nasz rynek. Częściowo dzięki fixingowi WIG20 stracił tylko 0,64 proc. pokazując, że nasz rynek jest bardzo silny i bardzo chce kontynuować zwyżkę.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi