Ruch w górę kurs EUR/PLN rozpoczynał się z poziomu 4,05, dla USD/PLN było to ok. 3,03 zł. Szczyty w wielkanocny poniedziałek wypadły odpowiednio na 4,20 i 3,25 zł. Potem złoty odrabiał straty, by na skutek przeceny dolara zagranicą po słabych danych z amerykańskiego rynku pracy w piatek cena euro spadła do 4,06 zł, a dolara do 3,1150 zł.
Osłabienie złotego miało gwałtowny charakter. Nasza waluta traciła nawet w ciągu jednego dnia 10 groszy w relacji do dolara. Był to generalnie wynik umocnienia dolara na rynku międzynarodowym i ucieczki inwestorów z rynków emerging markets. Inwestorzy zagraniczni, w obliczu szybszych niż oczekiwano podwyżek stóp procentowych w USA, opuszczali rynki środkowoeuropejskie. Na rynku nie zrobiły natomiast żadnego wrażenia informacje o przyjęciu przez premiera Marka Belkę dymisji wicepremiera Hausnera i powołanie Jacka Piechoty na stanowisko ministra gospodarki i pracy.
Do poprawy sytuacji przyczyniło się ogłoszenie przez agencje ratingowe S&P i Fitch podwyższenia perspektywy ratingu dla Polski do pozytywnej z neutralnej i utrzymania obecnej długoterminowej oceny wiarygodności kredytowej naszego kraju na poziomie BBB+. Takie decyzje wynikły z dobrych perspektyw gospodarczych i oczekiwań poprawy sytuacji fiskalnej. Podwyższenie ratingu będzie jednak zależało już od działań nowego rządu i jego podejścia do reform.
Wydarzeniem ostatnich dni była decyzja w sprawie stóp procentowych w Polsce. Polskie rynki finansowe zamarły na kilka godzin w przedłużającym się oczekiwaniu na komunikat ze strony władz monetarnych (RPP nie wypracowała jeszcze standardu ogłaszania swojej decyzji o stałej godzinie). Rada, po zapewne burzliwych obradach, postanowiła obniżyć stopy procentowe o 50 pkt i podtrzymała łagodne nastawienie w polityce monetarnej. Takiego stanowiska spodziewał się rynek. Złoty najpierw osłabł o ok. grosz, ale później szybko z nawiązką odrobił straty.
Uwagę inwestorów zwrócił też bardzo łagodny wydźwięk informacji po posiedzeniu RPP. Rada zasygnalizowała co prawda niebezpieczeństwo wynikające ze wzrostu stóp procentowych w USA, ale w kolejnych akapitach znalazły się argumenty za szybkim spadkiem inflacji, który zostanie spowodowany między innymi niższą dynamiką wzrostu gospodarczego, brakiem presji na wzrost płac i prognozami co do rozwoju sytuacji na rynku żywności. Prezes NBP Leszek Balcerowicz zasugerował dodatkowo, że w II połowie roku inflacja może spaść nawet poniżej 2 proc., a w niektórych miesiącach poniżej 1,5 proc. Dzień przed RPP identyczną decyzję podjął węgierski bank centralny. Jeszcze kilka tygodni wcześniej spodziewano się większych obniżek, ale zmiany na rynku globalnym i osłabienie forinta skłoniły przedstawicieli NHB do mniejszych cięć. W czwartek stopy spadły też w Czechach i wynoszą po obniżce o 25 pkt 2 proc. dokładnie tyle, ile w strefie euro.
Zaprezentowane w czwartek dane o bilansie płatniczym za styczeń były znakomite. Polska zanotowała jedynie 72 mln EUR deficytu przy oczekiwaniach 300 mln EUR. Na poziomie obrotów handlowych mieliśmy nawet nadwyżkę eksportu nad importem w wysokości 158 mln EUR! Eksport w ujęciu rocznym wzrósł w styczniu o blisko 30 proc. i nie widać w tych danych wpływu mocnego złotego. Inną sprawą jest rentowność takiego eksportu i podpisywanie nowych umów.
