Gdy pod koniec 2010 roku Robert Zoellick w felietonie dla Financial Times rozważał przeprowadzenie gruntownej reformy światowego systemu pieniężnego, tylko nieliczni potraktowali jego słowa poważnie. Przyszłość pokazała, że propozycje prezesa Banku Światowego były zapowiedzią scenariusza, jaki będzie realizowany już za kilka lat.
Kiedy w 2008 roku światowa gospodarka pogrążyła się w recesji w reakcji na kryzys finansowy w Stanach Zjednoczonych, niewielu spodziewało się, że to dopiero początek. Kolejne załamanie rozpoczęło się w Europie. Pod koniec 2009 roku w obliczu bankructwa stanęła Grecja, co poważnie zachwiało wiarą w siłę Unii Europejskiej oraz strefy euro. Chociaż politycy zdołali ugasić pożar na Półwyspie Peloponeskim, to na kolejne kłopoty nie trzeba było długo czekać. Niespełna pół roku po uśmierzeniu greckiego kryzysu w kolejce po pomoc ustawiła się Irlandia. Zielona Wyspa borykała się z podobnymi problemami, jakie sprowadziły nieszczęście na Grecję. Aby zachować twarz, Unia Europejska musiała ponownie zdobyć się na poważny wysiłek finansowy i polityczny. Był to ostatni raz, kiedy unijni politycy zdołali uratować system, który od początku swojego istnienia był skazany na porażkę.
Iberyjska katastrofa 2011
Dofinansowanie niewielkich gospodarek, takich jak grecka czy irlandzka, nie wykraczało poza możliwości Unii Europejskiej. Jednak prawdziwe kłopoty miały nadejść wraz z rokiem 2011. W styczniu kryzys dotarł do Portugalii. W miarę ujawniania kolejnych nietrafionych inwestycji w branży nieruchomości banki wpadały w coraz większe tarapaty. Problemy sektora finansowego były pogłębiane przez ogólne pogorszenie koniunktury na świecie. W pewnym momencie okazało się, że portugalscy kredytodawcy nie są w stanie unieść ciężaru złych kredytów i muszą zostać dokapitalizowani przez rząd, który sam był zadłużony po uszy.
Po kilku miesiącach podobny scenariusz obserwowano w Hiszpanii. Zapaść w branży budowlanej wystawiła iberyjskie banki na poważną próbę, z której nie udało im się wyjść obronną ręką. Jednak kryzys w Hiszpanii był inny niż dotychczasowe. Gospodarki Grecji, Irlandii i Portugalii razem wzięte są niewiele większe niż połowa hiszpańskiego produktu krajowego brutto. Pomoc finansowa dla tak dużej gospodarki jak hiszpańska okazała się niewykonalna. W tym momencie Unia Europejska stanęła w obliczu najpoważniejszego kryzysu, z jakim kiedykolwiek musiała się mierzyć. Zagroził on jedności strefy euro i wkrótce miał położyć jej kres.
Koniec potęgi dolara
Kiedy światowa opinia publiczna emocjonowała się perspektywą rozpadu strefy euro, w Stanach Zjednoczonych nawarstwiały się problemy gospodarcze. Po przejściowej poprawie koniunktury pod koniec 2010 roku kolejny rok okazał się katastrofalny. Szalone pomysły Bena Bernanke polegające na wpompowaniu w gospodarkę sześciuset miliardów dolarów nie przyniosły pożądanych efektów. Nie przyszedł ani oczekiwany spadek bezrobocia, ani wzrost produkcji. Jedynym osiągniętym celem był poważny wzrost inflacji, rujnującej portfele przeciętnych obywateli oraz zmniejszającej wartość ich oszczędności.
Przekonany o swojej nieomylności, prezes Rezerwy Federalnej kontynuował dotychczasowe działania. W międzyczasie przygotował kolejny pakiet stymulacyjny – tym razem obok obligacji rządowych skupował papiery korporacyjne. Jednak gospodarka wciąż pozostawała niewrażliwa na jego działania. Stopa bezrobocia wzrosła ponaddwukrotnie i sięgała już niemal 25 procent. Jednocześnie wciąż zmniejszały się produkcja oraz konsumpcja. Wszystkie te negatywne zjawiska potęgowała szalejąca inflacja, sięgająca 10 procent rocznie. Na amerykańskich giełdach obserwowano spadki cen akcji, co było reakcją na mizerną koniunkturę.
Szczyt obłędu Bena Bernanke przyszedł wtedy, gdy przeforsował on pomysł interwencyjnego skupu akcji najważniejszych spółek. Jego celem było powstrzymanie spadku indeksów giełdowych. Był to ostatni cios, jaki zadano dolarowi. Wkrótce amerykańska waluta podzieliła los euro.
