Wyprzedaż akcji, którą obserwowaliśmy rano na europejskich rynkach, kazała oczekiwać najgorszej dwudniowej serii spadkowej od 2009 r. W połowie dnia inwestorzy przystąpili jednak do łapania spadającej brzytwy i rozpoczęli zakupy.
Europejskie rynki akcji rozpoczęły piątkową sesję od pogłębienia spadków z czwartku, który dla wielu giełd był najgorszym dniem od 2009 r. Rano niemiecki DAX tracił na wartości nawet 4 proc., a ok. godz. 17 do wyjścia na plus zostało mu do odrobienia mniej niż 1 proc. strat. W tym samym czasie WIG20 zyskujący na wartości ponad 1 proc., obok tureckiego indeksu, był jednym z najmocniejszych wskaźników rynków akcji.
Amerykańskie indeksy również zdołały wyjść na plus, chociaż długoterminowe perspektywy dla gospodarki USA, według ekonomistów z wielu firm, w coraz mniejszym stopniu napawają optymizmem. Wczoraj Morgan Stanley zweryfikoła w dół prognozę wzrostu amerykańskiego PKB w 2011 r. z 2,6 proc. do 1,8 proc., a dziś analitycy Citigroup, którzy wcześniej byli zdecydowanie mniejszymi optymistami, obniżyli analogiczną prognozę z 1,7 proc. do 1,6 proc. W piątek nie opublikowano szczególnie istotnych danych makroekonomicznych, ale za to o utrzymanie poziomu adrenaliny na wysokości z ostatnich dni zadbały duże spółki technologiczne. Hewlett-Packard, który po czwartkowej sesji opublikował roczne wyniki finansowe i poinformował inwestorów o nowej strategii zakładającej m.in. przejęcie innej spółki za ponad 10 mld USD, w piątek był najgorszą spółką z indeksu S&P500 – akcje HP taniały o ok. 22 proc.
Po tym, jak w ostatnich dniach agencja Standard&Poor’s urosła w oczach niektórych analityków i polityków do miana organizacji trzęsącej bez uzasadnienia rynkami, jej pracownicy postanowili nie brać na siebie całej odpowiedzialności za ewentualną drugą falę spadkową na giełdach. Powierdzili oni bowiem stabilną perspektywę ratingu Niemiec, co oznacza, że nasi zachodni sąsiedzi przynajmniej przez 2 lata nie powinni utracić najwyższej możliwej oceny zdolności kredytowej. Wygląda to na koniunkturalne zagranie agencji nie tylko ze względu na czas publikacji komunikatu (kilka dni temu dane makroekonomiczne pokazały, że lider strefy euro rozwijałał się w ubiegłym kwartale w tempie 0,1 proc. k/k), ale przede wszystkim z uwagi przyjęcie założenia, że wszelkie programy pomocowe, nad którymi toczą się właśnie zaawansowane rozmowy w całej Europie, nie wpłyną na zdolność Niemców do finansowania się zagranicznym kapitałem. Począwszy od zatwierdzonych już pakietów ratunkowych dla Grecji, Portugalii czy Irlandii, przez planowane emisje wspólnych euroobligacji dla wszystkich członków strefy euro, a kończąc na reformach systemu bankowego (proponowany podatek Tobina od transakcji finansowych, czy już przesądzone podniesienie bazy kapitałowej banków w związku z wdrożeniem nowej wersji umowy z Bazylei) – wszystkie te projekty obciążają Niemców bardziej niż inne państwa z uwagi na rolę i rozmiar ich systemu bankowego.
Źródło: Noble Securities SA