Rekomendacje
Kolejne dni nie będą obfitować w publikacje danych makroekonomicznych tak z Polski, jak i z zagranicy. Głównymi informacjami będą wyniki sprzedaży papierów skarbowych w poniedziałek i środę. W takiej sytuacji złoty ma szanse stopniowo odrobić kolejną część strat. Bardzo prawdopodobny jest trend boczny z kursem euro w przedziale 4,04 – 4,10 zł. Cios zadany w piatek dolarowi powinien dodatkowo chronić złotego przed słabnięciem.
RYNEK MIĘDZYNARODOWY
Płyną złe dane
Poświąteczny tydzień przyniósł uspokojenie na rynku eurodolara. Praktycznie wszystkie dane makroekonomiczne z EU, USA i Japonii były negatywne i pokazywały pogarszanie się koniunktury. Dolar pozostawał silny przez większość tygodnia i osłabił się dopiero po danych z rynku pracy. Prognozowana liczba nowych miejsc pracy poza sektorem rolniczym (tzw. nonfarm payrolls) wzrosła zaledwie o 110.000 – połowę oczekiwań. Dodatkowo dane za luty zostały zrewidowane w dół. Osłabiło to dolara, euro kosztowało z powrotem ponad 1,30.
Już we wtorek indeks zaufania konsumentów w USA podawany przez Conference Board zanotował spadek do 102,4 pkt – niżej od prognoz i poprzednich wskazań. PKB za IV kwartał 2004 r. został zweryfikowany w dół, natomiast deflator PKB, który jest miernikiem inflacji w górę. Te dane nie osłabiły jednak dolara, gdyż wyższa inflacja jest czynnikiem wspierającym FED w podnoszeniu stóp procentowych.
Dane ze strefy euro wcale nie były bardziej optymistyczne od amerykańskich. Stopa bezrobocia w Niemczech wzrosła już do 12 proc., natomiast w całej strefie euro do 8,9 proc. Pod tym niechlubnym względem Niemcy gonią Polskę. Takie dane są niekorzystne dla wspólnej waluty, ale utrzymująca się inflacja na poziomie 2,1 proc. powoduje, że stopy procentowe na pewno nie zostaną obniżone. W strefie euro poza bezrobociem pogorszyły się również nastroje konsumentów oraz przemysłu. To powodowało, że dolar nie tracił, a złe informacje z obu stron Oceanu Spokojnego równoważyły się. Dopiero dane z rynku pracy osłabiły USD. Zapowiedź słabych „payrolls” mieliśmy już we czwartek, kiedy opublikowano tygodniowe dane o liczbie nowych wniosków o zasiłki dla bezrobotnych. Wzrosły one o 350 tys. wobec prognozowanych 330 tys.
Dane o bezrobociu i sprzedaży detalicznej w Japonii pokazały, że Kraj Kwitnącej Wiśni wciąż nie może wydostać się z recesji. Zaważyło to na rynku walutowym. Jen był najtańszy w stosunku do dolara od października, tracił też w stosunku do euro.
W czwartek doszło do największej od paru tygodni przeceny na rynku USD/JPY. Jen umocnił się po informacji, że marzec był 12. z kolei miesiącem, kiedy japońskie władze nie dokonywały interwencji. To zwiększa chęć spekulantów by umacniać jena. Publikacja kolejnych fatalnych danych makro w piątek spowodowała jednak powrót trendu osłabiania się jena.
Na koniec tygodnia był on już najtańszy w relacji do dolara od października 2004 r.
Rekomendacje
Dolar powinien pozostać silny mimo negatywnych danych makroekonomicznych. Sentyment jest neutralny – rynek nie faworyzuje żadnej z walut.
EUR/USD powinien się ustabilizować powyżej 1,30. Poziom ten, choć został przebity, powinien nadal odstraszać niedźwiedzie.
