Globalna sytuacja gospodarcza jest coraz gorsza, a ostatni słaby kurs złotego przyprawia o dreszcze. O przyszłości Polski na tle światowego zamieszania rozmawiamy z ekonomistą londyńskiego oddziału Banku Nomura Peterem Attardem Montalto.
Marcin Świerkot, Bankier.pl: Ostatnio obserwujemy bardzo znaczące osłabienie złotego. Co może stać za tak niskim kursem polskiej waluty?
Peter Attard Montalto, Bank Nomura:
Myślę, że musimy rozdzielić tutaj fundamenty makroekonomiczne – które w mojej opinii nadal są bardzo silne, szczególnie porównując Polskę do wielu jej sąsiadów – od tego, co się dzieje z walutą. Złoty stał się ofiarą tego, co nazywamy proxy hedgingiem – tego samego procesu, który widzieliśmy w 2008 i 2009 roku, kiedy ludzie handlowali złotym pod wpływem negatywnych sygnałów płynących z peryferii Europy. Myślę, że traderzy handlujący teraz złotym są przesadnie pesymistyczni i nie do końca rozumieją sytuację makroekonomiczną w Polsce – odporność polskiego wzrostu PKB na zewnętrzne czynniki oraz deficyt, który co prawda jeszcze rok temu był bardzo wysoki, ale w tym oraz kolejnym roku będzie całkiem szybko spadał. Obecna sytuacja jest mieszanką regionalnych oraz globalnych problemów, ale również złym oszacowaniem siły polskiej ekonomii.
M.Ś: Po ostatnich danych makroekonomicznych płynących z Niemiec widzimy, że tamtejsza gospodarka zwalnia. Jaki wpływ może to mieć na sytuację w Polsce?
P.A: Polska jest dużo bardziej zamkniętym rynkiem niż Węgry czy Czechy, więc wpływ obecnej sytuacji będzie mniejszy. Polska ma również inne zalety w stosunku do swoich sąsiadów: stan finansów gospodarstw domowych jest w Polsce dużo lepszy, kwestia długów hipotecznych jest widoczna – jednak nie w takim stopniu jak na Węgrzech, wzrost dochodów jest znacznie większy niż w innych krajach w tym regionie, banki są dużo silniejsze. Przewidywany wpływ tego, co może stać się w Europie, na sytuacje gospodarczą Polski jest na razie ograniczony. Nasza najnowsza prognoza dotycząca wzrostu polskiego PKB to 4,2% (niższa od poprzedniej o 0,3 pp). Istnieje możliwość obniżenia prognozy do 4%, jednak jeżeli nie zobaczymy bardzo poważnej globalnej recesji, to wątpię, żeby polski wzrost był dużo niższy niż ten poziom.
M.Ś: Jak ważne dla rynku są nadchodzące wybory parlamentarne w Polsce?
P.A: Wydaje mi się, że ludzie głównie boją się słabej polityki fiskalnej i tego, że rząd tak naprawdę niewiele w tej kwestii zdziałał. Pomimo spowolnienia wzrostu gospodarczego bardzo mało zostało zrobione i właśnie ten brak inicjatywy może być wytykany przez inwestorów. Ludzie spoglądają na Węgry, widzą tam dużo więcej reform oraz ogólnej aktywności i oceniają ten proces przychylniej. Wybory są również okresem podsumowania ubiegłej kadencji i w tym przypadku mamy do czynienia z rozczarowaniem. Było wiele nadziei oraz oczekiwań w momencie, w którym PO przejmowało władzę, ale te oczekiwania po prostu nie zostały spełnione. To prawda, było całkiem dużo reform, jednak potrzeba było znacznie więcej. Nadal jest wiele rzeczy do zrobienia, a sytuacja polityczna po wyborach również nie napawa optymizmem.
M.Ś: Polski dług publiczny obecnie jest bardzo blisko granicy 55%. Powinniśmy zacząć się martwić? Jak daleko nam do tak zwanych eurobankrutów?
P.A: Kwestia polskiego długu mocno różni się od innych, peryferyjnych krajów Europy. Inne kraje tej strefy mają bardzo wysoki, niezrównoważony poziom długu, którego nie są w stanie spłacić. W przypadku Polski jest inaczej. Nawet jeżeli Polski dług sięgnąłby 60 czy 70 procent, można bezpiecznie powiedzieć, że byłby to dług stabilny. Głównym powodem tej sytuacji jest potencjalny wzrost polskiej gospodarki, dużo wyższy niż w innych krajach peryferyjnej Europy. Kluczowym pytaniem w tej kwestii jest: co się stanie z limitem długu do końca bieżącego roku? Wydaje nam się, że wraz ze słabnącym złotym jest coraz większa szansa na przełamanie poziomu 55%. Musimy jednak pamiętać, że rząd najprawdopodobniej będzie agresywniej interweniował na rynku walutowym, żeby zapobiec tej sytuacji – w związku z tym bardzo trudno jest przewidzieć, jak się ona rozwinie. Ogólna dyskusja na temat przekroczenia tej granicy jest raczej mało znacząca – jeżeli spełniłby się ten scenariusz, to miałoby to śladowy wpływ na politykę fiskalną, ponieważ polski dług i tak będzie spadał w następnych latach.
M.Ś: Jakie są największe szanse oraz zagrożenia stojące przed Polską?
P.A: Największą szansą jest polska gospodarka, która może cały czas rosnąć bez względu na globalne spowolnienie. Jeżeli chodzi o zagrożenia, to możliwe błędy polityczne mają duży potencjał, aby negatywnie nastawić rynki – inwestorzy będą bardzo krytycznie podchodzić do złych ustaw czy nawet samych pomysłów. Innym zagrożeniem jest bardzo słaba polityka ekonomiczna, która w kwestii atrakcyjności i konkurencyjności mogłaby wyglądać znacznie lepiej – powinna być zdecydowanie bardziej agresywna w kwestii przyciągania inwestorów.
Oczywiście są też tradycyjne zagrożenia, jak poważne globalne spowolnienie, jednak – jak mogliśmy zaobserwować w 2009 roku – recesja nie miała aż tak dużego wpływu na polską gospodarkę. Polska nie powinna się szczególnie zamartwiać niewypłacalnością krajów peryferyjnej Europy, ponieważ wtedy zagraniczne banki skoncentrują swoją działalność na rynkach, na których idzie im dobrze – na przykład Polsce czy Turcji.
M.Ś: Czy Polska może stać się regionalnym liderem centralnej Europy?
P.A: Myślę, ze już jest – w tak ważnych kwestiach jak wzrost gospodarczy, populacja oraz sposób, w jaki się zachowuje. Wystarczy spojrzeć na europejską prezydencję Polski i porównać ją do tego, co się działo w pierwszej połowie roku na Węgrzech. Polska jest zdecydowanie bardziej przebojowa i stara się promować siebie jako wielkiego gracza przy wielkim stole, gracza mówiącego głosem europejskich krajów rozwijających się. Myślę, że Polska już zajęła tę pozycję. Wiele będzie zależało również od tego, jak Polska potraktuje temat wejścia do strefy euro. Oficjalnie ten temat jest odłożony, jednak myślę, że nieoficjalnie rząd myśli o wstąpieniu do strefy euro w 2015 lub 2016 roku. Sposób, w jaki przebiegnie ten proces, podyktuje przyszłą pozycję Polski w Europie.
Źródło: Bankier.pl