Wszystkie oczy zwrócone na Polskę
W 2012 roku Polska znalazła się w centrum uwagi bynajmniej nie ze względu na mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Po zakończeniu imprezy sportowej kasa rządu była pusta jak wydmuszka. Finansowanie na rynku długu utrudniały bankructwa Hiszpanii i Portugalii oraz przekonanie, że już wkrótce podobny los spotka Włochy i Francję.
Inwestycje realizowane z myślą o Euro pozwoliły branży budowlanej na kilkuletni wzrost. Po zakończeniu mistrzostw okazało się, że olbrzymia część przedsiębiorstw nie może znaleźć żadnych zleceń, a większość zrealizowanych inwestycji jest po prostu nierentowna. Ta sytuacja już pod koniec roku doprowadziła do poważnego załamania w polskiej branży nieruchomości, która pociągnęła w przepaść krajowy sektor finansowy. Sytuacji nie mógł uratować polski rząd, który już wcześniej sam zbankrutował.
Redakcja poleca: Puściliśmy wodze wyobraźni! W cyklu tekstów o Polsce w 2020 roku opisujemy przyszłość naszego kraju. Zachęcamy do lektury. |
Upadek polskiej gospodarki był szokiem dla wszystkich. Nikt nie spodziewał się, że państwo jeszcze rok wcześniej rozwijające się w tempie pięciu procent może spotkać tak okrutny los. Kolaps Polski, uznawanej za najsolidniejszą gospodarkę w Środkowej Europie, pociągnął w dół cały region. Poważny wstrząs dotknął nawet Niemcy, których banki i przedsiębiorstwa zainwestowały w naszym kraju poważne kwoty w nadziei na profity związane z ekspansją rynku nieruchomości.
Krach polskiej gospodarki doprowadził do politycznej i gospodarczej erozji Unii Europejskiej. W konsekwencji Niemcy opuściły strefę euro i powróciły do marki. Podobne kroki podjęły wkrótce pozostałe państwa byłej strefy euro. W ten sposób zakończył się utopijny projekt, jakim była wspólna europejska waluta.
Koniec światowego systemu monetarnego i początek nowej ery
Upadek Unii Europejskiej oraz katastrofa gospodarcza w Stanach Zjednoczonych wspólnie doprowadziły do zamarcia światowego handlu. W konsekwencji pogrążone zostały gospodarki azjatyckie, w głównej mierze Chiny. Do tej pory kraj ten opierał swój wzrost na zyskach z wymiany handlowej. Państwo Środka próbowało ratować się przed katastrofą, korzystając z dolarowych rezerw walutowych. Jednak wprowadzenie tych pieniędzy na rynek tylko przypieczętowało dzieło rozpoczęte przez Bena Bernanke, który zniszczył amerykańskiego dolara. Historia zapamięta profesora z Princeton jako ostatniego prezesa Rezerwy Federalnej.
Tak jak w latach trzydziestych rewolucja keynesistowska diametralnie zmieniła spojrzenie na gospodarkę, tak niemal dziewięćdziesiąt lat później dokonał się kolejny przewrót. Politycy dostrzegli wreszcie systemową niewydolność bankowości centralnej, narzuconego odgórnie papierowego pieniądza i interwencjonizmu polegającego na zaniżaniu stóp procentowych. Pod naciskiem rosnącego niezadowolenia społecznego przyjęli argumentacje ekonomistów od lat walczących z państwowym pieniądzem, który dawał rządom olbrzymią władzę nad społeczeństwem. Kiedy zbankrutował państwowy przymus, społeczeństwo wybrało namacalny towar na środek wymiany.
Rezygnacja z papierowego pieniądza była konsekwencją zjawisk zachodzących w gospodarce. Szalejąca inflacja wymusiła powrót do standardu złota, co umożliwiło odnowienie wymiany handlowej.
W 2020 roku w konsekwencji największego kryzysu gospodarczego, jaki kiedykolwiek dotknął światową społeczność, doszło do całkowitego odrzucenia państwowego interwencjonizmu w sferze monetarnej. Pieniądz oparty na złocie został zaakceptowany jako wspólna waluta światowa i zlikwidował szaleństwo zmiennych kursów walutowych oraz ograniczył możliwość wywoływania sztucznej ekspansji kredytowej, prowadzącej do baniek spekulacyjnych i cyklicznych wahań koniunktury. Słowa szefa Banku Światowego sprzed dekady okazały się trafną przepowiednią.
Piotr Lonczak
Źródło: Bankier.pl