PRZYGOTOWALI
Marek Węgrzanowski
Adam Łaganowski
Warszawska Grupa Inwestycyjna SA
KOMENTARZ MAKROEKONOMICZNY
Europę zaleją tanie chińskie auta
The Wall Street Journal Europe poinformował, że wzrasta konkurencja na rynku samochodowym Europy. Dzieje się tak m.in. za sprawą pojawienia się nowych modeli aut produkcji chińskiej. Zwraca się przy tym uwagę na fakt, że rynek samochodowy w Europie jest już nasycony a konkurencja ogromna. Ucierpią na tym europejscy i amerykańscy producenci samochodowi. Tym bardziej, że są narażeni w tej chwili na konkurencję z Korei i Japonii. Pojawienia się kolejnego konkurenta – Chin – jeszcze pogorszy sytuację.
Chińczycy zamierzają mocno wejść na rynek europejski poprzez zastosowanie starych, sprawdzonych zasad marketingu. Zamierzają zaoferować tanie i dobre jakościowo samochody. Stosują także zasadę, że chcąc osiągnąć sukcesy na rynku globalnym, należy sprzedać najpierw w USA. Chińczycy przekonani są, że aby zdobyć rynek europejski należy najpierw podbić rynek niemiecki. Na rynku ma pojawić się małolitrażowy Cherry – auto, które do złudzenia przypomina Matiza, oraz sedan Zhonghua, który będzie stanowił konkurencję dla Opla Vectry czy Forda Mondeo. Nie zostały jeszcze określone ceny tych aut na rynku europejskim.
Według Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodowych ceny Vectry zaczynają się od 19 000 EUR, a Fordów Mondeo od 20 000 EUR. Jednocześnie koszty godziny pracy w przemyśle samochodowym kształtują się następująco: 20 EUR w USA, 28 EUR w Niemczech zachodnich, podczas gdy w Chinach sięgają poziomu 0,75 EUR. Upraszczając można założyć, że cena samochodu jest proporcjonalna do kosztów pracy. Zhonghua powinna więc kosztować niewiele ponad 500 EUR. Po rynku rozeszły się wieści, jakoby Cherry miał kosztować w granicach 3 000 – 3 500 EUR, zatem cena modelu Zhonghua powinna kształtować się w granicach 7 000 – 10 000 EUR.
Europa ma twardy orzech do zgryzienia, tym bardziej Polska, która w ostatnim czasie stała się ważnym graczem w tzw. zagłębiu samochodowym, które tworzą Polska, Czechy i Słowacja. Można jednocześnie wywnioskować, że Polska nie może bazować w swojej przewadze konkurencyjnej na taniej sile roboczej i bliskości rynku, ponieważ – jak się okazuje – są miejsca, gdzie ktoś podejmie się produkcji jeszcze taniej. Należy więc iść dalej i produkować towary o wysokiej jakości, potwierdzonej badaniami naukowymi. Przykład Chin, Korei i Japonii dowodzi, że liczy się przede wszystkim jakość wyrobów, a dopiero w drugiej kolejności ich cena. Oczywiście odwrotnie jest w społeczeństwach o niskich dochodach. Droga do zmiany podejścia jest długa. Wszyscy pewnie pamiętają, że w latach 70. synonimem złej jakości towarów była właśnie Japonia, czy w latach 80. Korea. Kraje te zainwestowały jednak w badania i rozwój i są dziś czołowymi producentami wielu towarów (np. sprzęt RTV).
Dopóki Polska nie zainwestuje w badania i rozwój, a swoją przewagę konkurencyjną będzie opierać na taniej sile roboczej, dopóty dalej będzie borykać się z wieloma problemami gospodarczymi, jak np. bezrobocie, niski poziom inwestycji czy problemy związane z opieką społeczną.
Przygotował
Richard Mbewe
Warszawska Grupa Inwestycyjna SA