Nie da się wiele powiedzieć o tym, co działo się w piątek na rynkach amerykańskich. Po potężnej, czwartkowej przecenie akcji odbicie było tym, czego można było oczekiwać. Nie było publikacji amerykańskich danych makro, a ze świata nie dochodziły interesujące informacje.
Owszem, Bundestag podjął decyzję o uczestniczeniu Niemiec w pakiecie EMC (udział Niemiec to 148 mld euro w 750 mld całego pakietu), Nie było to jednak wydarzenie, bo czy ktoś przy zdrowych zmysłach miał wątpliwości co do tego jaka będzie decyzja niemieckiego parlamentu? Mocno reklamowany szczyt ministrów UE w Brukseli skończył się rozczarowującym komunikatem. Herman Van Rompuy, prezydent UE, oświadczył, że ministrowie 27 państw zgodzili się w kluczowych sprawach (dyscyplina budżetowa, redukcja różnic w konkurencyjności między państwami UE, wdrożenie mechanizmów antykryzysowych i zwiększenie nadzoru nad gospodarką. Jak widać były to ogólniki nie na miarę kryzysu. Politycy niewiele się nauczyli. Przed rozpoczęciem lata ministrowie spotkają się jeszcze dwa razy, a raport o postępach przedstawią Komisji Europejskiej do 17 czerwca. Zdziwię się, jeśli nie będą niedługo musieli znowu się pilnie spotykać.
Na rynku akcji zapanowała atmosfera polowania na przecenione akcje. Dlatego też najmocniej drożały akcje w przecenionym sektorze bankowym. Na chwilę zapewne zapomniano, że banki najmocniej stracą na ustawach regulujących ten sektor – prezydent USA ma je podpisać przed 4 lipca. Chęć kupna akcji na mocno wyprzedanym technicznie rynku była z początku większa niż obawy. Indeks S&P 500 zyskiwał już nawet po 2,5 godz. sesji 1,7 procent, ale od tego momentu już tylko się osuwał. Na 45 minut przed końcem sesji indeksy ślizgały się już po poziomie czwartkowego zamknięcia. Ostatni kwadrans należał jednak do byków. Indeksy nieprzytomnie popędziły na północ. Nie znalazłem w agencjach powodu dla takiego finiszu, ale wzrost się rynkowi po prostu należał. Po czwartkowych 4 procentach spadku półtoraprocentowa korekta jest nic nieznaczącym ząbkiem.
GPW rozpoczęła piątkową sesję, tak jak czwartkową, od jednoprocentowego wzrostu indeksów. Całkiem logicznie oczekiwano odbicia na rynkach europejskich. Okazało się jednak, że nastroje tam były nadal fatalne. Indeksy we Francji i Niemczech zaczęły szybko spadać, a wraz z nimi kurs EUR/USD. Nic dziwnego, że również WIG20 zaczął się osuwać. Jednak nasz rynek nie poddał się i słusznie, bo po następnej godzinie sytuacja w Europie znacznie się poprawiła. WIG20 zamarł w trendzie bocznym.
Kiedy gracze zobaczyli, że przyjęcie przez Bundestag pakietu EMS nie pomaga to zaczęli ostro sprzedawać akcje. WIG20 błyskawicznie znalazł się na minusach i popędził na południe. Jednak popyt szybko zaczął rynku bronić, dzięki czemu indeks ugrzązł na poziomie mniej więcej 0,6 proc. niższym od czwartkowego zamknięcia. Na tle innych rynków byliśmy oazą spokoju. Po pobudce w USA WIG20 nawet zaczął rosnąć. Widać było gołym okiem, ze nasi inwestorzy europejskiej paniki nie rozumieją. Sesja zakończyła się wzrostem WIG20 o blisko jeden procent. Rynek wykazał olbrzymią odporność na presję płynącą z rynków europejskich. Można powiedzieć, że zachował się bardzo racjonalnie, bo przecież piątkowa przecena na europejskich giełdach nie miała racjonalnego uzasadnienia. Jasne jest przecież, że mocno wyprzedane indeksy muszą w końcu odbić (tak jak zrobiły to w USA). Nie należy jednak oczekiwać zmiany obrazu technicznego rynku.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi